W dziejach religii, jakie funkcjonowały i funkcjonują obecnie, głównym punktem odniesienia było i jest podporządkowanie mas nielicznym jednostkom. Wszystko to odbywało się w pryzmacie rozumienia Boga jako istoty wszechmocnej, od której wszystko zależy. Równolegle do tego procesu pojawiła się droga wyzwalania się spod systemu władzy, który ograniczał wolność jednostki, a tym samym jej rozwój. W ten sposób zaczęły powstawać konkurencyjne doktryny religijne, mające na celu przyciągnąć jak największą liczbę wyznawców. Od czasów, kiedy to człowiek miał już alternatywę w wyborze doktryny, powstała era konfliktów. W imię racji jednych zmuszano siłą do odrzucania racji drugich. W tej atmosferze zrodziła się idea ateizmu, która zakłada całkowite odrzucenie Boga, którego zaczęto postrzegać jako źródło konfliktów. Człowiek w swoich rozważaniach na temat swojej istoty uznał Boga jako byt całkowicie niepotrzebny w procesie rozwoju człowieka, a wszelkie doktryny religijne traktował jako źródło manipulacji, dzięki której można dorobić się fortuny.
Ateizm jest formą buntu racjonalizmu.
W tym miejscu trzeba wspomnieć o procesie rodzenia się ateizmu. Ten proces jest konsekwencją natury człowieka, którego pociąga idea szczęścia. Jeżeli ateiści postrzegają w idei Boga źródło rodzących się w człowieku negatywnych emocji, to naturalną sprawą jest to, aby te negatywne emocje odrzucić, ale ateiści wylewają dziecko z kąpielą. Ludzie odrzucający ideę Boga w toku swojego rozumowania odrzucają logiczną zasadę przyczynowo-skutkową. Wszystko musi mieć swoją przyczynę. Dlatego ateiści wybierają drogę na skróty, poddają rozważaniom naturę człowieka, pomijając całkowicie przyczynę tej natury. Argumentem za nietrafną tezą, że Bóg nie istnieje, jest ogrom Kosmosu, wobec którego człowiek jest jak ten pył na wietrze. Ateizm skupił się na człowieku, jako na centrum wszechświata i jest w tym wszystkim sporo racji. Jeżeli przyjmiemy, że człowiek jest najdoskonalszą istotą, to jesteśmy centralnym elementem tej ogromnej układanki. Ale człowiek nie wykreował tego wszystkiego. Trzeba uznać siłę wyższą, która w swojej Doskonałości powołała wszystko do istnienia. Oczywiście można w tym miejscu powiedzieć, że dokonała tego jakaś pierwotna forma energii, której istoty człowiek jeszcze nie zgłębił. Jednakże w tym procesie poznawczym człowiek powinien sobie ułatwiać życie i czynić wszystko w miarę prostszym. Nie zaprzeczam, że w przyszłości człowiek drogą naukową zdefiniuje „pierwszą przyczynę”, ale do tego czasu powinniśmy ją nazywać Bogiem Doskonałym, bo tylko w takim pojmowaniu istoty Boga mamy otwarte horyzonty w poszukiwaniu rozumowych rozwiązań dotyczących natury.
Byłem ateistą, ale zrozumiałem, że to stoi w konflikcie z przyjętą przeze mnie zasadą przyczynowo-skutkową. Nie ukrywam, że właśnie ta zasada doprowadziła mnie do przedstawianych przeze mnie tez. Doszedłem do wniosku, że ateizm więzi mnie w pojęciu natury człowieka, której nie jestem w stanie zgłębić bez odniesienia się do „przyczyny pierwszej”. To właśnie ta „przyczyna pierwsza”, którą nazwałem Bogiem Doskonałym, dała mi poczucie wolności, dzięki której łatwiej jest mi teraz skupić się na naturze człowieka. Uprościłem sobie tok rozumowania. Moja idea Boga Doskonałego, który w Akcie Stwórczym powołał wszystko do istnienia w duchu dążenia do doskonałości, pozwala mi w łatwy sposób dokonywać analizy ludzkiego działania. W ten sposób oczyściłem swoje sumienie, które teraz bez żadnych przeszkód podpowiada mi, co jest dobre, a co złe. W takich realiach jestem gotowy do życia we wspólnocie, wierząc, że tylko we wspólnocie możemy osiągnąć nasz cel, jakim jest doskonałość.