Kiedy wpadam na pomysł dotyczący nowego artykułu jest on zazwyczaj bardzo mglisty. Mam tylko pomysł na kawałek artykułu, np. na wprowadzenie, myśl przewodnią lub historię, którą chciałabym się podzielić. Nie wiem, co skończony artykuł ma zawierać, jak długi ma być, ile czasu zajmie mi napisanie go czy jak się skończy. Na początku nie mam tego sprecyzowanego.
Ale wszystko, czego potrzebuję, to niewielki pomysł o żałośnie małym fragmencie artykułu, i to wystarczy żebym zaczął pisać. Kiedy napiszę ten fragment, mam pomysł na dalszą część, może tylko na następne zdanie albo paragraf. Więc zapisuję to. I wkrótce zaczynam wpadać w ciąg pisania i artykuł praktycznie pisze się sam.
Często nawet nie mam pomysłu na najmniejszą część tekstu. Ale to nic. Muszę po prostu poczuć impuls, który może wydać mi się na tyle interesujący, by go rozwinąć. Mogę nadal czuć niepewność co do jego skuteczności.
Więc wszystko, czego mi trzeba, to maleńkie ziarenko, które mogę zasiać, podlewać i patrzeć jak rośnie. Może będzie piękne. Może okropne. Może będzie czymś pośrodku. Wynik nie ma znaczenia. Jeśli będę robił to wystarczająco często, moja twórczość będzie się mieścić w całym tym zakresie. Wychodzę, moim zdaniem, z rozsądnego założenia, iż piękny twór zrobi więcej dobrego niż okropny twór krzywdy, zwłaszcza, że potrafię uczyć się na podstawie obu przypadków.
Ale kiedy piszę, to nie myślę o żadnym z wyżej wymienionych. To miłe uczucie, kiedy artykuł okazuje się być dobry, ale piszę dlatego, że lubię to robić. To bardzo samolubne podejście.
Kiedy czuje, że artykuł jest skończony, sprawdzam go i wciskam “publikuj”. To jak wstrzyknąć kawałek kreatywności w świat i patrzeć, co się z nim stanie. Jestem ciekawy fali zdarzeń, jakie zapoczątkuje, jakbym oglądał fale powstałe przez wrzucenie kamyka do jeziora.
Ten artykuł powstał dzięki pomysłowi na pierwszy paragraf, którym był jedynie mój szybki wpis na Twitterze… Potem zamierzałem się podzielić nim na Google + i dodać coś jeszcze (ponieważ Google+ pozwala na wpisanie więcej niż 140 znaków). Kiedy zacząłem to robić, pomyślałem, że mogę też napisać na ten temat krótkiego posta na moim blogu, co spowodowałoby większy odzew. Dziesiątki artykułów, które napisałem, zaczynały się w ten sam sposób, wliczając niektóre na ponad 5000 słów.
Nawet po publikacji artykułu nie mam co do niego pełnej jasności. Może jakieś fragmenty są mętne lub mogą być różnie interpretowane. Może moje argumenty będą błędnie zrozumiane. To się często zdarza. I co z tego? Dla mnie pisanie jest wielką frajdą.
Jeśli czekasz na objawienie zanim zaczniesz działać, zachowujesz się bardzo niemądrze. Ten rodzaj olśnienia nie przyjdzie, a nawet jeśli, to może prowadzić w ślepy zaułek.
Możesz jedynie liczyć na jakąś maleńką część czegoś, co zapowiada się (lub nie) na obiecujący pomysł. Nie możesz wiedzieć, czy jest to dobry pomysł; ta wiedza przyjdzie po czasie. W rzeczywistości, nawet jak zaczniesz go realizować, nie będziesz do końca tego pewny. Możesz spoglądać w przeszłość na swój pomysł nawet po wcieleniu go w życie i nadal będziesz się zastanawiał: “No nie wiem, wyglądało to na dobrze, ale teraz nie jestem do końca pewny”.
I to jest piękne. Uwolnij swoją kreatywność w świat i zobacz, co z tego wyniknie. Obserwuj, jak wpływa na życie innych. Ciesz się tym tajemniczym zjawiskiem. Bądź niepewny i podejmij działanie mimo wszystko.
Co jeśli popełnisz błąd? Tak na serio… kogo to obchodzi? Jeśli unikasz pomyłek, unikasz uczenia się i rozwoju. Nie trzeba się bać pomyłek. Popełniaj je i bądź z nich dumny.
Ale nigdy nie użalaj się nad sobą, powtarzając „Nie wiem, co zrobić… Nie jestem pewny…”, chyba, że chcesz, by Twoja przyszłość wyglądała identycznie jak Twoja przeszłość.
Tłumaczenie artykułu: Steve Pavlina 14.08.2012 Are you playing the waiting game?