Słów używa się w ściśle określonym celu, często po to, by osiagnąć korzyść, co nie jest niczym nagannym. Gorzej jednak, gdy słów używa się tylko po to, by oszukć innych, bo oto mój cel jest najważniejszy i tylko on się liczy.

Data dodania: 2013-04-07

Wyświetleń: 1701

Przedrukowań: 1

Głosy dodatnie: 2

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

2 Ocena

Licencja: Creative Commons

Człowieka charakteryzuje to, że potrafi porozumiewać się mową, czyli słowem, co w wielkim stopniu ułatwia komunikację pomiędzy ludźmi. Każdemu z nas słowo, czy to pisane czy mówione, wypełnia wiele czasu, a dzięki niemu nasz mózg ma co robić, gdyż zanim zostanie wypowiedziane, najpierw pojawia się w umyśle, gdzie w ułamkach sekund następuje odpowiedni dobór w zależności od okoliczności, lecz także odpowiednia kalkulacja, bo przecież słowo ma przynieść oczekiwany efekt. Słów pada tak wiele, że często nie jest się w stanie ich ogarnąć, stąd chaos jaki często w głowie panuje.

Posługujemy się słowem w ściśle określonym celu, a cel ten znany jest wyłącznie temu, kto danego słowa używa. Często zdarza się tak, że słowa padają jakby nieświadomie, bo działa tu automatyzm, wyręczający od bezustannego zastanawiania się, a dzięki temu osiąga się płynność w mowie, co zawsze odbiera się z pewną przyjemnością.

W każdej sytuacji używa się słów, bo to one wyrażają to, co jest w naszym zamyśle, co chce się drugiemu przekazać i temu właśnie służy ich odpowiedni dobór.

Nie zawsze jednak używa się słów, by wyrazić prawdę o sobie, gdyż tę ukrywa się głęboko, a dobiera się słów takich, by przekonać słuchającego, że oto ja, to jedyna prawda, że tylko mnie należy słuchać i dawać mi wiarę. Nic bardziej mylnego i każdy, kto tak podchodzi do sprawy, szybko przekona się, w jak wielkim był błędzie, a ból będzie tym większy, im bardziej tej osobie się zawierzyło.

Zawsze należy pamiętać, że słowo to tylko pewne narzędzie, że nigdy nie jest prawdą, gdyż prawdą jest to, co zostało niewypowiedziane, co znajduje się w umyśle wypowiadającego, do którego to, póki, co, wglądu nie mamy.

Jak więc zweryfikować mówiącego?

Przyznam szczerze, że jest to trudne, nikt przecież nie ma wyryte na czole, kim jest i jakim jest. Słowa zawsze padają w zależności od okoliczności. Jeżeli więc padają np. w sytuacji, gdy drugi potrzebuje pomocy, to tu zadanie jest o tyle łatwe, że wystarczy włączyć czasomierz, by zmierzyć czas od obietnicy do realizacji. To naprawdę działa, o czym wielokrotnie przekonałem się sam na sobie. Im więcej czasu upływa od deklaracji do czynu, tym większa pewność, że deklarujący chciał osiągnąć zupełnie, co innego od tego, co deklarował.

Oto przykład: po ukazaniu się w gazecie artykułu o pogorzelcu, który w pożarze stracił dom, odezwał się ktoś, kto zadeklarował wybudowanie mu nowego domu. Gazeta po dwóch dniach publikuje to, rozgłaszając wspaniałomyślność tego pana, podając jego nazwisko i imię. On cel osiągnął, choć nie wspomniał o nim ani słowem, gdyż to było jego najgłębszą tajemnicą. Powiedział tylko to, co miało jego cel zrealizować, to było najważniejsze, wszystko inne to drugorzędna, nic nieznacząca sprawa.

Na takiej zasadzie działają politycy, wszyscy, którzy przy pomocy słów coś chcą osiągnąć. To stało się normalnością, a przecież jest to ewidentnym kłamstwem, choć na pewno trudnym do udowodnienia. Może właśnie dlatego tak często z tej metody się korzysta, nie bacząc na to, że krzywdzi się wielu ludzi, że rozbudzone nadzieje, potem niedotrzymane, mogą naprawdę zabić.

Nie zgadzam się z powiedzeniem, że najpierw było słowo. Moim zdaniem najpierw jest myśl, potem słowo i na końcu czyn, choć powinno być inaczej, najpierw myśl, potem czyn, a na końcu słowo. Okazuje się bowiem, a tego wielokrotnie doświadczyłem, że czyn, a potem słowo, było tym, co dostarczało najwięcej radości, było darem z niebios, często nie do opisania.

Wniosek z tego taki, że zanim wypowie się słowo, warto zastanowić się przez chwilę, czy nie przyniesie ono więcej strat niż zysku. To, że zakładam, że liczy się wyłącznie mój interes, wcale nie musi być prawdą, bo nieraz już okazywało się, że ta nie podlega żadnej manipulacji, po prostu jest, nikogo nie pyta o zdanie, a już tym bardziej o pozwolenie.

Słowa, słowa, tylko słowa. Czy tak być musi? Czy taki stan rzeczy jest prawidłowy, czy naprawdę przynosi same tylko korzyści?

Warto być odpowiedzialnym za słowo, nawet te z pozoru nieistotne, bo każde wypowiedziane słowo dla odbierającego coś oznacza. Dzisiaj mówię ja, a inny odbiera, lecz za chwilę może się to zmienić i wówczas ja jako odbierający zacznę coś budować na podstawie usłyszanych słów, co może mnie nieprzyjemnie zaskoczyć.

Licencja: Creative Commons
2 Ocena