Antyczni wandale
Tak długo jak istniały mury, na których z jakiegoś powodu zakazywano nanosić własnych inskrypcji, tak długo mieliśmy do czynienia z malowaniem po ścianach. Pierwsze udokumentowane przypadki pochodzą jeszcze z antycznych czasów egipskich i były wydrapywane rylcem na powierzchni powszechnego wówczas piaskowca. Napisy odnosiły się do spraw społecznych, takich jak kwestie zatrudnienia, ogłoszeń handlowych, a nawet jadłospisów. Nie brakowało też wpisów cokolwiek osobistych, które ogłaszały zarówno miłosny afekt, jak i niechęć do osób, często wymienianych z imienia. Obraza, która przetrwała 5 000 lat – to dopiero musi boleć.
Najlepiej zachowane inskrypcje na murach zachowały się w pogrzebanych pod popiołami Wezuwiusza Pompejach. Mieliśmy tam do czynienia z całym przekrojem komunikatów na ścianach, włącznie z tymi wulgarnymi i bardzo opisowymi. Mieszkańcy Pompeii nie byli wyjątkowi – podczas podróży greccy turyści zostawiali wpisy „tu byłem” na starożytnych (już wtedy) piramidach, co wywoływało furię miejscowych. Wandalizm i brak poszanowania, zdaje się nie znać rozróżnienia na ery.
Pochodzenie słowa
To właśnie rzymskich obrazków i napisów pochodzi włoska nazwa, oznaczająca właśnie grafikę na ścianie. Podobny termin sgraffito oznacza technikę wydrapywania wzorów na ceramice lub rzeźbie.
Wbrew pozorom, antyczne objawy wandalizmu maja dużą przydatność naukową. Dla przykładu, protoarabski język safaicki przetrwał tylko za sprawą napisów na murach. Ze starożytnych wpisów dowiadywaliśmy się znacznie więcej o codziennym życiu naszych przodków niż z pisanych pod dyktando pamiętników czy kronik. Mimo wszystko, były one przejawem sprzeciwu wobec władzy, dlatego nie obejmowała je żadna cenzura.
Współczesne malowanie
Wraz z popularyzacją farby, napisy na murach stały się metodą komunikacji zarówno w biznesie, jak i oficjalnych sprawach. Jednak zwyczaj zostawiania niewielkich napisów trzymał się mocno, czasami przybierając postaci naprawdę zaskakujące. Amerykańscy żołnierze podczas II Wojny Światowej zostawiali za sobą niezliczone rysunki nieśmiałego człowieczka z dużym nosem, z dopiskiem „Killroy was here” (Killroy tu był). Jak widać to się nie zmienia.
Prawdziwy przeskok graficzny to popularyzacja farby w sprayu. Wpisy, głupsze i mądrzejsze, pojawiały się dosłownie wszędzie, ale nigdzie indziej możliwości tego prostego dyspozytora nie zostały wykorzystane tak jak w Nowym Jorku. To właśnie tam powstawały największe i najodważniejsze malowidła, a z czasem ich urok przestał być pomijany. Dziś murale, czyli oficjalne graffiti na ścianach budynków, nikogo nie dziwią, a ich walorów estetycznych nikt nie dyskutuje. Długa droga od kilku słów wydrapanych na ścianie piramidy.