Jerzy Janowicz, Agnieszka i Ula Radwańskie, Łukasz Kubot i Marcin Matkowski, niedawno Marta Domachowska czy kiedyś Wojciech Fibak – tegoroczny Wimbledon mógł wywołać złudne wrażenie, że w Polsce tenis to sport niezwykle popularny, a utalentowanych zawodników mamy na pęczki. 

Data dodania: 2013-07-16

Wyświetleń: 1110

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Tak naprawdę jednak rok 2013 był rekordowy – po raz pierwszy w historii gier pojedynczych mogliśmy obserwować naszego rodaka w półfinałowym meczu turnieju tej rangi.

Wymienieni w jednym ciągu zawodnicy ułożeni zostali w zupełnie przypadkowej kolejności – o Domachowskiej głośno było tylko ze względu na fakt, że polski tenis jeszcze kilka lat temu w zasadzie nie istniał. Podobnie drobnymi sukcesami mogli szczycić się co jakiś czas w grze deblowej panowie Kubot i Matkowski. Jednak poziomu, na który niemal z miejsca wskoczył Janowicz, nie osiągnęli nigdy; nawet podczas bratobójczego pojedynku w ćwierćfinale Wimbledonu za absolutnego faworyta uznawany był łodzianin.

Można jednak oczekiwać, że dzięki sukcesom starszej z sióstr Radwańskich oraz Janowicza rodzice chętniej będą posyłać swoje dzieci na kort. By jednak w tym sporcie osiągnąć choć połowiczny sukces, oprócz katorżniczej pracy – vide słynne siostry Williams i historie o ojcu-tyranie – potrzebny jest odpowiedni budżet. Nawet najbardziej utalentowani zawodnicy bez odpowiedniego wsparcia finansowego nie przeskoczą pewnego poziomu. Czasami przypomina to hazard, grę o wszystko – tak jak w przypadku państwa Janowicz. Im się udało i dzisiaj zbierają plony wysiłku włożonego w kapitalne wyszkolenie swojego syna. Stara jak świat zasada rządząca ekonomią mówi jednak, że jeden sukces jest wypadkową wielu porażek.

Zresztą trudno się oszukiwać – tenis jest sportem niezwykle drogim, szczególnie w Polsce. Rakieta, buty, specjalistyczna odzież, torby, korty, trenerzy, w późniejszym okresie również odpowiednia suplementacja oraz dieta, ułożona najlepiej przez doświadczonego dietetyka. Okazuje się, że w ostatecznym rachunku niewiele polskich rodzin jest sobie w stanie pozwolić na to, żeby ich dziecko regularnie odwiedzało korty. Szczególnie, że w trakcie eksploatacji sprzęt się zużywa – średnio co miesiąc trzeba się przygotować na spory wydatek, szczególnie w okresie intensywnego wzrostu latorośli.

Jest jednak nadzieja, że dzięki sukcesom Polaków ktoś zainteresuje się młodymi adeptami sztuki tenisowej i pieniądze przeznaczane na ten sport pozwolą trenować większej liczbie dzieciaków. Być może też tym sportem zainteresują się poważni sponsorzy – ostatecznie tam, gdzie są pieniądze, sukces osiągnąć łatwiej.

Licencja: Creative Commons
0 Ocena