Wielu ludzi pisze i jest przekonanych, iż tekst, który napisali zachwyci wydawcę, a książka zostanie wydana, zaś autor zostanie uhonorowany dobrą zapłata. Nic bardziej mylnego. Wiele osób pisze dziś książki. Czasem nawet są one dobre, ale jak naprawdę wygląda zachowanie wydawnictwa.

Data dodania: 2020-09-15

Wyświetleń: 903

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Jesteś w błędzie myśląc, że wydawca czeka na twój tekst. Pisząc do wydawcy list, musisz przekonać wydawcę, żeby załączony tekst przeczytał. Zazwyczaj list nie przekonuje wydawcy do czytania załączonego tekstu. Wysyłanie samego tekstu jako załącznika też jest działaniem bezsensownym, bo wydawnictwo chce dowiedzieć się czegoś o tekście, zanim otworzy plik z powieścią. Nie wiem, czemu ma to służyć? Wiadomość e-mail bez informacji jest traktowana jako zagrożenie — załącznik może zawierać wirusa — tak tłumaczą wydawcy nie otwierania tekstu.

Na rynku jest bardzo dużo książek. Wydawca ma w czym przebierać. Natomiast autorzy wymyślają przeróżne sposoby narzucania się wydawnictwom.

Jeden wydawca uważa, że znane nazwisko w świecie literatury jest już czymś, co otwiera drogę, a drugi wydawca powie, że znane nazwisko o niczym nie świadczy i często ma rację, bo zdarza się, że autor po napisaniu pierwszej książki, która cieszyła się uznaniem, drugą pisze bez zaangażowania i sprzedaż jej kończy się klapą.

Ze swoich kontaktów z wydawcami książek wywnioskowałem, że książka (beletrystyka) ma szansę zaistnieć, jeżeli wydawnictwo dostanie dotacje na wydanie książki. Inaczej wydanie takie nie jest opłacalne.

Na co najczęściej narzekają wydawcy? Autorzy często wysyłają co jakiś czas tę samą powieść, jakby żyli w przekonaniu, że tym razem ona się spodoba.

Zdaniem wydawców wielu ludzi pisze plagiaty, często dotyczą one nawiązania do „Harrego Pottera” albo „Wiedźmina”. Nikt nie wyda plagiatu, szczególnie teraz, kiedy te dwa tematy są znane i nadal popularne.

Jednym z działań jakie mają miejsce, bo budzi ono ciekawość, jest pisanie książek na zlecenie wydawnictwa. Na rynku jest kilkadziesiąt tysięcy nowych książek rocznie, a wydawca zleca napisanie książki na dany temat. Jest tu pewna ciekawostka, bo zdarzyło się tak, że jeżeli książka napisana na zlecenie wydawnictwa sprzedaje się, wtedy jest okej, ale kiedy taka książka się nie sprzedaje… wtedy wydawnictwo oskarża autora, że napisał książkę nie na temat i żąda zwrotu kosztów druku, a sprawa może skończyć się w sądzie.

Czy można powiedzieć, że są wydawcy, którzy czytają wszystkie nadesłane propozycje? Nie. Czy pracownik wydawnictwa czyta nadesłaną powieść od deski do deski? Raczej rzadko. Zetknąłem się z wydawcami, którzy twierdzili, że wystarczy im dwie strony tekstu do oceny całej powieści. Opisałem ten temat w artykule: „Wydawca i drukarz”.

Nie jeden autor przeżył rozczarowanie, kiedy podpisał umowę wydawniczą, otrzymał zaliczkę, a jego książka nigdy się nie ukazała, bo i takie są przypadki. Dlaczego? W ten sposób wydawca zablokował temat, a umowa pomiędzy wydawnictwem i autorem nie zawierała terminu wydania książki, jedynie przekazanie praw autorskich. Zanotowano także przypadki, kiedy autor, poza zaliczką przed wydaniem książki nie otrzymał pozostałego wynagrodzenia, które teraz, a mamy rok 2020 wynosi zazwyczaj 5-10% od zysków ze sprzedaży.

