Pojawiają się tam postaci jaskrawe i kontrowersyjne: Korwin-Mikke, Wierzejski, Biedroń, Senyszyn. Każdy wpis to setki komentarzy. I odsłony, odsłony, odsłony. Reklamy, reklamy, reklamy. Nie wiem jak to jest w przypadku blogów polityków - czy jest tam jakiś podział przychodów. Nie sądzę - dla polityka liczy się jego ekspozycja, gdzie by taki Orzechowski mógł się pokazać jakby mu Onet zabrali?
Ale blogi „zwykłe" to już czysty zysk publikatora, z którego autor nic nie ma. Poza satysfakcją pozostaje jeszcze efekt PR-owy, trudny do zmierzenia. Mi się prowadzenie bloga opłaciło choćby ze względu na zlecenia, które otrzymuję dzięki poleceniu czytelników. Ale to też wyjście dla wybranych, mało który autor oferuje własne usługi.
Co pozostaje autorowi bloga?
Programy partnerskie czy reklama kontekstowa typu Adsense wystarczy co najwyżej na opłacenie hostingu i paru piw miesięcznie. Jeden dolar dziennie, o którym pisze Grzegorz Marczak z Antyweb jest chyba górną granicą. Tutaj po prostu potrzeba bardzo dużego ruchu, którego na blogach nie ma - chyba że się przygotuje blogi specjalnie pod Adsense, ale wtedy to już pytanie, czy piszemy bloga czy maszynkę do zarabiania.
Istnieje od jakiegoś czasu blog „Zarabianie na blogu", którego autorem jest Krzysztof Lis. Stworzył sieć kilkunastu blogów i podaje co jakiś czas wartości miesięcznych zarobków - głównie przez programy partnerskie i linki sponsorowane. Na przykład w czerwcu zarobił 607 zł. W oczach społeczności związanej z programami partnerskimi Złotych Myśli uczyniło go to ekspertem, gdyż został zaproszony na seminarium uczestników tych programów.
Linklift.pl to jeden z programów sprzedaży linków sponsorowanych - dość popularny z tego powodu, że nie zamknął się przed blogami i ceny samych linków nie są groszowe, da się zarobić nie tylko na piwo, ale i na parę dobrych obiadów. Choć od paru miesięcy Linklift się psuje - wartości linków dla nowych polskich serwisów spadają do poziomu 7-15 złotych. Serwisy w języku niemieckim i angielskim nierzadko zarobić mogą i 300 złotych za jeden link - choć francuskie mają już ceny bliskie polskim.
Dobre pół roku temu pojawił się serwis, który miał to wszystko zmienić. Krytycy.pl miał sprzedawać wpisy sponsorowane na blogach należących do programu. Przyznaję, że pokładałem w nim duże oczekiwania, które spełnione nie zostały. Zaglądam tam rzadko, albo nie ma żadnej aktywnej kampanii, albo jest jakiś, jeśli można to określić SEO-zapychacz - napisać notkę ze słowami kluczowymi, z którą autor dostanie całe 20 złotych. Swoją drogą, nie będzie mógł ich wypłacić, bo minimalna kwota to 100 złotych. Zgadzam się z wpisem Marcina Jagodzińskiego z maja, że takie wykorzystanie jest bardzo mocną dewaluacją tego rodzaju narzędzia.
W ostatnich dwóch miesiącach zauważyłem jednak w Krytykach kilka pozytywnych ruchów. Po pierwsze oddzielono kampanie SEO i kampanie sponsorowane. Po drugie, zaczęły się pojawiać kampanie o trochę „normalniejszych" cenach, rzędu 50-100 złotych za artykuł.
Kolejny serwis dla blogerów: Yellowgreen.pl - trwające kilka tygodni zbieranie uczestników, wielkie oczekiwanie - i tak ze dwa miesiące temu dostaliśmy cennik, sposób obliczania wynagrodzenia za reklamy i propozycje umów. Bez rewelacji. Bloger za publikację reklam otrzyma sumę wprost proporcjonalną do liczby unikalnych czytelników jego bloga w danym miesiącu. Szczegółów oczywiście podać nie mogę.
Założeniem rozliczeń z YG jest to, że każdy UU warty jest tyle samo, nieważne, że ktoś bloga ma z popularnymi hasłami, na niego masę wejść z Google (i współczynnik odbić 85%) - czy też jest czytany dokładnie i ma grupę lojalnych czytelników.
Swoją drogą, VrooBlog czyli mój blog prywatny ma czasami znacznie więcej czytelników miesięcznie niż blog WebAudit, ale w 95% są to przypadkowe wejścia z Google. Linklift wycenił link na VrooBlogu 4x taniej niż tutaj i w sumie się z tym zgadzam.
Za co płacić?
Zadajmy sobie takie trochę głupie pytanie - kto właściwie mógłby chcieć płacić za cokolwiek blogerom? A jeśli już chciałby płacić, czy blogi obowiązują jakiekolwiek inne zasady niż „resztę internetu"?
Z jednej strony mamy blogi będące w zasadzie tematycznymi serwisami informacyjnymi, takie jak Antyweb czy Polygamia. Tutaj nie widzę powodu, dla którego traktowanie takich blogów przez świat reklamy miało być inne niż przy innych serwisach tematycznych.
Istotą bloga nie jest to, że jakieś anonimowe masy wchodzą z Googla i nabijają odsłony. Liczy się to, że czyta go pewna liczba osób, które są cenne dla reklamodawców. Szczególnie liczą się, tak myślę - blogi pojedynczych osób o uznanej marce, ekspertów z jakiejś dziedziny czy (mikro) celebrytów. Jeśli X napisze o produkcie Y, to chociaż nie ma 10000 odsłon dziennie, ci wszyscy, którzy powinni o produkcie przeczytać - przeczytają. Informacji uda się przebić przez szum, w którym zwykle giną notki prasowe. Tutaj pomysł Krytyków na artykuły sponsorowane sprawdza się, choć w przypadku ekspertów cena „sprzedania się" przekracza obecnie oferowane sto złotych.
A co jeśli chcemy publikować reklamy? Jak wycenić takiego bloga? Wydaje mi się, że najlepszą statystyką do określenia wielkości bloga będzie liczba unikalnych użytkowników powracających na serwis. To są ci czytelnicy, dla których marka i treść bloga ma znaczenie. To są ci, którzy traktują autora jako mniejszy lub większy autorytet. I za dostęp do nich reklamodawcy powinni płacić więcej.
Oczywiście użytkownicy nowi, wchodzący przypadkowo też się liczą - ale nie więcej niż na innych stronach. Dlatego też sensowny model wynagrodzenia za reklamy na blogu powinien wynikać z tych dwóch wartości.
Wniosków niewiele:
* Reklama, która będzie wyceniana według odsłon może zdecydowanie wypaczać wartość bloga, tutaj wycenę należy określić znacznie wyżej niż by to zrobiły portale i opierać się na wydzieleniu tych bardziej wartościowych czytelników.
* Jestem zdecydowanym zwolennikiem artykułów sponsorowanych, czy też testów produktów na blogach.
A jakie jest Wasze zdanie na ten temat?