Spośród tych grup chyba najlepiej znana publiczności jest rodzina Orzechowej, samicy z Borów Dolnośląskich, której nałożono obrożę telemetryczną, a potem filmowano całą rodzinę przy pomocy fotopułapek. Sympatyczny filmik z tego badania naukowcy zamieścili na youtube. Dzięki temu roczny syn Orzechowej Pumpak, który najczęściej opiekował się szczeniętami w filmowanym gnieździe, stał się popularny i wręcz zrobił karierę medialną.
Takie badania są spektakularne, ale to nie jedyny sposób na obserwowanie wilczych stad. A przy tym odłowienie i „zaobrożowanie” wilka w celach naukowych wymaga uzyskania zezwolenia z Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, co z reguły zabiera sporo czasu. Dlatego stosuje się też inne, niestety mniej „estetyczne” metody badań. Mam na myśli analizę wilczych śladów.
Jest to mniej estetyczne, bo wilki wprawdzie znaczą swoje terytoria przy pomocy gruczołów zapachowych na łapach, ale też przy pomocy moczu i kału. A o tym nie pisze się za dobrze. Jednak dzięki analizie takich śladów można się wiele dowiedzieć o badanych zwierzętach, niepokojąc je mniej niż przy odławianiu.
Przy obecnym rozwoju metod diagnostycznych można w ten sposób obserwować każde zwierzę oddzielnie, a to dzięki badaniom genetycznym próbek pobranych ze śladów. Można także określić, które z badanych zwierząt są spokrewnione, a które pochodzą spoza rodziny. Dzięki sygnałom GPS można też określić dokładne położenie wilczych śladów, a potem nanieść je na mapę. Wreszcie analiza odchodów pozwala także ocenić szczegółowo dietę wilków z danego obszaru, w tym procentowy udział w niej poszczególnych gatunków zwierząt stanowiących ofiary.
No cóż – nauka także wymaga ofiar ze strony naukowców. Nie wszystko bowiem w przyrodzie jest czyste i estetyczne. Ale żebyśmy mogli doznawać w przyszłości estetycznych wrażeń choćby słuchając nocnego wycia wilków, ktoś musi zbierać i badać ich odchody. Coś za coś...