Wywiady, pieniądze, międzynarodowa sława - w przypadku Joanne K. Rowling wszystko zaczęło się od wydania książki Harry Potter i Kamień Filozoficzny, pierwszej części serii. Sukces pierwszej książki spowodował pojawienie się kolejnych sześciu, pełnych przygód, przyjaźni i magii. Oraz, oczywiście, nowych wyzwań dla tłumaczy.

Data dodania: 2009-10-16

Wyświetleń: 17482

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 2

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

2 Ocena

Licencja: Creative Commons

Rowling jest pisarką bardzo kreatywną, szczególnie jeśli chodzi o wymyślanie nazw własnych: imion i nazwisk ludzi często odnoszących się do ich charakteru (jak w przypadku Severusa Snape'a - bardzo surowego nauczyciela [severe = surowy]), nazw zaklęć lub magicznych stworzeń. Celem niniejszego artykułu jest przedyskutowanie, w jaki sposób Andrzej Polkowski, polski tłumacz całej serii, poradził sobie z problemami napotkanymi podczas tłumaczenia książki Harry Potter i Kamień Filozoficzny.

Andrzej Polkowski jest tłumaczem doświadczonym, jego prace obejmują głównie literaturę dziecięcą i fantastyczną. Oprócz serii książek o Harrym Potterze, tłumaczył on „Opowieści z Narnii" i „Kosmiczną trylogię" C.S. Lewisa, „Wróbla" i „Dzieci Boga" Mary Russell oraz „Nocnego mistrza" i „Mistrza śmierci" Tanich Lee. Mimo bogatego doświadczenia, w jednym z wywiadów stwierdził, że podczas tłumaczenia Harryego Pottera natrafił na kilka znacznych problemów, przede wszystkim podczas „tłumaczenia nazw potraw nieznanych w Polsce", i przyznał, iż popełnił kilka błędów które później wytknęli mu fani serii o małym czarodzieju. Generalnie jednak, tłumacz twierdzi że podczas przekładu "stara się brać pod uwagę każde znaczenie danego słowa, używa słowników, pyta innych ludzi o zdanie". Czy jednak wszystkie te czynności mają sens w przypadku tłumaczenia nazw własnych? Czy jest możliwe i słuszne by tłumaczyć nazwy własne, a może powinno się je zostawiać w takiej formie w jakiej występują w tekście źródłowym?


Na temat tłumaczenia nazw własnych napisano już bardzo wiele. Peter Newmark twierdzi, że "nazwy własne stanowią trudność w tłumaczeniu każdego tekstu" i tym samym wymagają szczególnej uwagi - dobrze znane nazwy własne są zazwyczaj tłumaczone, podobnie jak te występujące w literaturze dziecięcej lub legendach, jednak nazwy własne nie mające żadnego dodatkowego znaczenia i precyzujące tylko pochodzenie danej postaci, nie powinny być tłumaczone. Christine Nord, z drugiej strony, twierdzi że nie ma gotowych rozwiązań jeśli chodzi o tłumaczenie nazw własnych, nawet dla tłumaczy literatury dziecięcej, gdyż każda książka jest "napisana w taki sposób by przez czytelnika odebrana została jako zrozumiała lub jako egzotyczna" a „fabuła osadzona w kulturze czytelnika pozwala na identyfikację nazw, natomiast fabuła osadzona w dziwnym i nieznanym środowisku może trzymać czytelnika na dystans". Problem ten jest częścią dyskusji pomiędzy zwolennikami "domestykacji" oraz zwolennikami „foregnizacji" zapoczątkowanej przez Lawrenca Venutiego; dyskusja ta polega na decyzji o „etnocentrycznej redukcji zagranicznego tekstu w sposób by odpowiadał on kulturze czytelnika tekstu docelowego" lub „wywarciu nacisku na kulturalne wartości języka docelowego oraz zawarcie w nim lingwistycznych i kulturowych różnic tekstu zagranicznego, wysyłając tym samym czytelnika zagranicę. Wydawać by się mogło, że w XXI wieku, w erze globalnej komunikacji, trendy sugerują nie tłumaczenie nazw własnych. Veronika Albin dość trafnie twierdzi, że "jest niemal oczywistym iż [...] Bill Gates nie będzie Guillaume Portillon'em we Francji, a Jimmy Carter nie będzie Santiago Acarreador'em w Hiszpanii.


