Znakomita większość z nas doświadcza tego co jakiś czas w życiu. Jedni częściej, inni, rzadziej, ale nikomu ten schemat nie jest obcy. Najłatwiej zaobserwować to w pracy zawodowej. Często się zdarza, że nasi przełożeni dają nam pewne zadania, które nam nie do końca ‘leżą’. Nie chce nam się tego wykonać, uznajemy to za bezsensowne, nudne, zbędne itp.
Jeszcze wyraźniej możemy tę tendencję prześledzić, kiedy mamy do zrobienia coś, co chcemy zrobić, kiedy sami wybieramy, kiedy sami za siebie podejmujemy decyzję, choć być może nieczęsto nam się to zdarza. Rozpoczynamy przedsięwzięcie, pełni entuzjazmu i wiary w nasze powodzenie. Opracowujemy sobie plan działania, rozbijamy poszczególne etapy na kroki, a kroki na poszczególne zadania. Wszystko pięknie wygląda. Przystępujemy do pierwszego zadania. Idzie gładko. Drugie zadanie – trochę gorzej, ale z pełnym zaangażowaniem i wbrew napotkanym trudnościom zgodnie z obietnicą daną samemu sobie (być może również i innym) twardo przemy do przodu.
Jednak gdzieś w trakcie tej coraz bardziej mozolnej przeprawy wypełza jakby z głębin naszej psychiki wątpliwość, czy jesteśmy w stanie zrealizować nasz projekt, który z takim entuzjazmem opracowaliśmy. Powoli, powoli staczamy się coraz niżej i niżej w bezmiar naszego brata nieróbstwa, siostry, którą zawsze tak chętnie oglądamy – telewizji i całego kuzynostwa zwanego ‘inne rzeczy do zrobienia’. Ciągle coś nam ‘wypada’, ciągle mamy lepsze i ważniejsze rzeczy do zrobienia.
Co się z nami dzieje? Poddaliśmy się jednemu z dwóch (lub obu naraz) naszych największych wrogów: Strachowi i Wątpliwości. Boimy się, że nie damy rady. Wątpimy, czy uda nam się zrealizować wyznaczone zadania w takiej formie, w jakiej byśmy sobie tego życzyli.
Skąd nam się to wzięło?
Nasze lęki i wątpliwości mają swoje źródło w tym, co ktoś nam kiedyś powiedział, często z czysto subiektywnego punktu widzenia, poszukując w ten sposób prywatnej, niskiej nawet satysfakcji. Czasem są to nasze własne wnioski podyktowane obezwładniającymi emocjami danego doświadczenia. Czasem bywa, że zbytnio generalizujemy swoje zdolności, uznając, że jeśli jedno źle mi wychodzi, to we wszystkim innym też jestem beznadziejny/beznadziejna.
Czy trzeba przekonywać, jak bardzo takiego rodzaju ograniczenia utrudniają nam życie? Myślę, że nie. Wszyscy mamy tego typu przekonania, które są jakby sufitem, o który rozbija się nasz potencjał. Często wystarczy nam JEDNO, tylko jedno negatywne doświadczenie, żeby wywołać stan depresyjny i poczucie bezwartościowości na tygodnie, nawet miesiące.
Zastanówmy się, jak w ogóle postrzegamy nasze ograniczenia. Bowiem od naszego sposobu myślenia o nich zależy to, czy się ich pozbędziemy, czy też utkniemy w ich objęciach na zawsze.
Pierwszą kwestią jest to, czy wszystkie przekonania nam szkodzą. Otóż nie. Cały mechanizm ich powstawania ma na celu nasze dobro. Jednym z przekonań ratujących nam życie jest, na przykład, przekonanie, że ogień parzy i jego zbyt bliska obecność grozi nam niebezpieczeństwem. Czy to przekonanie jest nam przydatne? Na pewno. Dzięki niemu nie przyjdzie nam do głowy schwytać płomieni, choć tak ładnie wyglądają (i zapewne kiedyś, w naszym wczesnym dzieciństwie, być może nawet za niepamiętnych czasów usiłowaliśmy to zrobić i albo sami boleśnie ukuliśmy to przekonanie, albo, ocaleni przez rodzica, od niego je przejęliśmy).
