Dawno, dawno temu, niestety w bardzo nieodległej galaktyce, a wręcz na naszym podwórku, panował ustrój, w którym działy się prawdziwe cuda. Kraj pogrążał się w biedzie pomimo rzekomych gospodarczych sukcesów, polityka "wszystkim po równo" tworzyła podziały, a po drogach śmigały wielkie, czerwone ogórki.

Data dodania: 2010-09-19

Wyświetleń: 6386

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 4

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

4 Ocena

Licencja: Creative Commons

"Ogórkami" zwano autobusy Jelcz 272 MEX, produkowane przez firmę Jelcz w latach 1963 - 1977. Pojazdy o charakterystycznie obłym, aczkolwiek całkiem gustownym wyglądzie kursowały jednak o wiele dłużej - zgodnie z zasadą, że prowizorka jest najwytrzymalszą konstrukcją.


Sprostujmy jeden fakt: mówienie o "ogórkach" jako o prowizorce konstrukcyjnej jest niesprawiedliwe (były to wszak autobusy budowane na licencji Skody, a więc solidnie zaprojektowane), jednak ich pojawienie się w Polsce było wynikiem decyzji podjętych pospiesznie, w obliczu problemu rosnącego z miesiąca na miesiąc. Oto bowiem nasz kraj borykał się, zresztą jak większość państw, na których ręce trzymał Związek Radziecki, z technologicznym niedostosowaniem do faktycznych potrzeb. Przejawiało się ono m.in. w braku wystarczającej liczby publicznych autobusów, skutkującym tłokiem w maszynach już obecnych na drogach, oraz koniecznością długiego oczekiwania przez pasażerów na kolejny kurs.

Pojawienie się "ogórków" było dla ówczesnego rządu zbawieniem. Choć popularne jest zdjęcie pasażerów pomagających odpalić "na pych" uziemiony autobus, jelcze były maszynami wytrzymałymi. Posiadały nawet luksus rzadko spotykany w tworach peerelu, a mianowicie nagrzewnice, które w zimie ocieplały pokład pojazdu. Polacy polubili czerwone ogórki i do dziś miło je wspominają - nawet pomimo tego, że współczesne maszyny przewyższają klasyczne autobusy w każdym aspekcie.

Licencja: Creative Commons
4 Ocena