Drodzy czytelnicy, poniższy artykuł był moją pracą roczną z historii filozofii nowożytnej na UW. Jej recenzentem był dr Jacek Dobrowolski. Chociaż daleki mi ideowo, zgodził się zająć moją pracą, pod warunkiem, że będzie miała ona charakter obiektywny, a nie propagandowy. Nieskromnie poinformuję, że za pracę otrzymałem 5. 

Data dodania: 2012-09-21

Wyświetleń: 2229

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 2

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

2 Ocena

Licencja: Creative Commons

Początkowo temat wydawał się nam banalny, a pytanie retoryczne, jednak im bardziej wgłębialiśmy się w temat, tym bardziej wszystko okazywało się niejasne. I być może na tym polega paradoksalna doniosłość tej pracy. Nieraz bezmyślnie wymachujemy terminami: „prawicowiec”, „lewak”, zapominając, iż nie są to platońskie idee. Nie każdego da się jednoznacznie umieścić w tym podziale. Oczywiście nie postuluję odejścia od terminu „prawica”, gdyż dużo on dla mnie znaczy. Pragnę jednak pokazać, iż trudno jest mówić o prawicy i lewicy metodą zero-jedynkową, co robi (niestety) większość społeczeństwa.

Życzę miłej lektury. Oczekuję komentarzy (również polemicznych).

1. Wprowadzenie

Odpowiedź na powyższe pytanie nie jest bynajmniej łatwa z kilku powodów. Przede wszystkim sam termin "prawicowość" jest nieostry. W obiegu istnieje kilka różnych (częściowo sprzecznych) sposobów definiowania prawicowości. Jeśli chcę kogoś zakwalifikować do prawicy, muszę przedtem wyjaśnić, co pod tym słowem rozumiem.

Podział na prawicę i lewicę powstał przypadkiem, podczas rewolucji francuskiej, kiedy to w czasie obrad zwolennicy starego ładu usiedli po prawej stronie, postępowcy — po lewej, a osoby nieposiadające zdania (zwane pogardliwie bagnem) — na środku. Z czasem podział na prawicę, centrum i lewicę przyjął się na całym świecie, jednak sposób używania tych terminów był zróżnicowany. W obecnej Polsce istnieje kilka sposobów terminowania prawicy; przyjrzyjmy się im i ustalmy, który uwzględnimy w naszej pracy.

a) Prawica to osoby wywodzące się z opozycji antykomunistycznej, które w mniejszym lub większym stopniu są przeciwne ugodom ze środowiskami postkomunistycznymi. Ten sposób definiowania prawicy (popularny w latach 90-tych XX wieku), chociaż logiczny, jest dla mojej pracy bezużyteczny. Po pierwsze odnosi się on nie do świata idei, lecz do pewnej postawy w konkretnym konflikcie. Problemy lustracji czy dekomunizacji są dla filozofii politycznej nieistotne. Po drugie Mill nie żył w państwie komunistycznym (przypuszczalnie nawet nie znał filozofii Marksa), więc według tego kryterium nie mógł być lub nie być prawicowcem.

b) Prawica to szeroko rozumiany nacjonalizm. Ostatnio coraz częściej prawicę kojarzy się z ideologią narodową, a media, strasząc przed faszystami, mówią wciąż o skrajnej prawicy. Wówczas powszechnie używany termin lewicy narodowej staje się oksymoronem. Jednak takie definiowanie prawicy jest niedopuszczalne. Pierwotne ruchy nacjonalistyczne mają swój rodowód w rewolucji francuskiej, są więc lewicą. Z czasem powstała też prawica narodowa (np. Dmowski, Pinochet), lecz to nie wystarcza, ażeby łączyć prawicowość z nacjonalizmem. Dla mnie z perspektywy prawicowości stosunek do narodu jest ambiwalentny.

c) Prawica to zwolennicy tradycji. Brzmi to w miarę rozsądnie i w pewnym sensie oddaje pierwotny sens pojęcia. Podczas rewolucji francuskiej prawicą nazywano właśnie obrońców tradycji. Jednak ten sposób definiowania prawicy niesie za sobą pewną pułapkę. Teraz, ponad 200 lat po rewolucji, lewica jest na tyle stara, ażeby mieć własną tradycję. Czy Jarosław Kaczyński, odwołując się do tradycji przedwojennej lewicy (PPS, Piłsudski), jest prawicowcem? Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Oczywiście można zwolenników tradycji zawęzić do zwolenników tradycji dawnej, feudalnej Europy. Takie rozumienie prawicy jest dopuszczalne, jednak robi z niej pojęcie martwe.

