O Niemcach myślimy ostatnio jako o mistrzach Europy w oszczędzaniu. I rzeczywiście, poziom oszczędności jest u naszych zachodnich sąsiadów wysoki. A jednak są też problemy z długami.
Opłaty razy sześćset
Problem, który opisuje Spiegel, może wyglądać tak: klient dostaje rachunek na nieco ponad 20 euro. Kiedy nie płaci, zadłużenie przejmuje firma windykacyjna. Do kwoty, którą klient jest winien, dodaje kolejne opcje: opłaty manipulacyjne, dopłaty, oprocentowanie. Z dwudziestu euro robi się w cudowny sposób 1200 euro.
Takie i podobne praktyki to nie wyjątek. Dokładnie opisuje to raport federalnej organizacji chroniącej konsumentów. VZBV przeanalizowała i sprawdziła cztery tysiące skarg, jakie otrzymała od lipca do września 2011 roku. I chociaż próbka nie jest, jak zaznacza Spiegel, reprezentatywna, pokazuje, że w cywilizowanych na pozór Niemczech na odcinku odzyskiwania długów panuje prawdziwa wolnoamerykanka.
Dodatkowe zyski firmy windykacyjnej
Wróćmy jeszcze do opisywanego na początku przypadku. Tego rodzaju praktyki urzędnicy VZBV odkryli w połowie badanych przypadków. W ten sposób firma zajmująca się odzyskiwaniem długów zwiększa swoje szanse na zarobek. W analizowanych skargach dodatkowe zyski z tytułu takiego postępowania sięgały od 490 do 750 tys. euro.
VZBV wzywa do podjęcia walki z nieuczciwymi windykatorami. Zdaniem przedstawiciela organizacji, Gerda Billena, potrzebne są ścisłe regulacje branży. Propozycje obejmują różnego rodzaju środki, takie jak wprowadzenie wymogu pełnej informacji dla firm windykacyjnych czy górne limity dodatkowych opłat nakładanych przez tego rodzaju przedsiębiorstwa.
Wiele organów, mało działań
Organizacja broniąca praw konsumentów chciałaby także, aby wprowadzono jasne wytyczne, na podstawie których w firmie windykacyjnej będą pobierane opłaty. Wśród propozycji jest też system sankcji dla tych, którzy naruszają przepisy.
Na razie działa w Niemczech aż 80 różnego rodzaju organów, które mają nadzorować działalność firm zajmujących się długami. W 2011 roku kolejne powołał land Schleswig-Holstein. Problem w tym, że te organy nie działają w interesie klientów. W ciągu roku tylko w przypadku dwóch firm wydana została decyzja cofająca nakaz wyjątkowo wysokiej zapłaty.
Kiedy organizacje ochrony konsumentów alarmują, politycy dyskutują. FDP, której przedstawicielka odpowiada za resort sprawiedliwości w rządzie Angeli Merkel, uważa, że opisane przypadki to tylko czarne owce. Z drugiej strony politycy czarno-żółtej koalicji chcą zająć się sprawą przy okazji ustawy mającej okiełznać nachalny telemarketing.
Rosnący problem zadłużenia
Jakiekolwiek byłyby decyzje przez nich podjęte, windykatorom dzieje się w Niemczech nieźle. Łącznie działa ich około 750, a ich łączny obrót przekracza 24 miliardy euro rocznie. Nie ma się czemu dziwić – oszczędne niemieckie społeczeństwo coraz bardziej się zadłuża.
W 2011 roku w pułapkę zadłużenia wpadło 6,6 miliona Niemców. W niektórych regionach problemy z terminową spłatą zobowiązań ma nawet co siódma osoba. Dotyczy to zwłaszcza dawnych okręgów przemysłowych – problem jest tak samo poważny w Zagłębiu Ruhry, jak w okolicach Halle i Magdeburga w Saksonii-Anhalt (dawnym NRD).
Pokusa, czyli długi narodowe
Niemcy zadłużają się, ponieważ to jedyny sposób na utrzymanie dotychczasowego, wysokiego poziomu życia, do którego są przyzwyczajeni. To z kolei efekt spadających płac realnych, które są na poziomie niższym niż dekadę temu. Ile winny jest przeciętny Niemiec? Przeciętna wysokość zadłużenia to 33,7 tys. euro.
Łączne zadłużenie niemieckich gospodarstw domowych to 1,5 bln euro. Dla porównania, w Polsce – tylko 400 mld zł. W porównaniu do PKB dług prywatny to u naszych zachodnich sąsiadów 60 proc. W Polsce tylko 16 proc. Nic dziwnego, że niejedna firma windykacyjna próbuje sięgnąć po te pieniądze i zwiększyć ich ilość niekoniecznie legalnymi sposobami.
Obecne przepisy dają zadłużonym osobom możliwość samodzielnej sprzedaży mieszkania. Oznacza to, że licytacja komornicza nie musi być koniecznością.