W morskich głębinach warunki życia podyktowane są tym, co je wytwarza. Czyli otoczeniem wody. To jest całkiem inny świat. Schodząc pod wodę, zagłębiamy się w inności i ciszy. Ciszy? Czy aby na pewno jest to cisza? Czy może tylko my, istoty ponadwodne, nic nie słyszymy. I czy jest to na prawdę nic?

Data dodania: 2013-02-07

Wyświetleń: 2173

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

           Naukowcy od lat zagłębiali w morskich głębiach najróżniejsze fonografy i hydrofony. Nasłuchiwano… No właśnie, jeszcze wtedy nie było wiadomo, czego. Ale odbierano najróżniejsze dziwne i niezidentyfikowane dźwięki. Dopiero testowane urządzenia do wykrywania okrętów podwodnych wykazały, iż pod powierzchnią wód panuje wprost niesamowity hałas! Producentami zaś tego gwaru są krewetki, różne gatunki ryb, morświny, wieloryby i najróżniejsze, niezidentyfikowane gatunki lub do dziś niezbadane zjawiska. W głębi bermudzkiej, gdzie opuszczono w głąb mikrofony, nagrano przedziwne dźwięki przypominające gwizdy, miałczenia czy wręcz upiorne jęki. Próbując wyjaśnić te zjawiska, zamykano ryby, złowione w płytszych obszarach wód, w obszernych akwariach. Tam też prowadzono badania fonograficzne. I, co ciekawe, ich wyniki były w pewnych aspektach dość zbieżne z tymi, jakie wykonano w głębszych warstwach oceanów. Ot, to, co usłyszano z głębin oceanu, w pewnym sensie potwierdzało się w warunkach doświadczalnych. Ale nadal to, co słyszano z głębi oceanów, nie do końca pokrywało się z osiągniętymi w warunkach doświadczalnych wynikami.

          Amerykańska marynarka wojenna, podczas drugiej wojny światowej, ustawiła sieć hydrofonów w wejściu do zatoki Chesapeake, by ją ochronić przed wrogimi okrętami podwodnymi. I ochrona ta stała się przejściowo całkiem bezużyteczna, gdy wiosną 1942 roku odbiorniki zaczęły nadawać dźwięki podobne do „zdzierania bruku świdrem pneumatycznym”. Dźwięki te całkowicie zagłuszały odgłosy przepływających na tym akwenie okrętów i innych statków okolicznej żeglugi. Dopiero po jakimś czasie udało się dźwięki te zidentyfikować, jako pochodzące od ryb Micropogon udunllatus, zwanych, „rechotkami”, które wędrowały do zatoki Chesapeake ze swoich pełnomorskich zimowisk. Od maja do końca września chór ten rozpoczynał swój koncert o zachodzie słońca i „stopniowo nasilał się do nieprzerwanego rozgwaru żabich rechotów słyszalnych na tle łagodnego bębnienia”. Do dziś nie wiadomo, skąd brały się te bębnienia, zaś dźwięki podobne do żabich rechotów odkryto u pewnych gatunków „rechotek”, jakie udało się wyizolować w akwariach morskich.

          Do podmorskich chórów zaliczają się, prócz ryb, także ssaki i skorupiaki. Na przykład białe morświny, przepływające w ujściu rzeki Św. Wawrzyńca, w hydrofonach tam zamontowanych pozwoliły zarejestrować „wysoko brzmiące gwizdy i piski na zmianę z jak gdyby gdakaniem i cykaniem, przypominającymi trochę strojenie orkiestry strunowej oraz coś w rodzaju miałczenia i ćwierkania”.

          W wodach  oceanicznych nie  przekraczających  55 m, w  pasie okalającym Ziemię pomiędzy 35 st. szerokości północnej i 35 st. szerokości południowej, można wysłuchać dźwięki w rodzaju trzeszczenia czy skwierczenia, jakby paliły się suche gałązki lub skwierczał smażony tłuszcz. Wydają je miliardy małych, półtora centymetrowych raczków. Krewetki te nieustannie kłapią swymi kleszczami w celu ogłuszenia potencjalnej ofiary, co w sumie daje efekt „trzasku krewetek” w głośnikach podsłuchiwaczy. Jakaż musi być obfitość tych małych stworzeń, skoro są w stanie tylko trzaskaniem swych malutkich szczypiec zagłuszyć wszelkie inne dźwięki. Aż trudno to sobie wyobrazić.

          Oczywiście naukowcy zastanawiają się od dawna, czy wydawanie dźwięków przez stworzenia morskie czemuś służy. Nie ulega wątpliwości, że tak. Jak nietoperze odnajdują drogę w ciemności wśród przeszkód za pomocą swoistego fizjologicznego radaru w postaci wysyłanej wiązki dźwiękowej, która, docierając do przeszkody, odbija się i jako echo wraca do echolokatora, czyli ucha nietoperza, tak i prawdopodobnie dźwięki wysyłane przez pewne ryby i ssaki morskie służą do bardzo podobnej echolokacji. Może im to pomagać w poruszaniu się w ciemnościach głębin morskich, jak też do znajdowania zdobyczy pokarmowych. Instytut Oceanograficzny w Woods Hole zarejestrował ogromną ilość podwodnych dźwięków. Tajemnicze odgłosy pochodzą także z bardzo głębokich przestrzeni oceanów, gdzie, z wszelką pewnością, nie dociera światło. Odgłosy te charakteryzowały się tym, iż po każdym dźwięku rejestrowano słabe echo. Niesamowite te dźwięki przypisano hipotetycznej „rybie-echo”. Dopiero faktyczny dowód na istnienie swego rodzaju echolokacji wykorzystywanej przez stworzenia morskie uzyskano wówczas, gdy w postaci przemysłowych doświadczeń dokonanych z uwięzionymi morświnami wykonanymi przez Florida State Universitety uzyskano potwierdzenie. Badania te potwierdziły bowiem, że zwierzęta te potrafią emitować strumienie impulsów dźwiękowych, pozwalające im poruszać się w przestrzeni podwodnej usianej najróżniejszymi przeszkodami, nie zderzając się z nimi. I może się to odbywać tak w przestrzeni wodnej mętnej, jak i całkiem ciemnej. Zwierzęta te z taką samą łatwością lokalizowały przeszkody, jak i pokarm w postaci wpuszczonych do zaciemnionego akwarium ryb. Morświny lokalizowały owe ryby za pomocą strumieni dźwiękowych, kręcąc głowami lokalizowały odbite echa i określały bezbłędnie kierunki.

          Tylko nam się wydaje, że nasz świat, ten, w którym żyjemy, jest tym jedynie realnym. Ale przecież większą część naszej planety pokrywa woda. A w niej dzieje się burza życia, z której jakoś nie bardzo chcemy zdać sobie sprawę.

 

 Bibliografia:

Wielka Encyklopedia Powszechna PWN 1962

Pośrednio Popularna Encyklopedia Powszechna Fogra

Morie Aleksandr Biełganow 1971

Wikipedia

Licencja: Creative Commons
0 Ocena