Chciałbym dotrzeć do Was, do Waszych serc i umysłów. Chcę utorować drogę swoim pomysłom i przemyśleniom na temat od dłuższego czasu pasjonującego mnie zagadnienia myśli, działań i ich konsekwencji.

Data dodania: 2020-07-18

Wyświetleń: 1943

Przedrukowań: 1

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Czy myśli mają moc sprawczą?

Temat jest bardzo ciekawy, ponieważ znajomość tego mechanizmu może Wam otworzyć wiele drzwi, które wcześniej wydawały się zamknięte bądź niedostępne.

Pierwszym krokiem do ich otworzenia jest wiara i wiedza, świadomość w jaki sposób to działa.

Flamandzki pisarz oraz kapłan katolicki - Phil Bosmans  powiedział, że „na świecie nie dzieje się nic bez uprzedniego zaistnienia w głowie i sercu człowieka”.

Od głowy się zaczyna. Pojawia się myśl, idea, cel, zamiar.

Część z Was na pewno widziała film „Sekret”, który omawia tzw. siłę przyciągania. Jego autorzy starają się przekazać nam, że myśli mają moc sprawczą.
Jeżeli np. chcemy być bogaci powinniśmy o tym jak najwięcej myśleć, wyobrażać sobie, że to osiągamy a staniemy się bogaci. Oczywiście, to nie jest takie proste. Nie dostajemy ryby tylko wędkę.

Aby skorzystać z okazji, musimy przede wszystkim ją dostrzec. Dostrzeżenie jej może być zakłócone przez nasz system postrzegania świata, przez wartości, którymi w życiu się kierujemy. Często takie szanse wymagają od nas robienia czegoś czego wcześniej nie robiliśmy. Wiąże się to z okazaniem odwagi, wyjścia ze swojej strefy komfortu, zrobienia czegoś w zupełnie inny sposób niż robiliśmy do tej pory, do czego byliśmy przyzwyczajeni. Z tego powodu, szanse dostrzega wiele osób, ale niewiele z nich korzysta. Jesteśmy uparci i nieprzejednani. Gdy czujemy się bezpieczni w jednym miejscu (nawet jeśli jest to fałszywe bezpieczeństwo) niechętnie odsłaniamy się i narażamy dla wprowadzania zmian. Nie bierzemy pod uwagę, że życie to nieustające zmiany i rozwój, a kto stoi w miejscu – cofa się.

Przejdźmy do tematu marzeń.

Ma je każdy z nas. To czy są realne lub nie zależy od naszej wiary w siebie, świadomości własnej sprawczości i odpowiedzialności - należy wziąć odpowiedzialność za własne życie.
To jest bardzo ważna decyzja. Gdy ją podejmiemy, życie może stać się trudniejsze, ponieważ całą odpowiedzialność za nasze działanie (w tym błędy) ponosimy my. 
Więcej o tym temacie w moim wcześniejszym artykule: Dlaczego warto wziąć pełną odpowiedzialność za własne życie?
Z doświadczenia jednak wiem, ze wtedy czujemy się wolni. Dla przykładu:
Obraził Cię znajomy - Ty decydujesz jak reagować - obrazić się, chować urazę, pałać chęcią zemsty, nienawidzić lub przebaczyć i żyć szczęśliwie dalej. Zachowanie odpowiedzialne to oczywiście przebaczenie. Odpowiedzialne i konstruktywne.
Niemniej, jest dosyć trudne, patrząc na to jak ludzie się nienawidzą. Jest to dla mnie niepojęte,  ponieważ sami skazują się wtedy na cierpienie, dodatkowe, po „ciosie” od innej osoby.
Potrafią tkwić w takiej nienawiści latami. Po co?

