Do tej pory bowiem postępuje według zasady, zgodnie z którą to ona ma prawo do tego typu działań, a inni już nie. Trudno o większą arogancję.
Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej, polski rząd i Polacy, będący politycznymi konkurentami PO, byli wielokrotnie krytykowani przez tę partię za granicą. Platforma prowadziła nawet brutalną kampanię wyborczą poza Polską. Czynili to nie tylko szeregowi członkowie tej partii, ale też bezpośrednio jej szef - Donald Tusk. Przykładowo, 29 września 2007 r., w czasie kampanii przed wyborami parlamentarnymi, mówił w Londynie o "nienawidzących ludzi braciach Kaczyńskich". Przypomnę: byli to wówczas prezydent i premier Rzeczypospolitej Polskiej. Dodawał, iż bracia Kaczyńscy wygrali wybory dzięki bałamutnemu podziałowi na Polskę solidarną i liberalną.
Tusk przekonywał, że prawdziwy wybór, jakiego musi dokonać Polska, to opowiedzenie się za liberalizmem, a przeciwko socjalizmowi. Krytykował też byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Czynił to w Wielkiej Brytanii na spotkaniu z Polakami, w obecności polskich i zagranicznych mediów, obiecując wyborcom drugą Irlandię i gruszki na wierzbie. Prezentował się jako człowiek kultury zachodniej. Rządzących, a więc prezydenta Lecha Kaczyńskiego i rząd Prawa i Sprawiedliwości, określił mianem "socjalistów spod znaku wschodniego myślenia". - Polacy wyjeżdżają z Polski, bo mają zachodnie ambicje i wschodnie rządy - imputował Tusk. Mówił to człowiek, którego rząd po katastrofie smoleńskiej zaprezentował wobec władz Rosji tak uległą postawę.
Tusk podkreślił też, iż Polakom potrzeba więcej wolności. O wolności mówi człowiek, który obecnie rękoma mianowanych przez siebie wojewodów zamyka stadiony, na których wznosi się antyrządowe hasła, podległa mu policja karze zaś mandatami za oceniające go negatywnie wypowiedzi, a podporządkowane mu bezpośrednio służby specjalne o godzinie szóstej z bronią w ręku wdzierają się do mieszkania internauty krytykującego władzę. - Od bijatyki nie stanie ani jedna cegła więcej. Nie chcę narazić Polski na kolejne lata bijatyki - mówił w Londynie Tusk. Gdy wygrał wybory, opozycję uczyniono celem permanentnych ataków rządu. Stworzono z nich metodę ukrywania realnych problemów: rosnącego bezrobocia, drożyzny, opóźnień w budowie dróg i autostrad.
Donald Tusk krytykował za granicą prezydenta Lecha Kaczyńskiego nie tylko jako opozycjonista dążący za wszelką cenę do władzy. Podejmował także takie działania, będąc już urzędującym premierem. Jedna z takich sytuacji miała miejsce w czasie jego pobytu w Peru. Uczynił to m.in. 17 maja 2008 r., zapewne w przerwie między otrzymaniem orderu "Słońca Peru" a wycieczką w ślicznej czapeczce na Machu Picchu. Będąc w Limie, zaatakował Prawo i Sprawiedliwość za rzekome zawłaszczenie mediów publicznych. Mówiąc o prezydencie Lechu Kaczyńskim, powiedział dziennikarzom: "Spodziewałem się, że będzie bronił PiS-owskiej dominacji w mediach publicznych jak niepodległości". Donald Tusk uznał, że właściwym miejscem do tego typu wypowiedzi będzie Peru.
PO jest przy tym otwarta na ludzi, którzy w Parlamencie Europejskim wielokrotnie krytykowali rząd polski, oczywiście, gdy nie był to jeszcze rząd Donalda Tuska. Wielokrotnie czynił to m.in. Józef Pinior, który ma być obecnie, według informacji medialnych, kandydatem Platformy do Senatu. I tak 14 czerwca 2006 r. w trakcie sesji PE w Strasburgu Pinior stwierdzał: "Niestety niektóre, powtarzam niektóre, działania obecnego rządu w Warszawie, przede wszystkim związane z Ligą Polskich Rodzin, szerzą nietolerancję i homofobię". Skarżył się w Strasburgu, iż ówczesny minister edukacji zwolnił ze stanowiska dyrektora Centralnego Ośrodka Doskonalenia Nauczycieli. Józef Pinior na forum PE wielokrotnie, w tym 5 lipca 2006 r., próbował doszukiwać się odpowiedzialności Polski za istnienie rzekomych więzień CIA i piętnował wyimaginowaną "niechęć rządu w Warszawie do poważnej współpracy z instytucjami europejskimi" w tej sprawie.
14 lutego 2007 r. mówił o braku niezależnego śledztwa w Polsce. - Szczególnie ubolewam nad brakiem poważnej współpracy ze strony rządu polskiego, mimo faktu, że samoloty obsługiwane przez CIA dokonały na lotniskach polskich jedenastu międzylądowań w ramach zatrzymań w trybie nadzwyczajnym - mówił w Strasburgu Pinior. W innych państwach lądowały po kilkaset razy. To nie było jednak dla niego decydujące. Podał przy tym w wątpliwość stwierdzenia "przedstawicieli rządu w Warszawie, którzy twierdzą, iż w Polsce nie było tajnych ośrodków odosobnienia CIA". 25 września 2007 r. w trakcie sesji PE w Strasburgu Józef Pinior porównał zaś wystąpienie posła Prawa i Sprawiedliwości Konrada Szymańskiego do wypowiedzi prezydenta Iranu Mahmuda Ahmadineżada. - Pana rząd Prawa i Sprawiedliwości, prawica polska, postawiła mój kraj, moją ojczyznę, w rzędzie takich krajów jak Iran, Białoruś - mówił Pinior.
Myślą państwo, że PO będzie choć przez chwilę zakłopotana, gdy przypomni się jej te działania oraz to, iż sama obecnie twierdzi, że rządu polskiego nie można atakować za granicą? Nie, z właściwą sobie "finezją i salonowym obyciem" odpowie, że to "kłamstwo i chamstwo". Doda też zapewne, iż miała wtedy rację. Przecież szereg "autorytetów" już dawno uznało, że gdy mówi PO, jest to prawdziwe i słuszne, a gdy ktoś przedstawia informacje niekorzystne dla Platformy, to jest to kłamliwe i niedopuszczalne.