Gdy kończą się beztroskie lata (a ostatnio obcięli limit do 5 lat), idziemy do szkoły. Zdobywamy bardzo przydatną wiedzę z zakresu czytania, pisania i liczenia po to, aby wyrobić w sobie umiejętności uczenia się wszystkiego tego, co jest objęte ogólnokształcącym programem nauczania. Następnie idziemy na studia lub do szkoły zawodowej po wiedzę profesjonalną, która umożliwi nam wykonywanie takiego zawodu, o jakim marzyliśmy – gorzej, gdy były to marzenia rodziców.
W szkołach spędzamy od 14 do 20 lat i skutkuje to jedynie tym, że jesteśmy przesiąknięci stereotypami epoki industrialnej: „Ucz się dobrze, abyś mógł zdobyć dobry zawód i rozpocząć dobrą pracę, aby mieć dobrą emeryturę.” Słowa dobrze, dobry umiejscawiały daną osobę w pozycji wiecznej przeciętności, ale w epoce industrialnej taka przeciętność pozwalała spokojnie żyć i przeżyć.
Od co najmniej kilkunastu lat jesteśmy w epoce informacji. Są to lata bardzo wymagające, rzucające wielkie wyzwania całej ludzkości. Oto właśnie teraz w szkołach kształcą się młodzi ludzie, którym stawia się wielkie wymagania; szkoły mówią o potrzebie dodatkowej wiedzy, podnoszeniu kwalifikacji, zdobywaniu nowych umiejętności, takich jak kreatywność, tworzy się nowe kierunki i profile szkół, a kształci według dawno już zdeaktualizowanych programów nauczania, zaś ludzie wychowani, wykształceni i pracujący wg standardów industrialnych przechodzą na emeryturę na zasadach epoki informacji. Wszyscy po części zdezorientowani, a emeryci wręcz zniesmaczeni – tyle lat ciężkiej pracy i jak żyć na emeryturze?!
W szkołach w sposób bardzo prosty, czasem wręcz prostacki, egzekwują od nas wymaganą wiedzę. Nie ma czasu na pomysły, kreatywność, bo program goni. Ważne, aby zrobić kolejny fakultet, zaliczyć kolejny kurs, bo bez podnoszenia kwalifikacji to ciężko się utrzymać na tzw. topie. Cały czas jest to jednak podnoszenie kwalifikacji tylko zawodowych, a niepodporządkowanie się wymogom jest piętnowane niskimi notami. Zabija się w nas otwartość na nieznane, z domu wynosimy, że jak będziemy dobrze pracować, to dostaniemy dobrą emeryturę i jakoś to będzie. Podporządkowujemy się pewnym wytycznym i doznajemy szoku, ponieważ jakoś to będzie jest poniżej standardów godnego życia. Dlaczego? Dlatego, że z pokolenia na pokolenie nagradzano nas za wiedzę wyuczoną z rekomendowanych podręczników, karano nas za niewiedzę i próby pojmowania tematów w sposób niestandardowy, stłamszano nasz instynkt poznawczy. Wpajano nam, że jesteśmy bezpieczni, karmiono nas odpowiednimi treściami i ... nagle odcięto pępowinę, a do porodu jeszcze nie czas...
O epoce industrialnej można powiedzieć, że stopniowo wkraczała w życie naszych dziadków. Każda innowacja miała swój czas, życie było w zasadzie przewidywalne. Epoka informacji wtargnęła w nasze życie niczym tsunami. Współczesny pogląd mówi, że ilość informacji podwaja się co osiemnaście miesięcy. Po raz pierwszy w historii osoby wykształcone stykają się z tymi samymi problemami gospodarki, co osoby niewykształcone. Bez względu na posiadane wykształcenie, ludzie zmuszeni są zdobywać nową wiedzę i umiejętności, aby nadążać za zmianami w pracy. Problem polega na tym, że nie nadążamy, bo brakuje nam wiedzy finansowej. Wiedzy, która tłumaczy nasze pozycje w życiu, która mówi, jak wykorzystać czas aktywności zawodowej na budowanie zabezpieczenia własnej przyszłości, jak inwestować środki płatnicze i jak wydawać pieniądze, aby generowały nam zyski. Z tego właśnie powodu rośnie przepaść między tymi, co mają, a tymi, co nie mają. Edukacja finansowa pozwala każdemu zamienić pieniądze, które zarabia w swoim zawodzie, na trwałe bogactwo i zabezpieczenie finansowe na całe życie, pod jednym jednak warunkiem. Po tę wiedzę musisz sięgnąć sam, bo w szkołach póki co jej nie uświadczysz...
Bank nie pyta Cię o świadectwo szkolne, bo:
- nie jest Twoim rodzicem i nie musi być z Ciebie dumny, ani też nie musi się wstydzić za to, że repetowałeś;
- bez względu na to, jakie masz to świadectwo i z jakiej szkoły, to i tak niewiele wiesz o własnych finansach i zarządzaniu nimi (nie mylić z fachową wiedzą ekonomiczną, księgową czy podatkową, zdobywaną na uczelniach wyższych – bywa niestety, że ludzie z takimi tytułami też nie radzą sobie ze swoimi finansami!);
- taka niewiedza to korzyść dla banków – potulnie robisz to, co Ci sugerują: oszczędzasz na kontach i lokatach; bierzesz kredyty hipoteczne, gotówkowe, coś jednego na raty, coś drugiego na raty... w końcu konsolidacja, a wszystko po to, aby coraz wyższą ratą kredytu spłacać rzeczy, które dawno straciły swoją wartość początkową.
A o co zapyta bank? – Bank zapyta Cię, co stanowi Twoje aktywa i pasywa oraz jaki jest stosunek Twoich przychodów do kosztów, czyli jaką masz zdolność kredytową i jakie masz zabezpieczenia kredytu.
Bank zapyta Cię o Twoje zestawienie finansowe i bilansowe, czyli o świadectwo Twojej inteligencji finansowej. Masz je?