Z drugiej strony mamy przekonania typu: ‘nie potrafię mówić publicznie’. Zapewne kiedyś nam się zdarzyło, że przy takiej okazji straciliśmy wątek, zapomnieliśmy tekstu, ktoś się pewnie zaczął śmiać, a my nieomal spłonęliśmy w pąsie naszych policzków. Od tamtej pory choćby nas kroili żywcem, nie jesteśmy w stanie wyjść przed grupę ludzi i cokolwiek sensownie powiedzieć. Co więcej, ilekroć nawet podejmujemy ambitną próbę wyzwolenia się z tego, kończy się to tak samo. Milkniemy, pąs na twarzy, śmiechy wśród widowni. Tak jakbyśmy sami sobie udowadniali, że mamy rację w kwestii naszej niezdolności do publicznego przemawiania.
No bo mamy rację. A raczej nasz nieświadomy umysł ma rację. Przy naszym pierwszym nieudanym występie potępiliśmy się za nieudolność, a towarzyszyły temu niezwykle silne emocje. Widzisz tutaj równanie? Myśl + silne emocje = przekonanie, które nasz podświadomy umysł będzie powtarzał przy każdej okazji. Na naszą korzyść lub niekorzyść. Według nieświadomości jest to zawsze na korzyść, ponieważ eliminując publiczne wystąpienia unikamy nieprzyjemnych emocji.
W zasadzie wszystkie przekonania mają nam pomóc. Posiadają one jednak jedną niezbyt pozytywną cechę: nie ulegają uaktualnieniu. Nasza sytuacja życiowa się zmienia, nasz świat się zmienia, my dorastamy, dojrzewamy, a nasze przekonania nadal pozostają na poziomie adekwatnym do dawnej sytuacji. Stąd się biorą problemy. Czasem brak kontroli nad myślami pod wpływem silnych emocji może sprawić, że zasiejemy sobie wcale nieproszone przekonanie.
Najbardziej interesującą dla nas sprawą jest, jak sobie poradzić z tym, co nas w tej chwili hamuje, co sprawia, że nie potrafimy w pełni rozwinąć swojego potencjału. Naszym zadaniem jest rzucić ograniczeniom wyzwanie, pracować ciągle nad rozszerzaniem swojego postrzegania tego, co jest możliwe.
Bo o to tu chodzi właśnie. O nasze postrzeganie. O nasze myśli. Zauważyłeś? MYŚLI. W przypadku naszych ograniczeń popełniamy często jeden niezmiernie istotny błąd: traktujemy mianowicie nasze przekonania jako fakty. Owszem, niektóre z nich (np. to o ogniu) odnoszą się do obiektywnych faktów i tak powinno być. Jesteśmy jednak ludźmi na tyle myślącymi, żeby odróżnić przekonanie/fakt: ‘ogień parzy’ od przekonania/nie-faktu: ‘nie potrafię publicznie przemawiać’. W tym drugim przypadku nie ma żadnego schorzenia ani mutacji genetycznej, ani jakiejkolwiek naukowo potwierdzonej dysfunkcji uniemożliwiającej publiczne przemawianie. Co więcej, jest mnóstwo przykładów ludzi, którzy posiedli tę umiejętność (mniejszym lub większym nakładem pracy). Ergo, rasa ludzka jest zdolna do publicznego przemawiania.
Przekonanie: ‘nie potrafię publicznie przemawiać’ nie jest niczym więcej, jak tylko myślą. Czy możesz odpędzić jakieś myśli? Oczywiście! Bez problemu!
Powiesz: zaraz, zaraz, nie tak szybko. Nie jest to wcale takie łatwe. Tych myśli nie da się tak po prostu odgonić.
Co prawda, to prawda. Takie rozwiązanie jest proste, ale na pewno nie łatwe.
