Podążanie za błędnymi autorytetami często wynika z mechanizmów psychologicznych, takich jak heurystyka dostępności i efekt halo. Pierwszy sprawia, że bardziej cenimy osoby, które są „widoczne” w mediach, niezależnie od ich rzeczywistych kompetencji czy wartości. „Efekt halo” natomiast powoduje, że przypisujemy ludziom o atrakcyjnym wyglądzie lub pewnym sukcesie cechy, których faktycznie mogą nie posiadać – takie jak mądrość, moralność czy wiarygodność.
Potrzeba naśladowania autorytetów wynika również z naszej biologii i społecznej natury. Od dziecka uczymy się przez obserwację, a podążanie za liderami czy osobami uznawanymi za „silne” było kluczowe dla przetrwania w grupach. Współczesność zniekształciła jednak te mechanizmy. Media społecznościowe i kultura celebrytów lansują postacie, które często nie reprezentują głębokich wartości, lecz jedynie powierzchowne atrybuty, takie jak bogactwo, sława czy wizerunek „idealnego” życia.
Innym czynnikiem jest brak krytycznego myślenia. Edukacja rzadko kładzie nacisk na naukę analizowania informacji i rozpoznawania manipulacji. W rezultacie łatwo ulegamy wpływom osób, które głośno wyrażają swoje zdanie, niezależnie od jego wartości. Nasza potrzeba przynależności do grupy społecznej czy społeczności online dodatkowo wzmacnia ten efekt – wybieramy autorytety, które są popularne w naszej bańce informacyjnej.
Aby unikać błędnych autorytetów, musimy nauczyć się świadomie analizować, kogo uznajemy za wzór. Warto pytać: czy dana osoba rzeczywiście wnosi wartość do mojego życia? Czy jej sukcesy są zgodne z moimi wartościami? Rozwijanie krytycznego myślenia i edukacja to kluczowe narzędzia w walce z powierzchownym wyborem autorytetów. W erze wszechobecnej informacji największą mądrością jest umiejętność jej selekcji.
Dziś nie jesteśmy ograniczeni do drukowanego słowa pisanego i możem uczyć się, rozwijać lepiej niż nasi poprzednicy. Choć wśród przodków nie brakuje myślicieli. Obecnie nie tylko nauka, ale powszechny dostęp do internetu otworzył wiele możliwości i dróg rozwoju. Dawniej mogliśmy tylko przeczytać w gazecie o odkryciu, o jakimś człowieku w sposób, jaki narzucała nam narracja. Ale dziś możemy z łatwością poznać wnętrze tego człowieka na podstawie informacji jakie zostały udostępnione. Lubimy aktora, czy polityka, choć tak naprawdę nie wiemy jaki ten człowiek jest. Oceniamy go po wyglądzie, po urodzie, po sposobie ubierania się. A czy którykolwiek odkrywca zastanawiał się nad tym, czy nosi czysty fartuch w swoim domowym laboratorium? Nie, bo liczyło się odkrycie. Podobnie malarz malujący obraz chodził w poplamionym ubraniu ze śladami farby na butach. I często ci ludzie, dla których to co robili było ważniejsze niż wizerunek, tak jak pracowali tak też pojawiali się na ulicy. Dlaczego zatem dziś, patrzymy jak ktoś jest ubrany, jak wygląda? Wyglądu zmienić nie można i nie powinien on być powodem do krytyki lub fascynacji. Natomiast wygląd zewnętrzny, prezencja, ubiór, ma się niczym do wiedzy, do tego co nosi w głowie. Dlatego szanowanie kogoś za wygląd jest największym absurdem.