d) Prawica to zwolennicy nienaruszalności własności prywatnej. Pod tę kategorię podchodzą wyznawcy ekonomi klasycznej, ustroju feudalnego oraz w pewnym stopniu osoby popierające nauczanie społeczne Kościoła katolickiego, którzy stanowią centroprawicę. Nie jest to w żadnym stopniu sprzeczne z pierwotnym znaczeniem słowa prawica, gdyż pierwsi prawicowcy bronili świętej własność prywatnej przed rewolucyjną lewicą. Taki sposób używania terminu prawica był chyba w historii najczęściej spotykany (w szczególności przez politologów i filozofów polityki). A co najważniejsze, jest prosty, niemal jednoznaczny.

Tak więc w mojej pracy będę jako główny wyznacznik prawicowości używał czwartego terminu, trzeci będzie zaś moim pomocniczym; pierwszy i drugi odrzucę jako bezwartościowe.

Poradziliśmy sobie już z pierwszym problemem, teraz jednak pojawia się drugi. Świat prawicy i lewicy to świat idei, a tam wszystko jest czarno-białe. Jednak w świecie realnej polityki jest inaczej. Mill był wprawdzie myślicielem politycznym, lecz nie takim jak Platon. Mill nie chciał stworzyć abstrakcyjnej, intelektualnej wizji państwa idealnego, lecz przygotować dla swego kraju konkretny program władzy. A zawsze w praktyce podział na prawicę i lewicę robi się płynny. Mill tego też nie uniknął.

Mamy jeszcze trzeci (może najpoważniejszy) problem. Mill nie był w swoich poglądach niezmienny, a zachodząca w jego myśli ewolucja wpłynęła na jego miejsce w sporze prawica-lewica.

Po za tymi trzema dużymi problemami można wymienić jeszcze jeden mały. Podział zdaje się być relatywny, zależny od miejsca i czasu. Często prawicą nazywamy to, co jest w danej sytuacji najbardziej prawicowe. Zasadniczo jednak można mówić o pewnych niezmiennych ideach, które są zawsze prawicowe (lub zawsze lewicowe), i na nich zamierzam budować moją pracę. W momentach pojawiających się kwestii spornych będę bazować na odniesieniach do aktualnego stanu rzeczy. Próba porównania Milla ze współczesnymi mu politykami (chociaż kusząca) jest zbyt trudna. Wymaga dokładnej wiedzy o poglądach reszty klasy politycznej. Ale też na swój sposób mało produktywna, wszak w XIX-wiecznej Anglii te pojęcia miały mniejsze znaczenie niż teraz. Po wyjaśnieniu tych trudności mogę już zająć się powyższym pytaniem.

2. Stosunek do tradycji i etyki

Priorytetem dla Milla była wolność, którą rozumiał mniej więcej jako prawne zezwolenie na czynienie wszystkiego, co nie szkodzi innym. Oczywiście rozumiał, iż niektórzy (dzieci, chorzy psychicznie i barbarzyńcy) na skutek własnych ograniczeń nie mogą sami o sobie decydować, jednak typowemu obywatelowi wolość się należy. Ci zaś, którzy krzywdzą innych, powinni być karani przez prawo, a tam, gdzie to niemożliwe, przez opinię społeczną. Jeżeli więc ktoś[i] ma ochotę się upić (bądź naćpać), ma do tego prawo, pod warunkiem, że nie robi tego na służbie. Upity, dajmy na to, policjant nie broni obywateli i w ten sposób ich krzywdzi. Mill wyraził to tymi słowami: „Nikt nie powinien być karanym po prostu za pijaństwo, lecz żołnierz lub policjant, który się upił w czasie służby, musi ponieś karę”[ii]. Takie poglądy były w niewielkim stopniu zachowawcze i oparte na tradycji, jednak nie odrzucały tradycji w pełni; świadczy o tym chociażby Millowski pogląd o potrzebie karania osób publicznie naruszających dobre obyczaje.

