Oczywiście nieprzemijająca na wietrze Wojna Secesyjna, wyzwolenie uciśnionych Teksańczyków spod brutalnego imperializmu meksykańskiego oraz wygrany przez Rambo (od jeden do nieskończoności) incydent wietnamski. No może jeszcze II Wojna Światowa, wygrana, wiadomo, przez gumę do żucia oraz boogie-woogie.
Poza amerykańskimi wojnami z masowym udziałem statystów, mieliśmy także amerykańskie wojny z seksem, wódą oraz narkotykami. Wszystkie oczywiście sromotnie przegrane – gdyż z góry takimi były i są. Ale co to się filmów narobiło na te tematy, a ile się jeszcze nakręci !
Wojna z wódą, whiskey, rumem, szkocką, piwem nawet rozpoczęła się formalnie wypowiedzeniem 17 stycznia 1920 roku. Prohibicja padła w setkach tysięcy prosperujących klubach z nielegalnym wyszynkiem w 1933, gdy „zorganizowana przestępczość” (ale nie mafia, której według rycerza Hoovera nigdy nie było) miała się już dobrze.
Jak wiadomo Polacy kochają Stany Zjednoczone, wszystko co amerykańskie (no może poza nic nie wartym dolarem, ale to dopiero od lat kilku) to musiało być dobrym przykładem. Wielki Biały Brat był przykładem, nawet jeżeli chodzi o prohibicję.
No bo Polska miała także swoją swojską prohibicję i nie mam na myśli Jaruzelskiego z jego już prawie kultową "godziną trzynastą", lecz II Rzeczpospolitą.
Czy Państwo wiecie, że od kwietnia 1920 roku, czyli w kwartał po amerykańskim starcie w suche lata, każda gmina mogła na swym terenie wprowadzić amerykański wynalazek ?
Wystarczyło by w dniu świątecznym (czyli po mszy) zwykła większość dorosłych (powyżej 21 lat) obywateli tej jednostki administracyjnej wypowiedziała się za całkowitym zakazem sprzedaży napojów alkoholowych i to nawet o zawartości gradusów poniżej 2,5. Do zorganizowania referendum wystarczył wniosek 1/10 mieszkańców.
Co więcej – gdy front 2/3 gmin w powiecie wypowiedział się przeciwko wyszynkowi, powiatowa władza komunalna musiała wprowadzić taki zakaz wprowadzić w całym swym rejonie panowania. Nie było zmiłuj – z takiego zakazu nie wolno się było wycofywać przez długie trzy lata posuchy.
Ponadto władze nasze przedwojenne nie lubiły oficjalnie śliwowicy łąckiej, paschalnej jako i innych szlachetnych trunków o zawartości powyżej 45% alkoholu. Sprzedaż tych specjałów zabroniona została na terytorium całego kraju. Po czerwcu 1931 roku było jeszcze gorzej, za wyjątkiem piwa do 4,5%, którego sprzedaży nie można było ograniczać.
A to wszystko wynikało z dwóch ustaw:
z dnia 23 kwietnia 1920 r. o ograniczeniach w sprzedaży napojów alkoholowych. (Dz. U. Nr 37 poz. 210) oraz
z dnia 21 marca 1931 r. o ograniczeniu w sprzedaży, podawaniu i spożyciu napojów alkoholowych (przeciwalkoholowa). (Dz. U. Nr 51 poz. 423)
Ale chyba jakoś sobie nasi dziadkowie dawali radę.