W większości udzielanych wywiadów, Polkowski zapytany o problem tłumaczeń nazw własnych w jasny sposób stwierdza, że "nazw własnych nie tłumaczę". Pomimo tego w jego tłumaczeniach Harryego Pottera można znaleźć wiele strategii proponowanych przez teoretyków translatoryki. Wiele imion w rzeczywistości pozostawionych zostało w formie oryginalnej, a wśród nich między innymi: Harry Potter, Ronald Weasley, Voldemort, Albus Dumbledore, Severus Snape, Dedalus Diggle, Neville Longbottom, Argus Filch, czy Draco Malfoy. Niestety, z punktu widzenia tłumacza, wiele nazw własnych (imion i nazwisk) z powyższej grupy zawiera w sobie pewne informacje na temat postaci do których się odnoszą, a informacje te nie są jasne dla polskiego czytelnika: imię "Severus" (wzmocnione nazwiskiem "Snape" które w polskim tłumaczeniu brzmi "wąż") nie powoduje u polskiego czytelnika skojarzeń z surowością nauczyciela (angielskie severe to polskie „surowy"), „Longbottom" nie wywołuje śmiechu, „Malfoy" i „Voldemort" (nazwy mające pochodzenie francuskie) nie mają tych samych co dla angielskich nauczycieli, choćby trochę znających francuską kulturę, konotacji. Polkowski znalazł jednak wyjście z tej trudnej sytuacji - na końcu książki zawarł słownik (we wszystkich częściach serii o Harrym Potterze). Słownik daje możliwość dociekliwemu czytelnikowi do znalezienia opisów trudnych nazw własnych i innych wymagających terminów używanych przez Rowling. Ze słownika polski czytelnik dowiaduje się, że "dumbledore" to w wolnym tłumaczeniu coś w rodzaju trzmiela, co wydaje się mieć znaczenie ze względu na to że dyrektor Howartu od czasu do czasu mówi coś do siebie pod nosem, coś co przypomina dźwięki wydawane przez tego owada. "Draco" to łacińskie określenie "smoka" lub „węża", „Malfoy" jest wyrażeniem które w starych francuskich dialektach oznacza „złą wiarę" lub „złe słowo" (stąd kojarzenie Draco Malfoy'a ze złem), natomiast nazwisko Neville'a Longbottoma powinno wywoływać co najmniej uśmiech, tym bardziej jeśli weźmiemy pod uwagę bezradność i roztargnienie tej postaci.Z drugiej strony nie wszystkie nazwy własne które niosą ze sobą ładunek semantyczny są uwzględnione w słowniku - mowa tutaj na przykład o Severusie Snapie i Voldemorcie. Odpowiedź na pytanie dlaczego tłumacz zdecydował się wytłumaczyć etymologię nazwiska Malfoy a pominął nazwę Voldemort, pozostaje niejasna. W końcu fakt, że francuskie "vol de mort" oznacza w dosłownym tłumaczeniu „ucieczkę przed śmiercią" wydaje się być kluczowym dla całego procesu narracji gdyż sugeruje to na czym najbardziej zależy opisywanej w tym miejscu postaci. Co więcej, w polskim tekście nazwa traci swoje semiotyczne znaczenie, związane w oryginale z niechęcią jaką Anglicy darzą Francuzów i faktem że angielskie nazwiska o francuskim pochodzeniu należą często do arystokratów (w przeciwieństwie do tych pochodzenia anglosaskiego), co wydaje się istotne jeśli chodzi o problem rasizmu i „czystości krwi" poruszany przez Rowling. Co również interesujące, Polkowski rozwodzi się dość szeroko nad wyborem nazwiska głównego bohatera („potter"), które jednak zdaje się nie mieć większego znaczenia.