Jak sobie więc poradzić z ograniczeniami i zwiększyć swój osobisty potencjał?
Jednym z najskuteczniejszych sposobów i najmniej bolesnym jest motywacja. Kiedy znajdziemy sobie cel, którego wizja całkowicie nas pochłania, na punkcie którego mamy wręcz obsesję, entuzjazm związany z jego realizacją może nas tak opanować, że po prostu zapomnimy o kwestii: ‘potrafię czy nie potrafię’. Mam nadzieję, że należysz do grona ludzi, którzy mogą przywołać wspomnienie takiego doświadczenia. Jeśli tak, przypomnij sobie swój tok myślenia. Przy tego typu przeżyciach niejako funkcja oceny własnych możliwości wyłącza się. Po prostu się o tym nie myśli. Interesuje nas, co mamy zrobić w danej chwili, co trzeba będzie zrobić za chwilę i dalej, byle dotrzeć do tego wspaniałego celu. Tak bardzo niecierpliwimy się, żeby do niego dotrzeć, że po prostu nie mamy czasu zastanawiać się, czy damy radę, czy nie. Musimy i już! Bo ten cel jest tak fantastyczny, że nie możemy go nie osiągnąć!
Nie każdy jednak ma takie cele albo też nie każdy pozwala tak się dać opanować. Być może strach i wątpliwości tak głęboko zagnieździły się w naszej psychice, że poważnie podkopały naszą wiarę w siebie. Być może nawet do tego stopnia, że nie potrafimy już nie analizować, czy damy radę, czy nie. Co wtedy?
Zacznijmy od trudniejszego i boleśniejszego rozwiązania. Tutaj można się poobijać. Najprostszą i najkrótszą drogą jest stawić czoła swojemu lękowi. Ktoś, kto zawsze bał się występów publicznych, może się przełamać specjalnie wystawiając się na kpiny. Ubieramy się, na przykład, w sposób tragicznie śmieszny i występujemy. Albo specjalnie mówimy coś idiotycznego. I niech się śmieją! A my razem z nimi. Bardzo lubię podejście: „Raz kozie śmierć”, „Kto nie ryzykuje, nie żyje”. Spoglądamy strachowi prosto w oczy i ….. najczęściej okazuje się, że wcale nie jest taki straszny. A po wszystkim, po całym, pewnie nie do końca doskonałym przedsięwzięciu będziemy już mieli sami wobec siebie potężny argument: „Zrobiłem/łam to! Jeśli raz jakoś poszło, to i następnym razem się uda!”
Kolejna świetna technika polega na obiektywnej (najlepiej z pomocą kogoś, komu ufamy, że nie zmiesza nas z błotem dla swojej własnej samolubnej satysfakcji) ocenie swoich umiejętności i stopniowe ciągłe ich rozszerzanie. Będzie to trwający proces uczciwego oceniania siebie (bez samobiczowania), wysiłku i sprawdzania postępów. Małymi kroczkami idziemy do przodu i za każdym razem posuwamy się parę centymetrów dalej niż nasz ‘punkt zawrotny’, czyli miejsce wyznaczone przez nasze pojęcie limitu naszych możliwości. To tutaj zatrzymujemy się i zawracamy, przekonani, że dalej pójść nie jesteśmy w stanie.
Jednak pamiętajmy, że to tylko nasza opinia. My tylko MYŚLIMY, że nie potrafimy pójść dalej. Stańmy w naszym punkcie zawrotnym. I postawmy nogę dalej. Czy coś lub ktoś nam ją utnie? Oczywiście że nie. Co więcej, znajdziemy tam mnóstwo śladów ludzi, którzy już dawno dotarli poza nasz punkt zawrotny, udowadniając w ten sposób, że ta granica nie dotyczy ogólnie pojętych ludzkich możliwości.
