Pomysł na ten artykuł przyszedł mi, gdy mój kot do mnie przemówił. A było to tak:
Siedziałem w pokoju robiąc jedną z najinteligentniejszych rzeczy, jakie współczesny człowiek robi w obecnej dobie nagminnie. A mianowicie gapiłem się w telewizor. Nie był to jakiś nadzwyczaj zajmujący program, skoro nie pamiętam co w tym lufciku leciało. I wtedy pojawił się mój kot. Czarny, piękny, zielonooki Bombaj Europejski. Kot mądry, stateczny, jak na jego wiek przystało. Kot przywódca stada (bo są jeszcze dwa inne koty, pies, ja i żona) wiodący spokojnym, kontrolnym okiem po całości zagarniętego dobra i włości. Pospacerował do kuchni z ogonem do góry, by sprawdzić, jak się ma jego micha (bo ma się mieć!). Miała się nie źle, bo tak gdzieś do ćwierci suchej karmy. A ja obserwuję go kątem oka. „Może być” – skonstatował i wszedł do pokoju. Stanął – głowa opuszczona, ogon wahadłowo, ale leniwie przy samej ziemi na boki. Odbywa się wewnętrzna rozgrywka, co chcę zrobić i czy w ogóle coś chcę, bo przecież mogę wrócić na swój tapczan i zakopać się w miękkie poduszki. A na dworze słońce świeci… Może znów przylecą od sąsiada gołębie… albo wróble… Dylemat, psia krew, koci dylemat! Podniósł głowę. Ogon znieruchomiał, jedynie koniuszek wije się jak dżdżownica. Wzrok utkwił w oknie drzwi do ogrodu. Coś tam łazi w trawie – żaba albo szpak… Decyzja zapadła. Ruszył. Podszedł do mnie i stanął naprzeciwko. Miauknął. Wtedy spojrzałem na niego oficjalnie. Nasze spojrzenia spotkały się. On odwrócił się i ruszył w stronę wyjścia do ogrodu. „Choć, to ci powiem co chcę, żebyś zrobił” – mówił. Uszy skierował do tyłu. – „Muszę słyszeć, żeby być pewnym, że zrozumiałeś i idziesz za mną. Dobrze, choć, choć”. Stanął dotykając nosem dokładnie miejsca, gdzie drzwi się otwierają. Spojrzał na mnie i miauknął – „Otwieraj”. Począł przestępować z łapki na łapkę – „Chcę wyjść”. „Co? – zapytałem – chce Koko wyjść na spacerek?” Znów na mnie spojrzał mrużąc porozumiewawczo zielone ślepia. „Uchuummm” –zamruczał. Uchyliłem drzwi. Gdy ostatnia łapa przekraczała próg „Dzięki” – miauknął.
Albo taka historia zaobserwowana w relacji kot Koko i moja żona. Ująłem ją w formie białego wiersza.
KOT
Zobaczył: „Teraz”.
Smyrgnął cicho krocznym truchcikiem
Pomiędzy butem a framugą.
Zwolnił.
Przysiadł.
Uszy w tył, uszy w przód…
Nic. Cisza.
- Udało się. – pomyślał – Mnie tu nie ma.
Polizał się po piersi.
Polizał się po łopatce
I zajął się łapą.
- Wyświniłem się przez te kombinacje – stwierdził.
Znów posłuchał. Cisza.
Zmrużył oczy – Skąd ten zapach?
Ruszył i miekkołapnie hycnął na stół.
Pusto.
Puchatym, lekkim bez szelestem przeskoczył na kuchnię:
- Okruszki! Pychota! – chrupał. – Mało. – skończył – Trudno.
Dojrzał TEN garnuszek.
Pociągnął zapach
– Wow! Dlaczego ona utopiła takie mięsko?! –
Pokrywka brzęknęła o kuchnię.
Sięgnął wysuwając wszystkie haczyki.
Objęła go ciepła ręka.
- Cholera – pomyślał.
- Hola, hola! – usłyszał
I już musiał się skupić
Na skoku
Z objęć do ogrodu
27.09.2007r.
1956
Pamiętajmy, że my także nadajemy sygnały mową ciała. Nie potrzeba słów, a i tak wszystko jest jasne. Bowiem gest (z łacińskiego, gestus - ruch ciała), to ruch ciała, zwykle towarzyszący mowie, podkreślający to, co zostało powiedziane. Podobną funkcję spełnia dany przez kogoś znak lub skinienie. U ludzi, jak też u małp człekokształtnych, ważną rolę w porozumiewaniu się gra gestykulacja - czyli ruchy rąk i głowy, mimika twarzy towarzyszące wypowiedzi jako uzupełniający element komunikacji międzyludzkiej lub stanowiące podstawę komunikacji ludzi rozmawiających w różnych językach. Obie te definicje zaczerpnąłem ze „Słownika Wyrazów Obcych” Wydawnictwa Europa 2001.