W połowie listopada policja przeprowadziła wyrywkową kontrolę busów pasażerskich, kursujących po łódzkich drogach. Przez pół dnia sprawdzono 12 pojazdów. Aż 10 z nich miało zaniżoną wagę w dowodzie rejestracyjnym, dzięki czemu pojazd o określonym udźwigu teoretycznie mógł przewozić większą liczbę pasażerów. W rzeczywistości przewoźnicy ryzykowali życiem swoich klientów, szukając łatwego zarobku.
Stałe praktyki
Pogarda dla przepisów bezpieczeństwa to cecha charakterystyczna dla wielu małych firm przewozowych, a zaniżanie wagi pojazdu jest jednym z popularniejszych sposobów obchodzenia przepisów. Na czym to polega?
Maksymalny udźwig busa jest ograniczony, zaś na każdą osobę na pokładzie musi przypadać 71 "wolnych" kilogramów. Zakupiony pojazd zostaje więc zważony bez wyposażenia wnętrza, a także z pustym zbiornikiem na paliwo. Uzyskany wynik wpisywany jest do dowodu rejestracyjnego, dzięki czemu oficjalnie w pojeździe znajduje się miejsce nawet dla pięciu czy sześciu dodatkowych osób. Zamontowanie foteli i innych elementów wyposażenia, np. bagażnika, sprawia jednak, że pojazd zabierający komplet pasażerów jest poważnie przeciążony.
Przekroczenie dopuszczalnego udźwigu wiąże się z niebezpieczeństwem zarówno dla pasażerów busa, jak i z zagrożeniem dla innych uczestników ruchu. Kierowca ma mniejszą kontrolę nad przeciążonym pojazdem, którego droga hamowania znacznie się wydłuża. Konstrukcja busa zostaje osłabiona, natomiast opony szybko niszczą się, grożąc eksplozją.
Jeszcze groźniejszy od oszustw jest dla podróżnych prozaiczny brak wyobraźni. 12 października 2010 roku, w pobliżu Nowego Miasta nad Pilicą, volskvagen transporter czołowo zderzył się z ciężarówką. Bus był przepełniony - jechało w nim 18 osob, choć powinno tylko sześć. Wszyscy zginęli. Sprawcą wypadku był kierowca busa, który wyprzedzał cysternę we mgle, nadmiernie obciążonym pojazdem, z prędkoscią ok. 90 km/h.
Nie tylko przewoźnicy
Ryzyko wpisane jest w każdą podróż dowolnym środkiem transportu, ale można je ograniczyć w prosty sposób. Wystarczy trzymać się przepisów. Zasada ta dotyczy nie tylko właścicieli firm transportowych i kierowców.
Przewoźnicy autobusowi nie byliby w stanie fałszować dokumentów bez niczyjej pomocy. Wpisanie sfałszowanej wagi do dowodu rejestracyjnego jest przecież możliwe tylko po zważeniu pojazdu na stacji kontrolnej. Jej obsługa powinna zdawać sobie sprawę, że bus poddawany kontroli bez jakiegokolwiek ekwipunku zostanie zapewne doposażony - zwłaszcza jeśli jego właścicielem jest firma zajmująca się przewozem osób. Odrobina dobrej woli ze strony właścicieli punktów ważenia mogłaby zwiększyć bezpieczeństwo podróżnych.
Dopóki jednak firmy transportowe nie zapewnią bezpieczeństwa swoim klientom, podróżni powinni zadbać o nie sami. Przede wszystkim unikając podróży pojazdem ewidentnie przepełnionym, a także do takim, który nie jest przystosowany do przewozu osób. Przed wejściem do busa warto zwrócić uwagę na to, czy posiada oznaczenia firmy transportowej, do której należy, a także sprawdzić, czy przewoźnik ma licencję na transport osobowy. Jeśli nie mamy co do tego pewności, dla własnego bezpieczeństwa nalepiej korzystać z większych, lepiej znanych firm, zwłaszcza podczas podróży zagranicznych. Przy dłuższych przejazdach, np. na drugi koniec kontynentu, warto wybrać tradycyjne autokary, zaprojektowane z myślą o wielogodzinnych przejazdach. W ten sposób zwiększamy nie tylko bezpieczeństwo, ale i komfort podróży.
W żadnym przypadku nie powinniśmy pozostawać bierni. Jeśli dostrzegamy zagrożenie, np. widząc, że kierowca łamie przepisy lub wykonuje ryzykowne manewry - powinniśmy zwrócić mu uwagę. Wykonując kilkadziesiąt kursów tygodniowo na jednej trasie, łatwo popaść w rutynę i zapomnieć, że ponosi się odpowiedzialność za grupę pasażerów.
Dość wymówek
Trudno przymknąć oczy na fakt, że gdyby busy zabierały tylko tylu pasażerów, ilu powinny, podrózni odczuliby pewne niedogodności. Osoba korzystająca z przepełnionego pojazdu robi to dlatego, że nie ma innego wyboru, więc zmniejszenie pojemności busów wiązałoby się dla niej z koniecznością dłuższego czekania na przystankach. Rynek jednak powinien sam uzupełnić tę lukę. Jeśli nie każdy chętny znajdowałby miejsce w pojeździe, wkrótce pojawiliby się nowi przewoźnicy, a już istniejący rozbudowaliby swoją flotę.
Nie usprawiedliwiajmy więc przewoźników łamiących prawo, choćby tłumaczyli, że robią to dla naszej wygody. Życie jest od niej o wiele ważniejsze. Pamiętajmy też, aby nie usprawiedliwiać samych siebie, kiedy świadomie wybieramy ryzykowną podróż. Choć trudno zdać sobie z tego sprawę, tragedie nie zawsze dotykają innych ludzi.