Nie chodzi tu bynajmniej o to, aby dłużnik z radości wieszał się na szyi windykatorowi. Jestem wręcz pewny i to wiedzą wszyscy (a przynajmniej powinni wiedzieć), że profesjonalnie przeprowadzone działania windykacyjne i do tego jeszcze przez osobę kompetentną, znającą się na robocie mogą przynieść zaskakujące wyniki.
Wiem oczywiście, że obraz windykatora każdy z nas ma wyrobiony. Niestety to obraz przedstawiający zwykle grupę np. czterech mężczyzn z ogolonymi głowami i z kijami bejzbolowymi.
To absolutnie nie ma nic wspólnego z windykacją. Zdecydowanie odcinam się od tego. To po prostu są kryminaliści i do tego stawiają prawdziwych windykatorów w niekorzystnym świetle.
Windykacja to przede wszystkim NEGOCJACJE z dłużnikiem. Tak więc, aby zostać windykatorem, należy posiadać wiele umiejętności i to w różnych dziedzinach. Myślę tu oczywiście o tych, którzy chcą skutecznie windykować, a tym samym odnosić sukcesy.
Jestem z wykształcenia bankowcem, ale w sposób szczególny wyspecjalizowałem się w windykacji, czyli w egzekwowaniu należności pieniężnych. Byłem do tego zmuszony niejako sytuacją. Bank, w którym pracowałem zaczął tracić płynność finansową i w związku z tym zostałem oddelegowany ze stanowiska inspektora ds. kredytów na szefa działu windykacji. Jak się później okazało, kroki naprawcze podjęte przez dyrekcję banku były podjęte zbyt późno i w efekcie bank ogłosił upadłość.
Zanim jednak to nastąpiło ja miałem do wykonania określone i bardzo konkretne zadania.
Dodam, że absolutnie nie było wtedy żadnej publikacji na temat windykacji. Jedyną literaturą, z której korzystałem to kilka ustaw i "suche" instrukcje służbowe w zasadzie mówiące o niczym. Tak naprawdę to niewielu przedsiębiorców, a nawet bankowców wiedziało, co znaczy słowo "windykacja" i z czym to się je.
Jedno z pierwszych zadań, które otrzymałem, to wyegzekwowanie zaległych rat od pewnego rolnika – kredytobiorcę banku, specjalizującego się głównie w uprawie zbóż. Z natury jestem spokojny i tak uzbrojony w cierpliwość wszedłem na teren jego gospodarstwa. Rozejrzałem się dookoła. Gospodarstwo było zadbane. Na progu domu przywitała mnie gospodyni. Poinformowała mnie, że jej mąż jest na polu. Wskazała ręką, w którym kierunku mam iść i udałem się tam.
Dłużnik był spokojny. Wytłumaczył mi, na czym polega jego problem. Otóż nie powoływał się na jakieś klęski żywiołowe (bo i na takie wymówki się napotykałem, choć wcale ich nie było), ale okazało się niestety, że jego zboże nie odpowiadało normom, pozwalającym przyjąć je do skupu za uczciwą cenę. Nasza rozmowa trwała jeszcze jakiś czas. Uważnie słuchałem go i jednocześnie obserwowałem. Był oczywiście zdenerwowany, ale opanowany. Powiedziałem, co mu może grozić za niepłacenie. Jedyne, co mi wtedy przychodziło do głowy to oddanie sprawy do komornika.
Czułem, że to jednak nie jest rozwiązanie. Wiedziałem, że dłużnik ma wolę spłaty długu (a to się liczy), ale coś go hamuje (oczywiście brak pieniędzy).
Musiałem wykazać więcej inicjatywy. Skoro dłużnik ma towar do sprzedania, który „załatwiłby” spłatę długu wraz z odsetkami, ale nie ma na niego zbytu, więc trzeba mu w tym pomóc. W ten sposób istniało duże prawdopodobieństwo, że windykacja może okazać się skuteczna. Uruchomiłem kontakty, zawiozłem – pobrane wcześniej – próbki zboża do kilku innych skupów, rozejrzałem się po okolicy. I wreszcie udało się. Znalazłem hodowcę gęsi, który potrzebował dużej ilości ziarna do karmienia swojego stada. W tym momencie przydały się moje – wcześniej nabyte i jak się okazało ukryte – umiejętności negocjacyjne. Wynegocjonowałem bowiem bardzo dobre warunki finansowe dla obu stron. Powiadomiłem o tym dłużnika. Bardzo ucieszył się i zdziwił, że zaledwie 30 kilometrów od niego odnalazłem kogoś, kto potrzebuje akurat takiego zboża, jakie on ma. Na drugi dzień transakcja została sfinalizowana. Mój dłużnik dostarczył mu na miejsce ziarno, a ja dopilnowałem, aby pieniądze z transakcji były przeznaczone niemal w całości na spłatę długu. Okazało się też, iż pojawił się jeszcze inny hodowca gęsi chętny do podpisania umowy kontraktacyjnej na kilku sezonową dostawę zboża. Nie muszę chyba pisać jak bardzo wdzięczny był – już były – dłużnik. Ja sam zdobyłem uznanie dyrekcji banku (już w upadłości) i wśród swoich kolegów i koleżanek z pracy.
Od tej chwili postanowiłem, że wyspecjalizuję się w windykacji. Czytałem wszelkie książki prawnicze dotyczące egzekucji sądowej, administracyjnej, kodeksy, ustawy, przydatne podczas egzekucji należności pieniężnych. Moje zainteresowania poszły jeszcze dalej. A mianowicie zacząłem się interesować psychologią społeczną. Interesowały mnie wszelkie aspekty psychologiczne zachowań człowieka szczególnie znajdującego się w trudnych sytuacjach. Niestety wtedy dostępność do literatury na ten temat była mocno ograniczona. Dziś jest zupełnie inaczej.
Wyegzekwowanie zachowania od dłużnika może być trudne, a wygrana w sądzie nie zawsze gwarantuje skuteczne zaspokojenie roszczenia. Dlatego warto skorzystać z możliwości zastępczego wykonania czynności, które jest stosowane na szeroką skalę.