Ktoś kiedyś podliczył, ile wart jest człowiek. Podsumował, ile w ludzkim organizmie jest wapnia, ile żelaza i innych składników. Następnie wydał wyrok: „Człowiek ważący 80 kg wart jest…” – nie była to duża kwota.
Takie podejście nas oburza! Słusznie. Ale faktem jest, że dzisiejsza cywilizacja, oparta na konsumpcjonizmie, stosuje bardzo podobny sposób oceny naszej wartości.
Oceny na każdym kroku
Już w kilka minut po porodzie kobieta słyszy, na ile punktów zostało ocenione jej dziecko. Niby to niewinna ocena stanu zdrowia, ale począwszy od tego momentu człowiek ma zacząć przyzwyczajać się do tego, że na każdym kroku jest oceniany.
Nie bez powodu mówi się, że wypowiedzi rodziców, komentujących zachowanie dziecka powinny być zrównoważone w stosunku 1 do 5 – to znaczy na jedną uwagę krytyczną (naganę) powinno przypadać 5 pochwał. Z własnych obserwacji mogę powiedzieć, że dzisiejsze dzieci niezwykle rzadko doświadczają takiego wychowania. Zwykle ktoś odzywa się do nich, kiedy ma im coś do zarzucenia. W efekcie większość tego, co maluch słyszy, to krytyka.
W szkole nie jest lepiej. Każda umiejętność, jaką ma zdobyć, poddawana jest ocenie. Mało tego, większa część nauki nakierowana jest nie tyle na praktyczne umiejętności, co na zaliczenie odpowiednich sprawdzianów. Na podstawie oceny nauczycieli dziecko poddawane jest ocenie jego rodziców, albo kolejnej szkoły, do której musi się udać po skończeniu podstawówki.
Na kolejnych etapach edukacji sposób oceniania staje się coraz bardziej bezwzględny, a człowiek… coraz bardziej zakompleksiony.
Jednak najbardziej brutalna ocena jest jeszcze przed nim. W pracy wyceniana jest przydatność danej osoby do wykonywania określonych zadań, zdobyte wykształcenie, oraz kilka innych czynników. Wszystko to wpływa na ocenę ludzkiej wartości w postaci wysokości wypłaty. To od tej wyceny nas samych będzie zależało, czy starczy nam na własny dom, czy będziemy mogli jeździć samochodem, a nawet, czy będziemy mogli wyżywić rodzinę. Nie masz dostatecznych kwalifikacji? – zapyta szef. „To nie jesteś godny, żeby zarobić przez 8 godzin na utrzymanie domu!” – powinien powiedzieć, choć pewnie ubierze to w bardziej dyplomatyczne słowa.
Samoocena
Nic dziwnego, że człowiek stara się podnieść swoją wartość w oczach znajomych i co gorsza, w swoich własnych. Stara się więc żyć ponad stan, meblować mieszkanie na pokaz, jeździć samochodem kupionym na kredyt, robić wszystko, żeby udowodnić, że jest „kimś”. Ale poszukując też kredytu zostaniemy sprowadzeni na ziemię, kiedy będzie oceniana nasza zdolność kredytowa.
Dla państwa jesteś po prostu podatnikiem, a całokształt Twoich osiągnięć będzie wyceniony w postaci naliczonej emerytury – i nie licz na to, że poczujesz się wyjątkowo dowartościowany jej wysokością…
Czy jest ktoś, kto może nam szczerze powiedzieć, że jesteśmy coś warci? I nie mówię o psychologach, do których nasze społeczeństwo coraz częściej się udaje. Mam na myśli kogoś, dla kogo naprawdę będziesz niesamowicie ważną osobą.
Czy jest ktoś, dla kogo coś znaczysz?
Część ludzi może liczyć na swoją rodzinę. Ale wartości rodzinne systematycznie zamierają i coraz mniej osób słyszy na co dzień ciepłe słowa.
Chciałbym jednak powiedzieć o jeszcze jednej ocenie człowieka, która może zmienić nasz sposób myślenia. Któregoś razu wyceny spróbował dokonać Bóg. Uznał On, że człowiek jest wart tyle, że postanowił poświęcić za niego własne życie. Przyszedł na ziemię i umarł – również za Ciebie. Zrobiłby to nawet wtedy, gdybyś był/była jedyną osobą na świecie, bo dla Niego jesteś wart/a nieskończenie wiele – więcej, niż Jego własne życie.