Ważnym, a właściwie najważniejszym, elementem jest umowa i prawa autorskie. Wydawca nie ma żadnych podstaw do przejmowania praw autorskich i majątkowych, może z nich jedynie skorzystać. Autor udziela jedynie licencji na publikację utworu. Warto tu poradzić się prawnika, żeby nie popełnić życiowego błędu. Ten błąd popełnia wielu autorów, kierowanych nadzieją na szybki i dobry dochód.  

Twierdziłem i nadal będę tak twierdził, że wielu ludzi pisać nie powinno. Nie tylko ze względu na kiepski warsztat, ale też pomysły, jakie są opisywane, jeżeli nie są oklepane, popularne, to brakuje właściwej przyczynowości skutkowej i najważniejszego czynnika, czyli tego czegoś, co zachęca nad do czytania tego, co będzie dalej.

Zastanawiam się nad tym, dlaczego jeżeli pracownik wydawnictwa, źle ocenił książkę, wydawca wydał gniota, który się nie sprzedał, a gniot dotyczył dziedziny fantastyki, wydawca orzeka niesłusznie, że fantastyka się nie sprzedaje i rezygnuje z wydawania fantastyki, zamiast zmienić pracownika na osobę kompetentną. Żaden z wydawców na powyższe pytanie mi nie odpowiedział.

O wydawcach też można powiedzieć dużo. I wszystko będzie prawdą. Opisane powyżej przypadki są najczęstszymi jakie autor spotyka na swojej drodze. Jakiś czas temu książka zaczęła przynosić dochód autorowi, co stworzyło niezliczoną ilość nowych tekstów, a wielu autorów zapragnęło w ten sposób dorobić sobie do życia. Zarzucenie wydawców tak dużą ilością tekstów stworzyło schemat wydawnictwo-Bóg. Dawno już przestały mieć znaczenie referencje i rekomendacje. Wydawcy zaczęli dyktować warunki, nie do końca zgodne z zasadami wydawniczymi. Kiedyś wydawca pytał: „jaki książka niesie przekaz?”, obecnie odstąpili od tego idiotycznego pytania. Dawniej powieść musiała być napisana językiem literackim, a tekst sformatowany do maszynopisu znormalizowanego. Dziś… dla wielu wydawców ta sprawa nie ma znaczenia. Na spotkaniach autorskich czytelnicy pytali mnie: „czy moje książki przeszły redakcję?” — pytanie z pozoru bezpodstawne, ale dziś sensowne. Zanim kupię książkę, chcę wiedzieć, czy będę mógł ją przeczytać, bo często książki wydawane są bez redakcji, poprzez cięcie kosztów lub autor uważa, że jego tekstu nie należy poprawiać.

Wydawca, nie zawsze słusznie wyrzuca z tekstu słowa niezrozumiałe, techniczne. Dlaczego? Bo nie zna zasad? Dawno temu, żaden marynarz nie powiedział „drewniany element”, bo nie ma drewnianych elementów, gdyż każdy przedmiot na żaglowcu ma nazwę własną. A dziś spotykamy synonimy: pirat — korsarz, choć są to dwa różne znaczenia, pirat jest rozbójnikiem morskim bez żadnych zasad, a korsarz był rozbójnikiem morskim, służącym interesom któregoś władcy i w pełni znajdował się pod jego ochroną. Karabin, pistolet, rewolwer, nóż, gaz — wszystko nazywa się broń, dlaczego?

Dawniej książka stanowiła źródło informacji, uczyła. Wydawano książki językiem literackim. Książka zawierała odręczne obrazki, szkice. Dziś zatrudnię grafika jest za drogie, nieopłacalne. Książka nadal zwana jest sztuką, choć często wcale nią nie powinna być zwana. Zastosowanie mowy potocznej w literaturze, w dużej mierze wpłynęło na spadek czytelnictwa.

Licencja: Creative Commons
0 Ocena