Następnie, pomimo zaprzeczeń tłumacza, czytelnik znajduje w książce imiona które zostały przetłumaczone na język polski. I tak: the Leaky Cauldron staje się "Dziurawym Kotłem", Sirius Black występuje jako Syriusz Czarny w pierwszej edycji książki Harry Potter i kamień filozoficzny (od drugiej edycji znany jest już jako Syriusz Black), Gregory the Smarmy to Grzegorz Przymilny, później poznajemy postać w oryginale nazwaną Cornelius Fudge (Korneliusz Knot) oraz jednego z centaurów zwanego Bane (Zakała). W większości przypadków Polkowskiemu udaje się odzwierciedlić znaczenie danego nazwiska lub nazwy własnej dość zręcznie, kilka z jego wyborów jest jednak dość kontrowersyjnych. Na przykład tak klarowne toponimy jak Privet Driver czy Littre Whinging nie są tłumaczone a po prostu kopiowane, natomiast Hog's Head jest w tłumaczeniu całkowicie nieobecne. Kolejnym problemem jest ten niefortunny Korneliusz Knot. Angielskie słowo "fudge" nie tylko odnosi się do rodzaju słodyczy (krówek) ale również oznacza „unikać problemu" lub „odcinać się od sprawy", a jak czytelnicy Harryego Pottera wiedzą, właśnie takie zachowanie cechuje Ministra Magii. Pod względem zastosowanego tłumaczenia, "Knot" byłbym dobrym odpowiednikiem jednak w tekście w którym wiele nazwisk i nazw własnych nie jest tłumaczona, wydawać się może polskim odpowiednikiem angielskiego wyrazu oznaczającego "węzeł". Problem innej natury stanowi postać centaura zwanego Bane, który w polskim tłumaczeniu określany jest jako Zakała. Słowo "bane" pochodzi od anglosaksońskiego "bana", czyli „morderca", może również oznaczać „trucizna" lub „szkodzić" tak jak w „wolfsbane" i „henbane".Polskie tłumaczenie sugerowane przez słownik PWN Oxford to "zmora czyjegoś życia", w polskim przekładzie Władcy Pierścieni Maria Skibniewska używa słowa „zguba" (jak na przykład „Zguba Isildura" w oryginale występująca jako „Isildur's Bane"). Dlatego też słowo "zakała" (którego najbliższe angielskie odpowiedniki to "bad apple" lub „disgrace") wydaje się mało adekwatne pod względem rejestru tym bardziej że użyte jest dla określenia centaura - stworzenia pięknego, dumnego i potężnego.


Inna strategią wykorzystywaną przez Polkowskiego jest transkrypcja. Grupa nazw własnych poddanych transkrypcji składa się z takich określeń jak: mugol (dla angielskiego "Muggle"), Hogwart (zamiast oryginalnego "Hogwarts"), czy Firenzo (w przypadku imienia innego centaura, Firenze). Przykładów nie jest wiele gdyż tłumacz używa techniki transkrypcji dość oszczędnie. W przypadku "mugola" i "Hogwartu" Polkowski zdecydował się jedynie na niewielką zmianę oryginalnych, angielskich nazw dzięki czemu nie odbiegają one znacznie od tych stosowanych w tekście źródłowym, a polskie dzieci będą w stanie wymieniać o nich swoje poglądy z angielskimi rówieśnikami. Rzeczownik "Muggle" był początkowo tłumaczony jako "tuman" (z powodu ofensywnego charakteru angielskiego słowa „mug") jednak z powodów redakcyjnych zdecydowano się zmienić tłumaczenie na „mugol" - słowo podobne do pejoratywnych wyrażeń takich jak „Jugol", „Angol", „ramol". Nie jest jednak do końca jasne dlaczego "Hogwarts" straciło ostatnie „s". Co więcej, ze względu na to że zostało ono poddane transkrypcji a nie interpretacji, niektóre fragmenty tekstu stały się niezrozumiałe - na przykład poniższy fragment szkolnej piosenki: "Hogwart, Hogwart, Pieprzo-Wieprzy Hogwart" , czytelnik może być zaskoczony przymiotnikiem "pieprzo-wieprzy", który jak się zdaje pojawia się znikąd. Co ciekawe, angielski czytelnik nie będzie miał żadnych problemów z "Hoggy, Warty Hogwarts". Niemniej zaskakująca jest transformacja oryginalnego "Firenze" w polskie „Firenzo". Jak twierdzi David Colbert, centaury wiązane były z astrologią już w czasach pojawienia się mitu o Cheiron. Mit opowiada historię roztropnego centaura który został przez Zeusa zamieniony w konstelację gwiazd (znaną jako Gwiazdozbiór Centaura), co było formą upamiętnienia jego zasług. Mając na względzie ten fakt, nie jest zaskakujące że Rowling nazwała Firenze od nazwy włoskiego miasta Florencja („Firenze" to oryginalna, włoska nazwa tego miejsca) gdzie Galileusz - jeden z najwybitniejszych astronomów w historii ludzkości - niegdyś mieszkał. Oczywiście, interpretacja imienia centaura jako "Florencja" byłoby nonsensem, tym bardziej że Firenze jest osobnikiem płci męskiej. Jednak czy zmiana ostatniego "e" na „o" była konieczna? Można by ją usprawiedliwiać jeśli oryginalne imię centaura sprawiałoby trudności w wymowie lub deklinacji, jednak w tym wypadku wydaje się, że jest to tylko próba sprawienia by wyraz zdawał się być bardziej „polski".