Wielokrotnie przekonałem się, że nasza myśl, która może być marzeniem, inaczej mówiąc życzeniem jest początkiem magicznego ciągu wydarzeń. Przyciągamy to o czym myślimy. Niestety, nie każdy zdaje sobie z tego sprawę i nie każdy to zauważa ponieważ nie wierzymy, że jest to takie proste.
Działa to w bardzo prosty sposób, ale wymaga działania, czasami wykorzystania odwagi, wytrwałości i konsekwencji.
Na początek podam swój przykład.
Od jakiegoś czasu szukam partnerki. Wiemy jak działają aktualne konwenanse. Przyjęło się, że to facet ma starać się o kobietę, nie na odwrót, przynajmniej na początku znajomości. Postanowiłem więc rozmawiać z kobietami, które mi się podobają i bardzo często je spotykam. Praktycznie, za każdym razem jak jestem na mieście, nieważne gdzie.
Bóg nie podłożył mi kobiety, która znalazła mnie i wykazywała się w tym kierunku inicjatywą tylko chce abym ja to zrobił..
Bóg nie daje mi ryby tylko wędkę. Poszukiwanie partnerki rozwija mnie społecznie, rozwija moją pewności siebie i odwagę. Wielu facetów rezygnuje na tym etapie, ponieważ boją się rozmowy, boją się zagadać kobietę swoich marzeń, boją się oceny, odrzucenia.
Jako inny przykład podam historię Roddiego Casementa, opisaną w książce Lissy Rankin „Lekarstwo na lęk”.
Babcia Roddiego tęskniła bardzo za swoją przyjaciółką z czasów młodości. Pewnego razu, gdy Roddie wracał do domu, zatrzymał autobus, którym kierowcą była starsza Pani. Owa starsza Pani spytała go czy pochodzi z Winchester. On rzeczywiście stamtąd pochodził. Następnie starsza Pani spytała go o jego ojca, a gdy Roddie powiedział jej o nim, spytała się także o jego matkę, którego ona właśnie była tą poszukiwaną przyjaciółką. Wkrótce obie starsze Panie szczęśliwie się spotkaly, niedługo potem babcie Roddiego zmarła.
Inna historia opowiada również o starszej Pani i jej córce. Miały zamieszkać w nowo kupionym domu, ale starszą Panią coś tknęło i powiedziała córce, że nie może i nie chce tu mieszkać. Niedługo potem dom ten uległ zniszczeniu w lawinie błotnej. Gdyby w nim zamieszkały, prawdopodobnie zginęłyby.

Temat ten został przebadany naukowo i nazwany „postrzeganiem pozazmysłowym” (ESP – extra-sensory perception).
Amerykańska autorka poradników, trenerka i propagatorka pozytywnego myślenia - Debbie Ford w swojej książce „Extraordinary Knowing” opisuje wszystkie badania na ten temat oraz różne, indywidualne przypadki takich wydarzeń. Z podejściem naukowym w tym temacie jest dosyć trudno, ponieważ ESP nie można wywołać sztucznie i przebadać w laboratorium jak to się robi z innymi naukowymi zagadnieniami. Niemniej, Debbie Ford wielokrotnie wspomina, że ten temat jest jak najbardziej konkretny i realny i nie należy go lekceważyć.

Moim zdaniem, jeżeli coś nie da się zbadać naukowo nie należy wykluczać tego istnienia. Wcześniej wiele zagadnień wydawało się nam nierealnych, „magicznych” a wraz z upływem czasu powątpiewania zamieniały się w świadomość istnienia oraz liczne, nie tylko naukowe potwierdzenia.
Myślę, że potrzebujemy jeszcze czasu aby to zrozumieć i zaakceptować. Potrzebujemy też bardziej otwartych umysłów, ale historia i różne wynalazki udowodniły, że, kolokwialnie mówiąc, jest z tym u nas coraz lepiej.

