Działo się to w latach 1946 i 1947. Norweski przyrodnik Thor Heyerdahl porzucił badania nad zwierzętami Polinezji, aby napisać pracę o przypuszczalnym pochodzeniu tamtejszych ludów z Ameryki Południowej. Ale pracy tej, nowatorskiej jak na tamtejsze czasy, nikt nie chciał opublikować.

Data dodania: 2021-03-08

Wyświetleń: 759

Przedrukowań: 1

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Niezwykła podróż

Nie była ona bowiem wąsko specjalistyczna, ale jak to bywa dopiero we współczesnej nauce, czerpała z wiedzy różnych dziedzin dla rozwiązania naukowej zagadki.

Ci z naukowców, którzy byli nieco bardziej otwarci na treści Heyerdahla, wysuwali inne zastrzeżenia. Mianowicie ludy ówczesnej Ameryki Południowej nie miały żadnych łodzi. Ludzie ci budowali tratwy z drzewa balsa, ale w początkach XX w. prawie nikt nie chciał wierzyć, by tratwa pokonała tysiące kilometrów Oceanu Spokojnego z wybrzeża Peru na wyspy Polinezji.

Wówczas Thor Heyerdahl wpadł na szalony pomysł. Zapowiedział, że sam zbuduje taką tratwę i przepłynie na niej Ocean Spokojny. I wbrew powszechnemu niedowiarstwu to zadanie zrealizował.

Potem naukowiec barwnie opisał całe przedsięwzięcie w książce pt. „Wyprawa Kon-Tiki”. Od czasu odkrycia jej przeze mnie w latach osiemdziesiątych należy ona do moich ulubionych książek. Bo książka to niezwykła; łącząca w sobie ciekawy temat, bystre oko naukowca przyrodnika i niecodzienny talent literacki.

Heyerdahl opisuje wszystko – od pomysłu na wspomnianą na wstępie pracę aż do powrotu członków wyprawy do domu. Wyprawa bowiem świetnie się udała. Jednak by w ogóle szczęśliwie do niej doszło, pomysłodawca i jego pomocnicy musieli otworzyć sobie najbardziej zamknięte drzwi i zjednać dla swojej idei najwyższe czynniki polityczne aż do Organizacji Narodów Zjednoczonych włącznie.

Dlatego książkę tę czyta się z równym napięciem, co najlepszą sensacyjną powieść. Nie tylko zresztą wspomnienia z przygotowań, ale i z samej podróży, w której zdarzały się momenty dramatyczne i zagrażające życiu jej uczestników. Większość czasu wyprawy była jednak wprost idylliczna, ale i opisy tej idylli obfitują w dynamiczne opisy codziennego współżycia członków wyprawy z oceanem i jego przyrodą.

Na koniec mamy historię dramatycznego lądowania na wyspie, entuzjastycznego przyjęcia podróżników przez ludność Polinezji i jej władze oraz załadowania się na statek mający odwieźć ich do domu. Podróżnicy rzucają ze statku powitalne wieńce do zatoki, aby wyrazić swe pragnienie powrotu na wyspy Polinezji. Żałują chyba, że skończyła się ich przygoda. I czytelnik także żałuje, że skończyła się ta wspaniała książka…

 

Licencja: Creative Commons
0 Ocena