Następną rzeczą, jaką możesz zrobić, to zakwestionować swoje przeszłe ‘porażki’. Czy naprawdę ci się nie udało? Czy też po prostu zbyt szybko się poddałeś? Przeanalizuj przebieg wydarzeń, wyobraź sobie, że ktoś inny postępuje tak, jak tobie się to zdarzyło (jeśli trudno ci wyjść poza negatywne emocje z tym związane) i pomyśl, czego można by się było nauczyć z tego doświadczenia. Co następnym razem zrobisz lepiej?
Bądź cierpliwy i wyrozumiały wobec samego siebie. Pamiętaj, że zmagasz się z całymi latami ograniczonego życia i czasami nie tak łatwo to przeskoczyć w jednej chwili. Dobra wiadomość jest jednak taka, że jeśli solidnie i konsekwentnie będziesz nad sobą pracował, po pewnym czasie proces poszerzania swoich możliwości zacznie żyć własnym życiem i rozwijać się we własnym tempie, które może cię zadziwić. Już niedługo będziesz śmiał się z ograniczeń i robił rzeczy, o jakich ci się wcześniej nie śniło.
Jeśli temat ograniczających przekonań wydaje ci dość niejasny, tzn. wiesz, że coś cię ogranicza, ale jakoś nie potrafisz jednoznacznie wskazać, co to jest, warto wtedy wrócić do jakiegoś starego marzenia lub hobby, które porzuciliśmy. Trzeba zastanowić się, dlaczego tak postąpiliśmy. Czy ktoś nas przekonał, że twoje marzenie było głupie i niewarte wysiłku? Czy uwierzyliśmy im, czy też zgodziliśmy się z nimi ‘dla świętego spokoju’? Przeanalizuj swoje marzenia i aspiracje. Sprawdź, czy gdzieś tutaj nie czai się ograniczenie. Pomyśl, skąd się wzięło i czy nadal jest dla ciebie adekwatne.
Możesz sobie poradzić z ograniczeniami wykorzystując technikę ‘wirtualnego dialogu’ z osobami, które kiedyś zasiały w twojej głowie ziarno wątpliwości. Zapisz, dlaczego ludzie ci mylili się oceniając twoje umiejętności. Następnie przeprowadź z nimi wirtualną rozmowę na ten temat. Wytknij im, jak niesprawiedliwi byli osądzając cię w taki sposób. Możesz wykorzystać następujące wyrażenia: „Nie masz pojęcia, do czego jestem zdolny, ponieważ ________________________________.”, „Wiem, że się mylisz w tym temacie, ponieważ _______________________________.”. Pamiętaj, powody są ważne przede wszystkim dla ciebie. Nie jest tutaj istotne, czy przekonasz tę osobę do swojej racji, bo to nie ich w istocie będziesz przekonywał, ale samego siebie. Praktyczny formularz do tego ćwiczenia znajdziesz tutaj: http://pol.freedbe.com/wp-content/uploads/2010/10/Wyzwolenie-z-ograniczaj%C4%85cych-przekona%C5%84.pdf
Analizując swoje przeszłe marzenia możesz natknąć się na dziwaczny stwór zwany Wątpliwością. Straszny to Pogromca Marzeń. Z niezwykłą przyjemnością potrafi nas strącić z wyżyn entuzjazmu i motywacji w czeluść niskiej samooceny. Wystarczą magiczne słowa: „Wątpię, żebym potrafił ___________________________(uzupełnij odpowiednio dla siebie)”. Być może potrafisz zauważyć pewną prawidłowość: Wątpliwość to często wydoroślały Strach. Kiedyś baliśmy się coś zrobić, teraz, bardziej po dorosłemu, po prostu wątpimy, żebyśmy dali radę. A wszystko to, oczywiście, zamaskowane ograniczenia.
Wytrop je jedno po drugim. Pomyśl i przeanalizuj swoje myśli w następującym kontekście:
„Wątpię, żebym potrafił/a lub dał/a radę _______________________________, ponieważ _________________________________________________________________.