Mill był też zwolennikiem oddzielenia państwa od Kościoła i swobody wyznania. Nawet jak na obecne czasy jest to pogląd niemożliwy do pogodzenia z antylaickim konserwatyzmem, lecz również z lewicowym antyklerykalizmem. Dla Milla ważna również była wolność prasy. Pisał: „Gdyby cała ludzkość z wyjątkiem jednego człowieka sądziła to samo i tylko ten jeden człowiek był odmiennego zdania, ludzkość byłaby równie mało uprawniona do nakazania mu milczenia, co on, gdyby miał po temu władzę do zamknięcia ust ludzkości”[iii]. Miało to dotyczyć wszystkich możliwych opinii, nawet najbardziej skrajnych. Był więc Mill przeciwnikiem tego, co obecna lewica nazywa poprawnością polityczną, gdzie w dyskusji jest wytyczona pewna dozwolona dyskusja.

Mill poruszył też problem emancypacji kobiet, której był gorącym zwolennikiem. Czy romans z ruchem sufrażystek nie jest w sprzeczności z rzekomą prawicowością Milla? Otóż problem jest bardziej złożony. Mill na pewno popierał poszerzenie dla kobiet praw politycznych (np. prawa głosu) i społecznych, i to w sposób radykalny (jak na tamte czasy). Powoduje to, iż wielu nazywa Milla feministą. Czy jednak był nim w pełny sposób? Wątpię, na pewno było mu do obecnych feministów daleko. Dla Milla wyzwolenie kobiet było jedynie nadaniem nowych praw, jednak to, czy kobiety skorzystają z nowych praw, miało pozostać ich wolnym wyborem. Proponowane przez obecne feministki (a w mniejszym lub większym stopniu akceptowane przez całą klasę polityczną, również tę prawicową) programy, promujące emancypację, którą ma przeprowadzać państwo, były dla Milla nie do przyjęcia. Bronił na przykład prawa mormońskich kobiet do pozostania w zniewoleniu. Jego feminizm (o ile w ogóle tu możemy mówić o feminizmie) miał charakter czysto negatywny (brak prawnych ograniczeń dla kobiet), obecnie feminizm jest czymś pozytywnym (konkretne programy mające zrównywać szanse i promować równouprawnienie). Nie jest też prawdą, jakoby Mill źle oceniał patriarchat. Zdaniem naszego filozofa kobieta ma prawo do wyboru męża, edukacji, własnych poglądów; jednakże tradycyjny podział ról — mężczyzna zarabia, a kobieta wychowuje dzieci — był dla niego czymś oczywistym. Współczesne mu obrończynie praw kobiet (w tym jego żona) walczyły o prawo kobiet do pracy, on był przeciwko temu. Widzimy wyraźnie, że jego pogląd w konflikcie był niejednoznaczny. Może jak na tamte czasy był feministą, lecz jak na obecne — byłby radykalnym przeciwnikiem równouprawnienia. Zapewne dlatego jest on dla feministek postacią kontrowersyjną. Magdalena Środa pisze o nim: „Powszechnie wiadomo, że Mill był liberałem i feministą”[iv], a później: „…teza o rzekomej koniecznej i legalnej nierówności między kobietami i mężczyznami. Mill twierdził, że nie widzi żadnych podstaw owej konieczności”[v]. Później jednak ton pani profesor się zmienia: „Podsumowując zasługi Milla dla feminizmu, nie można też nie wspomnieć jego ograniczeń”[vi]. A w dalszej części tekstu: „Nie wiadomo, czy Mill (…) sam padł ofiarą pewnej ślepoty lub niewrażliwości, którą skądinąd z taką pasją opisywał i zwalczał ”[vii]. W ostatecznym rozrachunku prof. Środa ocenia Milla pozytywnie, lecz nie ukrywa, że ma do niego pewne zastrzeżenia.

Podstawą Millowskiego prawa jest wolna wola. Ona ma być wyznacznikiem naszych postępowań. Państwo nie ma więc wyznaczać ludziom stylu życia, lecz jedynie ochraniać ich przed niebezpieczeństwami. Było to wyraźne odejście od państwa konserwatywnego, lecz w żadnym stopniu nie prowadziło do państwa lewicowego. Państwo w myśli lewicy pełni rolę opiekuna, a nie stróża. Mill nie chce obalać tradycji, lecz jedynie pozwolić ludziom odejść od niej w niektórych aspektach ich prywatnego życia. W państwie Milla miało być miejscem zarówno dla konserwatystów, jak i wolnomyślicieli, których możemy nazwać libertynami[viii], pod warunkiem, że obydwie grupy będą się tolerować. Swoboda w państwie Milla nie jest więc wbrew pozorom sprzeczna z prawicowością.

