Jak to się dzieje, że ciągle planujesz, planujesz, marzysz, rozmyślasz…i nic. Przeczytasz jakąś fascynującą książkę, obejrzysz dobry film, pojedziesz na wakacje, odpoczniesz i czujesz się pełen energii i znów…nic. A.. (i tu nastepuje znaczące machnięcie ręką) innym razem, może jutro, Jestem za młody/za stary. Ile razy się zastanawiasz: Czy ja dam sobie z tym radę? Czy ja to właściwie umiem? Czy to mi pasuje? A jak mi się nie uda to co? Wszyscy mnie wyśmieją, znajomi znów powiedzą: „a nie mówiłem?”. I z powrotem wbijasz się w tryb codziennego szarego życia- tego "normalnego" - wstajesz rano, jesz śniadanie, idziesz do pracy, czasem z kimś zjesz obiad, wracasz do domu, oglądasz kolejny kiepski serial w TV i idziesz spać, potem wstajesz itd.
Zakłądasz porażkę. Zakładasz, że wszystko pójdzie nie tak i ostatecznie nie osiągniesz celu. Budujesz w sobie negatywny obraz całości. Opowiadasz sobie historie (hm...i to jak bardzo wymyślne i twórcze...kto by pomyslał) próbując sobie samemu udowodnić dlaczego tego nie osiągniesz, zamiast właśnie zrobić listy rzeczy, które Ci pomogą w osiągnięciu Twojego celu, a które są w Tobie, są już Twoim zasobem. Więc zamiast się ciągle zamartwiać zejdź sobie samemu z drogi. Gwarantuję, że będziesz wtedy mógł z przyjemnością rozkoszować się stopniową realizacją celu. Wiesz co robi te kilka procent ludzi, którzy osiągnęli w życiu sukces? Wizualizuą sukces, nie porażkę. Wyobrażasz sobie Winstona Churchila zastanawiającego się: „hm…co dziś może pójść nie tak? a może nie powinieneim tego robić? nie mam czasu, wolę obejrzeć coś w telewizji”? Nie, on właśnie powtarzał: „NIgdy, nigdy, nigdy nie poddawajcie się!”, snuł wizje, które potem skrzętnie realizował, stąd jego sukces.
A jeśli nawet coś pójdzie inaczej to czemu akurat zakładać, że pójdzie źle? Ja zawsze staram się żyć w przeświadczeniu, że wszystko co mi się w życiu zdarza służy mi. Zdarza się z jakiegoś określonego powodu, nie wierzę w przypadki. W procesie osiągania celu najważniejsza jest droga – ciesz się zmianami, które zachodza w Tobie i na zewnątrz Ciebie. Tu właśnie nauczysz się najwięcej. To włąśnie dlatego lubimy czytać książki czy oglądać filmy w całości, a nie dowiadywać się co było na początku i na końcu. To treść nas interesuje. A w razie małego niepowodzenia stosuj metodę starych żeglarzy, którzy wchodzili do bocianiego gniazda- najwyzej położonego punktu obserwacyjnego na statku, rozglądali się dookoła szukając jakichś znaków szczególnych miejsca w którym się znaleźli, konfrontowali wszystko z mapą i ustawiali ster w odpowiednim kierunku. Bo widocznie miało Ci się przytrafić właśnie coś takiego.
I pamiętaj- to właśnie Ty jesteś jedyną osobą na świecie ( powtarzam - jedyną), która może wykorzystać Twój potencjał. Do dzieła więc. Ile masz jeszcze dni do spędzania ich przed telewizorem czy przy komputerze? Pamiętaj, że nie wszystkim jest dane doczekac jutra.
Pozwól więc sobie na działąnie i weź ze swojego życia tą treść, którą możesz zaczerpnąć tylko w procesie dochodzenia do celu. Masz je tylko jedno - szkoda więc czasu na wieczne wykręcanie się od tego, co gdzieś głęboko w Tobie siedzi- wielkiego - choć skulonego ze strachu przed porażką- geniusza.
Więc nade wszystko: zejdź sobie z drogi. Dasz radę! To zadanie jest stworzone właśnie dla Ciebie! Masz wystayrczająco dużo siły! To jest najodpowiedniejszy moment!
Live with passion!