Zajmuje ono powierzchnię bliską Stanom Zjednoczonym Ameryki. Uplasowane jest wokół Bermudów sięgając za połowę oceanu w stronę wschodnią. Jego granice północną i południową można by określić wytyczjąc linie odpowiednio z Gibraltaru do Zatoki Chesapeake oraz z Dakaru na Haiti. Nazwę swoją zawdzięcza gronorostom Sargassum. To brązowe glony należące do kilku różnych gatunków. Powierzchniowy Prąd Zatokowy odrywa je z wybrzeży Wysp Antylskich i przez pół roku - do kilku lat - transportuje je do obrzeży Morza Sargassowego. Jednak podczas tej podróży duża część ich ginie na skutek kontaktu z zimnymi wodami pobiegunowymi w okolicy Nowej Anglii lub wyrzucenia na brzeg amerykański podczas sztormów. Według ocen naukowców ilość dopływających wodorostów nie była by w stanie w znaczący sposób zasilić całego obszaru. Zwłaszcza, że od obrzeża do wnętrza na ich podróż potrzeba następnych kilku lat. Dlatego też niektórzy skłaniają się ku twierdzeniu, że Morze Sargassowe stanowi integralny system ekologiczny przystosowany do samodzielnej egzystencji. Bez korzeni, bez uczepień zdolny jest przebywać stale w tym samym rejonie i rozmnażać się wegetatywnie. Miejsce, gdzie na oceanie nie ma prądów spychających wszystko w jakimś kierunku, przypomina jakby basen. Nie ma tu porywistych wiatrów, a silne prądy je tylko opasują. Naukowcy twierdzą, że niektóre gatunki poszczególnych roślin mogą tam żyć nawet do kilkuset lat. Woda jest tu mocno zasolona, gdyż nie dopływa słodsza z innych rejonów, a także nie dopływają góry lodowe. I wśród tych ponad dziesięciu milionów ton gronorostów żyje zbiorowisko najfantastyczniejszych zwierząt. Zwierząt jedynych na świecie.
Wędrujące z prądem gronorosty, jak okręty, wiozą ze sobą pasażerów: najróżniejsze drobne rybki, larwy, przytwierdzone do liści jaja, kraby, krewetki, ślimaki. Przed zwierzętami tymi postawione zostało niezwykle trudne zadanie - przystosowania się do nowych, całkiem innych niż dotychczasowe, warunków życia. Przyzwyczajone do przebywania w płytkich, przybrzeżnych wodach o rytmicznym ruchu fal, musiały sobie poradzić, by utrzymać się w wodorostach, jak na ratunkowej szalupie i nie opaść na odległe o cztery do sześciu kilometrów dno oceanu - w czarną odchłań śmierci. W znacznej większości stworzenia te nie były i nie są dobrymi pływakami. Ale czas robi swoje. Jedne gatunki wytworzyły specjalne narządy chwytne dla siebie lub też dla swoich jaj składanych na liściach gronorostów. Inne, jak np. latające ryby, budują zakamuflowane gniazda, gdzie składają swą ikrę. Wiele z nich stało się mistrzami mimikry, czyli maskarady pozwalającej wtopić się w otoczenie. I tak pewien bezskorupowy ślimak upodobnił się do otaczających go roślin, po których pełza - ma brązowe, bezkształtne ciało poznaczone jasnymi cętkami o czarnych obwódkach i pokryte fałdami skórnymi jak frędzlami. Rybka Petrophryne wygląda jak mocno brązowe gałązki występów listkowych gronorostów z ich złotawymi jagodami. Ba, nawet posiada białe plamki przypominające wapienne domki pierścienic. Wszystko, by samemu się ukryć i móc polować, aby żyć. Albowiem jest ona jednym z najgroźniejszych drapieżników tego rejonu.
Spore części Morza Sargassowego to czysta, pozbawiona roślinności woda. Zaś marynarskie opowieści o okrętach uwięzionych w wodorostach, o szkieletach żaglowców z załogą wymarłą z pragnienia, o przerdzewiałych frachtowcach, o których dawno słuch zaginął - to tylko opowieści fantastyczne bajarza pobudzone większą ilością wypitego grogu czy rumu. Działają na wyobraźnię słuchaczy, lecz mijają się z rzeczywistością.