Pozostając już przy etyce Millowskiej, pragnę omówić jeszcze kilka zagadnień. Mill był utylitarystą i chciał jak największej liczbie ludzi dać jak największe szczęście. Nie przyjmował jednak tej doktryny bezkrytycznie. Szczęście nie powinno wynikać z egoistycznych zachcianek i bezmyślnego zaspokajania zmysłów, jak chcieli tego cyrenaicy. Dla szczęścia większości nie można poświęcać losu mniejszości, jak np. było w starożytnym Rzymie, gdzie funkcjonowało niewolnictwo. Ale co najważniejsze, priorytetem ma być wolność, a nie szczęście, jak to jest u lewicy, dla której wolność wyboru nie jest priorytetem. Mill pisał również, że społeczeństwo musi być wolne nie tylko od przymusu państwowego, ale również od przymusu opinii społecznej, co jest sprzeczne z jego innym poglądem o nieograniczonej wolości prasy. Wszak taka nieograniczona, wolna prasa narzuca opinię społeczną. Co ciekawe, u Milla był też wątek amoralny w krytyce pojęcia sprawiedliwości, które uważał za zbyt mało precyzyjne, ażeby mogło być brane na poważnie w dyskusji o państwie. Te jednak poglądy mają mały wpływ na temat naszej pracy, nie będę więc się nad nimi rozwodził.

3. Forma rządów

Najlepszą formą rządów jest dla bohatera mojej pracy demokracja. Brzmi to bardzo libertyńsko[ix] i zupełnie niekonserwatywnie. Jednak Mill libertynem z pewnością nie był. Czuł lęk przed typową demokracją, którą miał za „rządy miernoty” i alternatywne rozwiązanie dla niej widział w „demokracji prawdziwej”, zwanej też „demokracją elitarną”. W demokracji prawdziwej nie można większościowo wybrać, że np. Żydzi będą zabici, gdyż demokratyczny wynik wyborów nie jest ważniejszy niż godność jednostki. To jednak nie jedyna różnica, Mill chciałby, żeby prawo głosu było powszechne, lecz nie bezwyjątkowe. Analfabeci czy niepłacący podatków biedacy mają być prawa głosu pozbawieni. Jeśli ktoś nie potrafi zadbać o samego siebie, dlaczego ma decydować o losach państwa? Natomiast najlepiej wyedukowana elita ma posiadać po kilka głosów. Niestety nie precyzuje on jednak, jaka ma być maksymalna możliwa liczba głosów przypadająca na jednego wyborcę oraz czy te głosy mogą być oddane na kandydatów innych ugrupowań[x]. Podał jedynie, iż zdecydowana większość obywateli ma mieć jeden głos i suma tych głosów ma wynosić więcej niż suma głosów wyróżnionej kilkoma głosami elity. Ten pogląd Milla dobrze odzwierciedla strach panujący wśród angielskich liberałów przed motłochem. Był to elitaryzm wyraźnie prawicowy. Człowiek lewicy może być elitarystą w tym sensie, iż może być po prostu pyszałkiem, jednak prawdziwy lewicowiec nie może popierać segregacji prawnej ludzi na podstawie ich wiedzy i majątku[xi]. Nie był to jednak elitaryzm taki sam jak u konserwatystów, którzy faworyzowali potomków szlachty. Mill był wyraźnie przeciwny przywilejom dla lepiej urodzonych, proponował likwidację Izby Lordów, lecz nie wspominał o usunięciu monarchii; był więc szeroko rozumianym monarchistą[xii]. Nie ukrywał jednak swojej niechęci do absolutnej władzy królewskiej, co wyraził słowami: „król sępów był również skłonny do atakowania stada jak mniejsze harpie”[xiii]. Trudno o mniej konserwatywne zdanie. Niemniej jednak poddał krytyce również rewolucję francuską, którą miał za wypaczenie demokracji. Oburzały go w niej zarówno antyliberalny terror, jak i radykalizm. Tu była wyraźna różnica miedzy Millem a środowiskami przewrotowymi — oni chcieli rewolucji, a on jedynie powolnej ewolucji, zmian stopniowych. Jest przez to Mill podobny do twórcy konserwatywnego liberalizmu Edmunda Burkego, który też chciał zmiany spowolniać, lecz nie zatrzymywać. Niemniej jednak z tych dwóch Burke jest stanowczo bardziej zachowawczy.