Odpowiedz szczerze. Jeśli musisz zrobić ‘wycieczkę osobistą’, uczyń to. I przestań myśleć o zobowiązaniach wobec ludzi, którzy cię spłodzili, urodzili, wychowali. W tej chwili chodzi o ciebie i tylko ciebie. Twoje życie jest na szali, a ono będzie się ciągnęło dłużej niż tych, którzy cię spłodzili, urodzili, wychowali, co więcej, zapewne sam/a już masz albo będziesz mieć tych, których spłodzisz, urodzisz, wychowasz i za jakość ich życia i struktury psychicznej będziesz odpowiedzialny.
Wątpliwości są bardzo zdradliwe. Jeśli wątpisz w swoje umiejętności zrobienia czegoś, nie zrobisz tego. Co więcej, nawet nie podejmiesz próby. Jeśli zwątpisz i istnienie innych możliwości, zaakceptujesz to, co masz i nie będziesz mierzył wyżej (oj, chyba to znamy aż za dobrze). Jeśli zwątpisz w dobrych ludzi, nie przyjmiesz żadnej pomocy, jaką ci zaoferują.
Jedynym naprawdę skutecznym antidotum na wątpliwości jest wiara. Musisz ZDECYDOWAĆ, że będziesz WIERZYŁ, zamiast WĄTPIĆ. Taką decyzję trzeba podejmować tak często, jak często wątpliwości wychyną swoje brzydkie łby na powierzchnię naszych myśli.
Na początku może ci się wydawać, że okłamujesz samego siebie. Kluczem jest jednak ciągłe i konsekwentne dokonywanie wyboru, żeby wierzyć, iż daną rzecz potrafimy zrobić, że damy sobie z nią radę. W końcu uwierzysz, a to szybko przełoży się na rzeczywiste doświadczenia.
Uważaj jednak. Wątpliwości bywają podstępne i często przebierają się za brak zainteresowania, zgorzknienie, brak zaufania lub opór. Wytrop je za pomocą następujących sformułowań:
„Nie jestem zainteresowany/a ________________________________, ponieważ wątpię, że _________________________________________________________________.
„Jestem rozczarowany/a __________________________________________, ponieważ wątpię, że _________________________________________________________________.
„Nie ufam _______________________________________________________, ponieważ wątpię, że _________________________________________________________________.
„Czuję opór wobec ___________________________________________, ponieważ wątpię, że _________________________________________________________________.
Zastanówmy się nad naturą strachu. Czymże jest to coś, czego za wszelką cenę staramy się w życiu uniknąć? Wróćmy na chwilę do naszego lęku przed publicznym przemawianiem. Czy sytuacja, w której mamy coś wygłosić przed grupą ludzi jest obiektywnie niebezpieczna? Czy wzięcie w niej udziału grozi nam utratą życia lub trwałym uszkodzeniem ciała? Nie. Wobec tego niebezpieczeństwo tutaj jest wynikiem naszej subiektywnej percepcji.
Kolejną kwestią jest to, czy zawsze baliśmy się publicznie przemawiać. Nawet jeśli tego nie pamiętamy, kiedyś był taki moment, kiedy sytuacja taka nie wzbudzała w nas żadnych emocji (np. kiedy mieliśmy rok – półtora roku…). Lękową interpretację dla występów publicznych dorobiliśmy sobie sami na podstawie, to będzie interesujące, może nawet rewolucyjne, subiektywnej interpretacji jednej sytuacji. Pomyśl sobie: czy masz stuprocentową pewność, że śmiech publiczności odnosił się tylko do ciebie? A może ktoś na sali zrobił coś nawet śmieszniejszego niż ty i tak jakoś się złożyło, że ten incydent oraz twoje niekomfortowe ‘zacięcie’ zbiegły się w czasie? Masz pewność, że tak NIE było? Czy tylko ZAKŁADASZ, że tak nie mogło być?
Powyższy wywód ma na celu otworzyć ci kolejną furtkę w sposobie myślenia, która pomoże ci wyzwolić się z lęku. Nie jest istotne, czy ten tok jest logiczny, spójny czy też absolutnie bezsensowny. Jednym słowem, tłumacz to sobie, jak chcesz, najważniejszy jest rezultat, czyli wyzbycie się lęku. Twoje myślenie może być całkowicie absurdalne, jeśli jednak skutecznie pozwoli ci się nie bać, wygrałeś.