Próby "polonizacji" nazw okazały się o wiele bardziej skuteczne w wypadku następujących imion: Minerwa (od "Minerva"), Syriusz (od "Sirius"), Hedwiga (od "Hedwig"), "Hermiona" (od "Hermione"). Wszystkie wymienione imiona niosą ze sobą semiotyczne znaczenie: Minerva McGonagall jest inteligentna, stanowcza, ułożona i dzielna, wpisuje się więc w cechy jej mitologicznego imienia; Syriusz Black jest animagiem potrafiącym zmieniać swoją postać w psa (a mitologiczny Syriusz był psem Oriona), imię sowy Harryego - Hedwiga - pochodzi od XII-wiecznej świętej ze Śląska (żony króla Polski Henryka I Brodatego) patronki sierot (a jak wiemy Hedwiga towarzyszy właśnie sierocie: Harryemu). Hermiona, podobnie jak królowa Hermiona z "Zimowej opowieści" Williama Szekspira, została przemieniona w kamień (w książce Harry Potter i Komnata Tajemnic, po spotkaniu z bazyliszkiem). Jeśli chodzi o wszystkie wyżej wymienione postaci, Polkowski wykorzystuje tak zwaną konwencjonalność, która jest dobrą techniką w omawianym kontekście gdyż wszystkie imiona posiadają znane w Polsce odpowiedniki będące łatwiej przyswajalne aniżeli oryginalne, angielskie nazwy własne. Co interesujące, tłumacz pozostawia takie imiona jak Dedalus (czarodziej znany z upodobania do wyrzucania przypadkowych obiektów w powietrze) lub Severus (który, jak rzymski władca Septymiusz Sewer, niezwłocznie ukróca każdy przejaw nieposłuszeństwa) w oryginalnej formie mimo że mają one odpowiedniki w języku polskim. Odpowiednio: "Dedal" i "Sewer" (lub "Seweryn"). Najbardziej interesujące przykłady tłumaczenia nazw własnych w książce Harry Potter i Kamień Filozoficzny to te, w których Polkowski użył strategii rekreacji. Parszywek to imię jakie proponuje dla oryginalnego "Scrabbers" - starego, parszywego szczura (tłumaczenie pięknie odzwierciedla moralne jaki i fizyczne cechy zwierzęcia), Peeves the Poltergeist oddany został jako Irytek Poltergeist (który w rzeczy samej irytuje zarówno nauczycieli jak i studentów), sklepy magiczne znajdują się na ulicy Pokątnej - w oryginale Diagon Alley - której nazwa odzwierciedla ponurą naturę tego miejsca.