4. Własność

Zajmijmy się teraz najważniejszą kwestią, czyli Millowskim stosunkiem do własności, a ten był złożony. Mill, wychowany w duchu liberalizmu, pierwotne swe poglądy opierał na Adamie Smicie i ekonomi klasycznej. Gospodarka oparta na własności prywatnej ma być kontrolowana jedynie przez niewidzialną rękę rynku i nic więcej (zgodnie z zasadą laissez-faire). Opłacane z małych podatków państwo zaś jest jedynie nocnym stróżem. Wprawdzie był to stróż bardziej rozbudowany niż u Smita (do funkcji państwa Mill dodał chociażby bezpłatną edukację na poziomie podstawowym), lecz wciąż będący państwem minimum. Był on wrogiem ceł i regulacji. Krytycznie patrzył na zasiłki, które uznawał za wspierające nieróbstwo, jednak nie apelował, żeby koniecznie je likwidować.

Chociaż własność była podstawą jego poglądów gospodarczych, nie traktował jej jako świętość (w przeciwieństwie do typowych liberałów). Kradzież w celu pomocy innym nie była dla Milla czymś niemoralnym. Mill był też przeciwnikiem prawa do pełnego spadku. Nie chciał, żeby latyfundia przechodziły z ojca na syna, wolał, ażeby każdy sam dorabiał się majątku. Nawet jeśli przyjmiemy, że wiązało się to z poparciem dla wolego rynku (w dziedziczeniu mógł widzieć pozostałości po ustroju feudalnym), to i tak było to naruszenie własności za duże jak na prawicowca. Mill wyraźnie wyróżnia się wśród klasycznych liberałów w kwestii własności prywatnej. Jego stosunek do niej był podobny jak Hobbesa do monarchii, wynikał nie z idei, lecz z pragmatyzmu. Mill po prostu uważał, że obrona własności jest użyteczna i dlatego ją popierał. Jeśli więc przyjmiemy, że prawicowiec to osoba, dla której własność prywatna jest celem samym w sobie, to Milla do prawicy zaliczyć jest trudno, lecz jeśli rozszerzymy prawicę do ludzi, dla których własność prywatna to środek do jakiegoś celu (np. likwidacji biedy), to wówczas Milla można za prawicowca uznać.

Zdecydowanie jednak prawicowe było u naszego myśliciela podejście do socjalistycznych mas robotniczych (socjalizmu fabiańskiego). Do tych klasycznie lewicowych ruchów czuł wręcz odrazę, to oni (a nie zachowawcza arystokracja) byli jego głównymi wrogami. Bał się, iż ci ludzie poprzez demokrację będą wymuszali na ogóle odstępowanie od wolego rynku. Pisał (na swój sposób strasząc) o złych robotnikach (będących większością), którzy żądają równości płac, a przecież lepszym robotnikom należy się więcej.

Mill był też zwolennikiem likwidacji diet poselskich (gdyż to przyciąga karierowiczów), co dzisiaj uchodziłoby za ultraliberalizm. Należy też zaznaczyć, iż dopuszczał (ze względu na wrażliwość społeczną) progresję podatkową, co jest (wprawdzie małym) odstępstwem od wolnorynkowej gospodarki.

Te poglądy, chociaż odbiegające od prawicy radykalnej, są jednak mimo wszystko nadal poglądami prawicy. Problem jednak z Millem jest taki, iż z wiekiem zaczął przechodzić ewolucję oddalającą go od prawicy. Ponoć wstrząśnięty informacjami o biedzie, zaczął wątpić w wolny rynek. On pragnął równości między ludźmi, a w kapitalizmie tej równości nie widział. Uznał, że może interwencja państwa (którą przedtem sam zwalczał) zrównoważy radykalne zróżnicowanie dochodów. Dzisiaj nie brakuje statystyk czy danych pokazujących, iż swobodna wymiana i konkurencja lepiej zrównują podział majątku narodowego, lecz wówczas Mill nie mógł o tym wiedzieć. W jego pracach coraz częściej pojawiały się wątki o potrzebie interwencji rządu w gospodarkę. Wprawdzie były to pomysły zbyt mało radykalne, ażeby móc je uznać za etatyzm, ale na tyle radykalne, by mówić o sprzeciwie wobec leseferyzmu. Były czymś pośrednim, w pewnym sensie mało sprecyzowanym. O ile nadal Mill popierał prywatny kapitał przemysłowy, o tyle prywatną własność ziemską[xiv] wręcz znienawidził i zażądał nacjonalizowania jej. Tego nie sposób łączyć z prawicą. O ile za młodu żądania robotników o podwyżkę płac uważał za chytre, o tyle później je wspierał. Nadal jednak wszystko miało odbywać się w gospodarce rynkowej, a nie w socjalizmie. Mill, będąc jedną nogą w ekonomii klasycznej, a drugą w socjalistycznej, popadł w sprzeczność, z której nie potrafił wyjść. Był niespójny do bólu. Na pewno odszedł od prawicy gospodarczej, lecz nie przeszedł do lewicy. Nie był centrowcem, przynajmniej w znaczeniu klasycznym, gdzie centrum to brak rozwiązania, gdyż miał rozwiązanie, lecz pełne paradoksów. Był nigdzie, po prostu błądził.

