Rzecz się dzieje przez trzy krótkie dni w Meksyku w roku 1996. Niepozorny mężczyzna z kotem, obok niego zjawiskowa piękność. Cóż można zdradzić więcej, by nie odebrać przyjemności lektury?
Dwoje bliźniąt, które nie znają lęku ani granic, niczego się nie boją, nawet śmierci. Pragną tylko jednego: nigdy się nie nudzić. Nigdy nie czuć pustki ani ograniczenia. Rodzeństwo Rodriguez nie kończy na marzeniach o wolności: oni traktują je poważnie i radykalnie. Wcielają je w życie za wszelką cenę.
Co jednak leży u źródeł ich agresywnego parcia ku nowym doświadczeniom? Czy można nie bać się niczego i niczego nie żałować? O czym naprawdę myślą bliźnięta Rodriguez, kiedy rabują banki, uciekają przed policją, mordują? Być może to w nich samych jest pustka, przed którą wciąż uciekają?
Ta książka nie jest jedynie erotyczno-sensacyjną feerią, ale uniwersalną anatomią nudy, nudy, która polega właśnie na tym, że trzeba ją koniecznie zagadać.
Fajerwerki, jakie znajdzie czytelnik w powieści (któż zliczy łuski, trupy i objawienia nagich ciał, którymi usłana jest droga wiodąca przez karty tej książki?) nie są jedynie ornamentami. Gdzieś pod spodem, pod głównym, sensacyjnym wątkiem Bandyci Rodriguez kryją się pytania o granice wolności, o znudzenie i o możliwość przekroczenia siebie samego.
Akcja książki zajmuje jedynie trzy dni. Tak wiele i tak mało, w ciągu tego czasu bohaterowie przeżyli zapewne więcej niż wielu zwykłych śmiertelników przez całe życie, ale czy intensywność doznań faktycznie jest miarą jakości życia?