W zasadzie nasze lęki są rezultatem konfrontowania naszych przekonań. Tam, gdzie chcemy zrobić coś wbrew naszemu utrwalonemu pojęciu na temat struktury tego wycinka rzeczywistości, który jest powiązany z daną sytuacją, pojawia się strach. Może więc służyć jako narzędzie diagnozujące, wskazujące bezbłędnie, gdzie rządzą nami nasze ograniczenia, a nie my sami.
Technika, o której chcę teraz opowiedzieć, sprawdza się w przypadku osób, w których naturze nie leżą żadne ‘ostre’ konfrontacje ani ‘spoglądanie śmierci w oczy’. Niniejsze kroki pozwalają spokojnie, powoli poradzić sobie z lękiem i stać się wyzwolonym człowiekiem.
Po pierwsze, przekonaj samego siebie, że niebezpieczeństwo tak naprawdę nie istnieje. To nasze przekonanie, że jeśli ruszymy i zrobimy daną rzecz, wszystko pójdzie źle, zamyka nas w pułapce strachu. Prostym sposobem na przezwyciężenie tego paraliżu jest zadanie sobie pytań: „Jaka najgorsza rzecz może mi się przydarzyć w tej sytuacji?” oraz „Czy jeśli wydarzy się to, co najgorsze, poradzę sobie z tym?”. W większości przypadków odpowiemy na drugie pytanie twierdząco, a jeśli nie, pozwoli nam to poszukać środków zaradczych i rozwiązań, dzięki którym przetrwamy kataklizm.Zaplanuj wszystko z wyprzedzeniem, zwłaszcza opracuj najgorszy scenariusz. Zastanów się, jak sobie dasz radę z sytuacją. Trick tutaj polega na tym, aby zamienić to, na co reagujemy: „O, Boże, jak ja sobie dam z tym radę?” na „No i co z tego?”. Rozumiesz? Wtedy cała twoja perspektywa postrzegania sytuacji się zmieni. Wyobraź sobie inny rezultat swoich działań. Jeśli ‘najgorszy scenariusz’ napawa cię panicznym lękiem, opracuj sobie scenariusz, w którym wszystko idzie w dokładnie przeciwnym kierunku. Odtwarzaj taki przebieg zdarzeń w swojej głowie tak długo, aż w niego uwierzysz. Skurcz swoje lęki i rozdepcz je jak robaka. Często czujemy, że nasz strach jest większy od nas samych. Wydaje się jakby górował nad nami, wysysał z nas całą naszą energię i redukował naszą determinację. Zmień tę perspektywę wyobrażając sobie, jak twoje lęki kurczą się, stają się coraz mniejsze i mniej intensywne aż osiągną rozmiar robaczka u twoich stóp. Wtedy podziękuj ładnie strachowi za jego starania uchronienia cię przed nieszczęściem i powiedz, że już go nie potrzebujesz, że poradzisz sobie sam. Następnie… rozdepcz go. Niech przepadnie w otchłani zapomnienia.
Jeśli wszystkie sposoby cię zawiodą, jeśli nie zdołasz wyeliminować wątpliwości albo lęku, pozostaje ci jeszcze tylko jedno wyjście. Tak, tak… Dobrze przeczytałeś. Jeszcze jest wyjście. Możesz po prostu ZIGNOROWAĆ swoje ograniczenie i działać POMIMO niego. To tak, jakbyś sobie je zapakował do sprytnej szkatułki i odstawił do kąta. Oczywiście, zawsze może wyskoczyć, często w najmniej spodziewanym momencie, jednak jeśli przećwiczyłeś wcześniej opisane techniki, na pewno dzięki którejś z nich zdołasz zapakować swoje strachy i wątpliwości z powrotem do szkatułki i kopnąć ją w najciemniejszy kąt. Działaj pomimo wszystko.