5. Podsumowanie poglądów

Reasumując, możemy najogólniej streścić poglądy Milla w kilku punktach:

a) w sporze o tradycję — złoty środek między konserwatyzmem a libertynizmem, oparty na wolności i tolerancji;

b) w kwestii przemian — poparcie dla reform, pod warunkiem, że będą one stopniowe;

c) w sprawie rządów — próba łączenia demokracji z umiarkowanym elitaryzmem;

d) w poglądach ekonomicznych — w początkowej fazie ekonomia klasyczna, później odejście od niej (chociaż nie w pełni) i popadnięcie w sprzeczność.

6. Wniosek końcowy

Stanowisko Milla w walce prawicy z lewicą nie jest jednoznaczne. Można go różnie kwalifikować, a na pewno swojego prekursora mogą w nim widzieć zarówno szeroko rozumiani prawicowcy, jak i szeroko rozumiani lewicowcy. Dla mnie był on w swoich początkowych poglądach centroprawicowcem (przynajmniej jeśli spojrzymy na niego z perspektywy XXI wieku), będącym jednak bliższym centrystom niż prawicy radykalnej. Potem znęcony niektórymi hasłami socjalistycznymi opuścił prawicę i zaczął się błąkać. Nigdy nie był dla mnie człowiekiem lewicy. Millowska przygoda z prawicą nie była wieczna, lecz wystarczająca, by wymieniać go wśród ludzi prawicy. Z lewicą przygody nie miał. Mimo wszystkich wątpliwości na zadane na początku pytanie odpowiadam: Tak.

Bibliografia: Przegląd filozoficzny, numer poświęcony Millowi, nr 4, PAN kometek nauk filozoficznych, Warszawa 2006, John Stuart Mill, O wolności, tłum. A. Kurlandzka, O zasadzie użyteczności tłum. F. Mierzejewski, wydawnictwo De Agostini Sp. Z o.o. , Warszawa 2003, Alasdair Maclntyre, krótka historia etyki, tum. A. Chmielewski, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2002, Marek Adam Grabowski, John Stuart Mill. Nihilista czy wolnościowiec?, WWW.konserwatyzm.pl, artykuł z dnia 14 października 2008, kategoria artykuły naukowe, (archiwalna wersja strony).

[i] Rzecz jasna mowa o pełnoprawnym obywatelu.

[ii] J.S. Mill, O Wolności, tłum. A. Kurlandzka, wydawnictwo De Agostini Sp. Z o.o., Warszawa 2003, s. 122.

[iii] Tamże, s.30.

[iv] Przegląd filozoficzny, numer poświęcony Millowi, nr . 4, PAN komitet nauk filozoficznych, Warszawa 2006 , s. 257.

[v] Tamże, s. 259.

[vi] Tamże, s. 261.

[vii] Tamże, s. 261.

[viii] Termin ten jest dla mnie jedynie nazwą ideologii. Nie stosuję go formie wyzwiska, jak to robią niektórzy publicyści.

[ix] Libertyni byli demokratami w teorii, lecz nie w praktyce.

[x] Tak jak w obecnej Polsce do senatu.

[xi] Segregacja rasowa jest dopuszczana przez lewicę narodową.

[xii] Ktoś może zarzucić, iż wynikało to bardziej z konformizmu, jednakże ten argument do mnie nie dociera. Mill całym życiem udowodnił swój nonkonformizm, i gdyby król mu przeszkadzał, na pewno by zażądał odwołania go.

[xiii] J.S. Mill, O Wolności , s. 10.

[xiv] Której już przedtem sobie nie cenił.

Licencja: Creative Commons
2 Ocena