Facet, który prowadzi życie statystycznego mężczyzny zarabiającego na utrzymanie rodziny pracując 8 godzin dziennie, decyduje się na zmianę. Chce schudnąć, nabrać masy mięśniowej, dobrze wyglądać i przede wszystkim czuć się w formie. Co skłoniło go do tej zmiany? Jego auto uległo awarii i jest w warsztacie więc musiał pojechać do pracy autobusem. Wyszedł z domu zbyt późno i bięgnąc na przystanek ledwo zdążył. Skutki tego wysiłku czuł jeszcze przez dłuższą chwilę, gdy w tłumie ludzi próbował opanować wzmożony oddech. "Już nie ta forma" - pomyślał. Jakby tego było mało, obiecał żonie, że po pracy uprzątnie garaż. Dwie godziny wynoszenia ciężkich gratów poskutkowały zakwasami na drugi dzień. "Kurczę, mam 30 lat. Mój dziadek w tym wieku pracował na roli po 12 godzin dziennie" - znów dręczyły go myśli.
Zresztą, nieważne co było powodem chęci odbudowania formy. Fakt, że w tak młodym wieku jego forma była na poziomie 50-latka, czy ambicje do wzbogacenia swojego życia o coś więcej niż tylko przysłowiowe "praca-dom".
Najważniejsze w tym wszystkim jest to, że ów mężczyzna ma niewielkie szanse na powodzenie. Nigdy nie interesował się tematyką sportów siłowych więc nie potrafi ułożyć sobie prawidłowego planu treningowego. Posiłkuje się więc gotowcami znalezionymi w internecie. Zaczął nawet prenumerować pismo dla kulturystów i wykupił karnet na siłownię. Siłownia, którą wybrał nie znajduje się najbliżej jego domu, ale jest największa w mieście, wypełniona masą sprzętu do ćwiczeń. W pierwszym tygodniu ćwiczy systematycznie, w drugim też choć zapał już nie ten. Trzeci tydzień to tzw. treningi w kratkę, a po dwóch miesiącach siłownię odwiedza sporadycznie. Treningi nie dają już wymiernych efektów, a służą jedynie podtrzymaniu poczucia dążenia do spełnienia swych ambicji.
Wyobraźmy sobie taki schemat: 30-letni, pracujący mężczyzna postanawia rozpocząć treningi siłowe, z dnia na dzień zmienia tryb życia, systematycznie odwiedza siłownię, po roku osiąga swój cel stając się dobrze zbudowanym facetem jakby żywcem wyjętym z okładki magazynu Men's Health. Rzeczywistość niestety jest inna. Ale dlaczego?
Trening na maszynach w klubie fitness to przerost formy nad treścią. Nadaje się świetnie dla kogoś, kto od dłuższego czasu pracuje nad sylwetką, a ćwiczenia na maszynach traktuje jako ostateczny szlif swoich mięśni. Taki trening nie ma racji bytu ani w budowaniu masy mięśniowej, ani w zdobywaniu siły. Ćwiczenia wielostawowe z wykorzystaniem wolnych ciężarów (sztanga, hantle) jest idealny do tego, by z wątłego chłopca stać się wielkim, żylastym facetem, ale taki trening wymaga czasu i trzymania się ścisłych zasad co nie będzie łatwe dla naszego przykładowego 30-latka. Więc..?
Niewiele osób zdaje sobie sprawę, że oprócz treningu kulturystycznego opartego na ćwiczeniach z ciężarami istnieje coś jeszcze. A mianowicie kalistenika, trening z wykorzystaniem masy własnego ciała.
Wróćmy do naszego przykładowego 30-latka. Jakie szanse na powodzenie miałby ten facet, gdyby nie musiał codziennie dojeżdżać na siłownię? Jakie miałby szanse, gdyby swój trening mógł odbywać przy żonie i dzieciach? Jakie szanse by miał, gdyby dzięki temu treningowi był w stanie wykonać 50 prawidłowych pompek oraz 15 podciągnięć na drążku, co jest barierą nie do pokonania dla większości jego kolegów? I wreszcie, jakie szanse na powodzenie miałby, gdyby nie tracił czasu na ćwiczenie każdej partii mięśniowej z osobna, a skupił się jedynie na ćwiczeniach ogólnorozwojowych, dzięki którym wynoszenie gratów z garażu będzie jak spacer po parku?
Odpowiedź na to pytanie pozostawiam właśnie takim osobom. Życzę wybrania odpowiedniej drogi do celu.