W 2011 roku było głośno o sprawie Wellingtona R. Burta – jednego z najbogatszych Amerykanów początku XX wieku. Wellington zmarł w 1919 r., jednak dopiero teraz jego majątek trafił w ręce spadkobierców. Dlaczego? Pomysłowy bogacz w swojej ostatniej woli umieścił zapis, aby znaczna część dorobku jego życia była przekazana potomkom dopiero po 21 latach od śmierci ostatniego z jego wnuków. Oczywiście Wellington nie był tak bezwzględny i swoim dzieciom też zostawił spadek, jednak był to zaledwie ułamek jego fortuny. Obecnie, po 92 latach, majątek wart 100 milionów dolarów jest do podzielenia pomiędzy 12 osób (prawnuków, pra-prawnuków i pra-pra-prawnuków Wellingtona). Czy sytuacja ta była efektem nadmiernej kreatywności w tworzeniu testamentu czy może kaprysu ekscentrycznego milionera? A może przyczyną były kłótnie w rodzinie?
Nieważne jakie powody kierują spadkodawcą, polski Kodeks cywilny mówi, że zastrzeżenie warunku lub terminu w testamencie uważane jest za nie istniejące. Osoba powołana do dziedziczenia "pod warunkiem, że…" nie musi go spełniać, aby otrzymać spadek. Jeżeli jednak z treści testamentu lub istniejących okoliczności wynika, że bez takiego zastrzeżenia dana osoba nie zostałaby powołana do dziedziczenia, to powołanie to jest nieważne.
W odróżnieniu od testamentu, zapis (czyli rozrządzenie zobowiązujące spadkobiercę do spełnienia określonego świadczenia majątkowego na rzecz określonej osoby) może być ustanowiony pod warunkiem lub z zastrzeżeniem terminu.