Sumując, eliminowanie swoich ograniczeń jest prostym procesem polegającym na zbadaniu swoich powtarzających się myśli i przekonań, rzucaniu wyzwania swojemu postrzeganiu sytuacji oraz przedzieraniu się przez zapory wszelkich uznanych limitów. Pamiętaj, że ograniczenia są niczym bez mocy, którą ty sam im dajesz poprzez ciągłe powtarzanie ich i zatrzymywanie się tam, gdzie ci wskazują. Nie pozwól im sobą rządzić!
W skrócie proces eliminowania swoich ograniczeń można streścić w następujących punktach:
Proces destrukcji – badamy i eliminujemy ograniczające przekonania.Proces odbudowywania – ponieważ w naszym umyśle nie możemy zostawić pustego miejsca po wyeliminowanym przekonaniu, od razu należy je wypełnić przekonaniami, które nam służą. Dzięki temu odzyskasz wiarę w swoją wewnętrzną ocenę sytuacji i realnie będziesz oceniał swoje możliwości.Następnie zacznij pokonywać swoje lęki i wątpliwości jedne po drugich. Niszcz i rozbrajaj wszystkie negatywne myśli efektywnie zmniejszając ich władzę nad tobą. Zacznij poszerzać swoje pojęcie tego, co jest dla ciebie możliwe stopniowo, ale ciągle. Stawiaj jeden krok naraz pamiętając, że rozwój jest procesem.Zobowiąż się iść zawsze dalej niż szedłeś do tej pory, poza punkt, przy którym dotąd się zatrzymywałeś.
Kolejną rzeczą, o której warto pamiętać, to fakt, żeby nie naciskać zbyt intensywnie. Wiesz, że nawet najtwardszy metal można złamać, jeśli się nań naciska wystarczająco mocno i wystarczająco długo. Musisz stać na straży swoich realnych możliwości. Jeden krok naraz wystarczy, żebyś dotarł tam, dokąd chcesz zajść. Gdy nabierzesz wprawy w pracy nad sobą, będziesz mógł przyspieszyć. Uważaj jednak, żebyś nie padł ofiarą nadmiernego zwlekania (pod maską którego też kryją się jakieś ograniczenia!).
Postaraj się atakować jedną rzecz codziennie, nawet jeśli będzie to coś małego. Dbaj, byś absolutnie każdego dnia zmierzył się z choćby jednym małym lękiem, wyeliminował jedną wątpliwość, zakwestionował jedno przekonanie. Tylko takie konsekwentne działanie daje gwarancję trwałych rezultatów.
Nota bene rezultatów, jeśli oczekujesz, że objawią się w fizycznej rzeczywistości od razu, możesz się srodze rozczarować. Nie uzależniaj od nich swojego triumfu, ponieważ często mija trochę czasu, zanim zaczniesz zauważać realne zmiany w twoim życiu, będące wynikiem zwycięskiej eliminacji. Nie przejmuj się tym, nie wyczekuj spektakularnych zmian, tylko idź dalej, zajmij się kolejną wątpliwością czy kolejnym lękiem.
Kiedy będzie trudno, pamiętaj, że z postępem jest taka dziwna sprawa: najczęściej jesteśmy znacznie bliżej mety niż nam się wydaje. Dlatego w momencie, gdy zaczniesz opadać z sił wypróbuj jedną poniższych technik:
Podziel większe cele na mniejsze, z którymi łatwiej sobie poradzić. Nic nas tak nie wzmacnia niż poczucie, że panujemy nad sytuacją. A tutaj ty decydujesz, nad czym będziesz pracował i w jakim tempie. Zrób sobie przerwę. Czasem trzeba po prostu odejść na chwilę od tego, nad czym pracujemy, aby zyskać inną perspektywę. Przez chwilę skoncentruj się na czymś innym.Powtarzaj sobie afirmację, że już prawie dotarłeś do celu. Jeszcze tylko odrobina wysiłku, troszeczkę i już, już jesteś tam, dokąd zmierzałeś. Stwórz sobie swoją własną maksymalnie dla ciebie korzystną iluzję, stwórz sobie swoją pozytywną samospełniajacą się przepowiednię.