Dwa słowa: „zbieg okoliczności”.
Einstein powiedział, że „to boski sposób na pozostanie anonimowym.”
Na pewno i Wam się zdarzyło np. pomyśleć o kimś  i ta osoba właśnie zadzwoniła. Na pewno poznawaliście na swojej drodze osoby, które pomagały Wam w realizacji Waszych celów, a były poznawane niby przypadkiem. Akurat wtedy gdy tego potrzebowaliście.
Tak to działa. Wielu nazywa to przeznaczeniem, inni zrządzeniem losu.
Lissa Rankin w książce „Lekarstwo na lęk” napisała, że naszymi poczynaniami nieustannie kieruje siła, która popycha cię ku wyższemu dobru – nawet jeśli my sami nie wiemy, o jakie dobro konkretnie chodzi.
Z moich obserwacji wynika, że skupia się to na naszym rozwoju i pozytywnych intencjach. Siła ta nie wspiera nas jeżeli chcemy sobie lub komuś innemu zaszkodzić.
System ten jest tak naprawdę bardzo prosty. Opiera się on na schemacie
 Myśl(pomysł, marzenie) > sprzyjające okoliczności, okazje > działanie > sukces (i/lub) nauczka

Kolejnym ważnym elementem jest wiara, wiara w Boga lub Wyższe Dobro lub w Wyższą Inteligencję.
Ja doświadczyłem w swoim życiu bardzo dużo boskiego wsparcia i miłości. Wiara pomaga mi żyć, optymistycznie patrzeć w przyszłość i przede wszystkim – nie być samotnym.

Bóg bardzo często postawi w nas sytuacji, w której będziemy musieli wykazać się zaangażowaniem i odwagą. Dobre jest to, że te okazje mnożą się w nieskończoność, ale im szybciej z nich skorzystamy – tym szybciej będziemy szczęśliwi.

Jeżeli będziemy bierni, nie wykorzystamy szans. Jeżeli nie damy Bogu okazji i okoliczności, aby nam pomógł – nie będzie miał takiej możliwości.

Mam tutaj głównie osoby siedzące samotnie w domu, które bardzo chciałyby kogoś poznać, ale boją się opuścić swoje cztery ściany. Izolacja i bierność sprawia, że są nieszczęśliwi, a czasami wystarczy po prostu wyjść na zewnątrz aby zdarzyło się coś niezwykłego – coś co może nas podnieść, pomóc, zainspirować i zmotywować do dalszego działania.

Bardzo często zachowujemy się asekuracyjnie i zachowawczo, także tchórzliwie. Boimy się działać, zwłaszcza odważnie, nie chcemy opuszczać bezpiecznej strefy komfortu

Sprawia to, że jesteśmy nieszczęśliwi, czujemy wewnętrzny konflikt ponieważ wewnętrznie zdajemy sobie sprawę, że możemy działać, podpowiada nam to intuicja.

Christine Ingham w książce „Automotywacja na 101 sposobów” opisała to tak:

„Wygląda to tak, jakbyśmy próbowali biec w stronę horyzontu przywiązawszy się do czegoś kawałkiem mocnej gumy – w tym wypadku do tego zadania, od którego staramy się tak desperacko uciec”.

Wypatrujemy cudów i znaków z niebios, a one nieustannie wydarzają się wokół nas. Można je łatwo dostrzec i wykorzystanie ich zależy wyłącznie od nas.

Zamykanie się na okazje i możliwości sprawia, że cierpimy. Życie przecieka nam przez palce.
A tak naprawdę potrzeba bardzo niewiele aby to zmienić.
Oczywiście, piszę mocno subiektywnie, bo to co dla mnie jest błahostką, może być przeszkodą wydającą się (warto zaznaczyć słowa „wydającą się”) nie do przeskoczenia.
Działajmy więc, okazujmy odwagę, odrzućmy pesymizm, zacznijmy być odpowiedzialni za własne życie. Wreszcie. Życie się do nas tak naprawdę uśmiecha, ale widzimy w nim tylko to co już mamy w sobie. Jest jak lustro. Warto więc nad sobą pracować, zmienić to myślenia na optymistyczny. Czy chcesz być szczęśliwa/y?

Licencja: Creative Commons
0 Ocena