Wszystkie te nazwy własne są dobrym przykładem pomysłowości i inwencji Polkowskiego oraz do pewnego stopnia jego „zwinności". Jeszcze lepsze jej przykłady znajdujemy w tłumaczeniu nazw czterech domów studentów w Howardzie: Gryffindor, Slytherin, Ravenclaw i Hufflepuff. Ogólnie rzecz biorąc, tłumacz zdecydował się na zachowanie angielskich nazw aby polski czytelnik mógł wymieniać o nich swoje poglądy z angielskimi czytelnikami. Mimo to, na końcu książki umieszcza krótkie notatki na temat ich etymologii oraz używa poniższych, spolszczonych nazw w celu określenia mieszkańców każdego z domów: Gryfoni (francuskie "griffine d'or" wskazuje na "gryf ze złota"), Ślizgoni (od słowa „ślizgać się" - a angielskiego „slither"), Krukoni (słowo „claw" (pazur) znika z polskiego tłumaczenia co sprawia że sama nazwa jest nieco mniej agresywna w porównaniu do angielskiego oryginału) oraz Puchoni (przywodzący na myśl brzmienie słów „huff" i „puff"). Powyższe odpowiedniki w zręczny sposób oddają zarówno znaczenie semantyczne jak i brzmienie ich angielskich pierwowzorów. Brzmienie jest zachowane wyjątkowo precyzyjnie w przypadku Ślizgonów (nazwa oddaje nie tylko sposób poruszania się węży ale również dźwięki jakie one wydają) oraz Krukonów (polskie słowo nie tylko przywodzi na myśl kruki ale również sposób w jaki się one porozumiewają).Jeśli chodzi o stosowanie przez tłumacza techniki przestawiania, jedyny istotny przykład występuje w tytule, gdzie znajdujemy „kamień filozoficzny" (oryginalne „philosopher's stone" w dosłownym tłumaczeniu to „kamień filozofa"), niemożna jednak być zdziwionym takim rozwiązaniem gdyż w języku polskim wybrana przez Polkowskiego kolokacja jest znacznie popularniejsza.

Podsumowując, polskie tłumaczenie książki Harry Potter i Kamień Filozoficzny jest, pod względem tłumaczenia nazw własnych, wykonane starannie i skutecznie. Polkowski używa rozmaitych technik odzwierciedlania znaczenia nazw wykorzystanych i wymyślonych przez Rowling (czy to semantycznych, semiotycznych, symbolicznych, czy sposobu wymowy). Wiele z zastosowanych przez niego ekwiwalentów charakteryzuje się podobną kreatywnością jak oryginalne pomysły autorki. Najbardziej interesującą strategią użytą przez tłumacza jest zawarcie słownika na końcu powieści, w którym wyjaśnia co trudniejsze nazwy własne (zarówno tłumaczone jak i nie tłumaczone przez siebie) jak i angielski system miar i nazwy angielskich potraw - w przypadku literatury dziecięcej wydaje się to dobrym rozwiązaniem. To co nie jest jednak warte pochwalenia, to fakt że Polkowski wydaje się być niekonsekwentny w swoich wyborach - traktuje semantycznie i etymologicznie podobne nazwy w różny sposób (Minerwa, ale już Dedalus), tłumaczy niektóre imiona a inne pozostawia w oryginalnej formie (Grzegorz Przymilny, ale „Albus Dumbledore"), włącza do słownika niektóre imiona a inne pomija (Draco Malfoy, ale brak Voldemorta). Pomimo tych wad, tłumaczenie czyta się bardzo dobrze, a niesamowita popularność wszystkich książek o Harrym Potterze w Polsce świadczy o wysokiej jakości tłumaczenia. Co więcej, młodzi czytelnicy doceniają fakt, że wiele imion pozostało nie przetłumaczonych - pozwala im to na samodzielne odkrywanie ich znaczenia. Może to oznaczać, iż w erze postępującej globalizacji, potrzeba domestykacji (nawet w dziecięcej literaturze fantasy) znajduje się w odwrocie.

Tekst opracowany przez biuro tłumaczeń IBT.

Angielska wersja tekstu dostępna pod adresem: http://accurapid.com/Journal/49potter.htm

Licencja: Creative Commons
2 Ocena