Uważaj jednak na pułapki czające się na drodze do samodoskonalenia. Umysł, przyzwyczajony do utartych schematów nie będzie chciał się ich tak łatwo pozbyć. Dlatego też miej oczy otwarte i nie daj się omamić iluzjom upartego mózgu. Samo-oszukiwanie się jest bowiem trucizną, która może zatruć każdą próbę poprawienia swojego życia.
Jeśli będziesz winił wszystko i wszystkich za swoje własne błędy i porażki, oszukujesz sam siebie. Oczywiście, czasami się zdarza, że sprawy idą nie po naszej myśli i nie ma w tym naszej winy, ale jeśli porażkom towarzyszy dużo gniewu i obwiniania innych, oznacza to, że nadszedł czas, aby przemyśleć swój udział w tych niepowodzeniach.Jeśli zaczniesz usprawiedliwiać bezproduktywne zachowania, oznacza to, że samo-oszustwo wychyliło swój wstrętny łeb. Wymówki takie, jak poniższe będą zabójstwem dla twojego postępu: „Jestem zbyt zmęczony”, „To zbyt trudne”, „Wszyscy mają więcej szczęścia niż ja”, „Nadal mogę odnieść sukces, nawet jeśli nie będę ciągle pracował nad swoimi celami”. Jeśli ‘zgrzeszyłeś’ którąkolwiek z nich, natychmiast weź się w garść. Doskonale wiesz, CO musisz zrobić, aby osiągnąć jakikolwiek cel, który postawisz przed sobą, musisz tylko pilnie DZIAŁAĆ w kierunku zrealizowania go. Żadnych wymówek!Jeśli zaczniesz kwestionować swoją intuicję, możesz się oszukiwać, a nawet sabotować swoje własne wysiłki. Czasami otrzymujemy intuicyjne ‘przeczucia’ w jakiejś sytuacji i ‘wiemy’, że są prawdziwe i właściwe, ale nie potrafimy logicznie wyjaśnić, skąd to wiemy, więc wątpimy. Jeśli kiedykolwiek tak postąpiłeś, doskonale znasz ukłucie żalu, kiedy sprawy potoczyły się dokładnie tak, jak ‘przeczuwałeś’, ale bez twojego udziału. Poznaj swoją intuicję i często z niej korzystaj, a wkrótce będziesz wiedział, kiedy powinieneś jej zaufać, a kiedy nie.Jeśli zaczniesz rozpraszać swoją energię w zbyt wielu kierunkach zamiast trzymać się swojego oryginalnego planu, będziesz się oszukiwał, że w nieskończoność poszukujesz następnego ‘wielkiego pomysłu’, lub ‘najłatwiejszej rzeczy’. Nie ma następnego ‘wielkiego pomysłu’ ani ‘najłatwiejszej rzeczy’ – jest tylko to, co wybierasz w swoim życiu. Zajmij się jedną rzeczą naraz i skoncentruj się. Twoje rezultaty będą mówić same za siebie.
Na pocieszenie i zakończenie dodam, że z czasem twoja siła wzrośnie i zaczniesz mieć coraz większą kontrolę nad swoimi czynami. Coraz łatwiej będzie ci też zintensyfikować wysiłki. Im silniejszy będziesz się czuł, tym więcej rzeczy ogarniesz naraz. Najtrudniejsze są początki, kiedy musisz przetrwać ten najbardziej oporny, mozolny okres. Jednak żeby doświadczyć słodyczy sukcesu i poczucia panowania nad własnym życiem, trzeba się najpierw troszkę pomęczyć nad skłonieniem własnego umysłu do pracy.
Do tej pory wydawało mu się, że jest niepodzielnym władcą w twoim królestwie i funkcjonował tak, jak chciał.
Teraz to ty przejmujesz stery.
Zmuś go do posłuszeństwa!