Fantastyka to dzisiaj imperium ze stolicą w Hollywood. Amerykanie tworzą światy, które podbijają wyobraźnię całego globu. Tymczasem Europa, choć bogatsza w mitologie i historie, wydaje się grać rolę drugoplanową. Dlaczego kontynent filozofów nie zdobył korony fantasy? Odpowiedź leży między tradycją, rynkiem a wyobraźnią.

Data dodania: 2025-04-08

Wyświetleń: 104

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Amerykanie śnią głośniej! Fantastyka USA kontra Europa

Fantastyka amerykańska jest jak filmowy popcorn: barwna, szybka, epicka. To nie zarzut – to diagnoza kulturowa. USA, naród zbudowany na micie pogranicza, niemal naturalnie przeszczepiły mit dzikiego zachodu w kosmos. Ich literatura i kino żywią się eskapizmem, prostymi moralnymi podziałami i bohaterami większymi niż życie.

Europa – cóż – była świadkiem zbyt wielu realnych katastrof, by z takim samym entuzjazmem wpatrywać się w gwiazdy. Jej fantastyka jest jak wino – wymaga czasu, refleksji i nie każdemu smakuje od razu. Tu zamiast Iron Mana mamy Lema, zamiast Supermana – Tarkowskiego. Brzmi nobliwie? Być może. Ale trudno to sprzedać w postaci figurki z plastiku.

Amerykański rynek rozrywkowy to machina – kiedy chwyta fabułę, obraca ją w serię, grę, serial, sequel i gadżet. Europa, choć tworzy arcydzieła, z rzadka posiada takie możliwości promocyjne. Nawet „Wiedźmin” wypłynął globalnie dopiero, gdy dotknęła go ręka Netflixa.

Różni nas też podejście do mitu. Europa żyje w cieniu dawnych bogów i traktuje ich z namaszczeniem. Ameryka – nie mając własnych mitologii – stworzyła nowych: Kapitana Amerykę, Spidermana, Jedi. I nie ma w tym nic złego – to po prostu inne podejście do opowieści. Jedni czczą Apollina, drudzy Batmana.

Europa nie przegrała z USA w fantastyce – po prostu gra inną melodię. Tam, gdzie Ameryka wybiera trąby i werble, Europa sięga po melancholijną wiolonczelę. I być może dlatego jej opowieści rzadziej trafiają do mas, ale częściej zostają z czytelnikiem na dłużej.

A może właśnie dlatego potrzebujemy obu światów – bo raz na jakiś czas dobrze jest zanurzyć się zarówno w „Gwiezdnych wojnach”, jak i w „Solaris”. I niech każda opowieść – czy ze Śródziemia, czy z Marsa – przypomina nam, że bez wyobraźni człowiek błądzi w ciemnościach codzienności, bo nawet w realnym świecie wiele zaczyna się od fantastyki.

Licencja: Creative Commons
0 Ocena