Nie będę tu używał imion, nazwisk i nazw firm, jednak w przypadku zarzucenia kłamstwa posiadam dowody na te działania, bo sprawę tę obserwuję od początku.
Pewna pani z Ukrainy została zatrudniona przez pośrednika z Ukrainy, u polskiego pracodawcy. Nie mogła tego wiedzieć, że istnieje kolosalna różnica pomiędzy wykonaniem pracy a zlecenia. Rzecz ujmuje prawo pracy w artykule 22 kodeksu pracy. Wiemy stąd, że praca od zlecenia różni się w ten sposób, że pracę wykonujemy w określonym czasie, a zlecenie możemy wykonać kiedy chcemy.
Kobieta z Ukrainy (jedna z wielu) została zatrudniona w dużej firmie. Nie otrzymała umowy, żadnej. Od początku pracowała w wyznaczonych godzinach według grafiku. Następnie podpisała umowę ze wsteczną datą, ale tej umowy nie miała kiedy przeczytać. Zapytacie dlaczego nie mogła przeczytać? Bo po powrocie z pracy musiała najpierw posprzątać mieszkanie, które zastała zapuszczone. Pranie robiła w przeciętym na pół pojemniku na wodę. Żeby pranie wysuszyć musiała kupić sznurek i zamontować go w pokoju gdzie spała. Spała w przerwanej w miejscu złożenia wersalce, na poduszce, która zamiast szwu miała zawiązany supeł. Posiłki przyrządzała na starej, wykonanej w PRL kuchence elektrycznej. Kiedy znalazła czas na przeczytanie umowy dowiedziała się, że pośrednik zabiera ludziom pieniądze, jeżeli zamierzają wyjechać wcześniej, niż dotyczy tego umowa-zlecenie.
Zarobki przekazywano w kopercie, nie zawsze kwota zgadzała się z liczbą przepracowanych godzin. Nie było żadnej listy płac, ani potwierdzenia otrzymania pieniędzy.
Umowa zawierała zapis o tym, że opłata za wcześniejsze zakończenie pracy, nie zostanie naliczona w przypadku ważnej przyczyny.
Zainteresowałem się tym tematem i sam zadzwoniłem do przedstawiciela pośrednika pracy na Polskę. Zadałem pytanie: „co uważają za ważną przyczynę zakończenia pracy” — mężczyzna odpowiedział: „nie mam czasu rozmawiać, ani teraz, ani w przyszłości” i rozłączył się.
Pomijając już fakt, że firma zatrudniająca ludzi, płaci pośrednikowi za zakwaterowanie pracowników, a warunki ich do życia są często (bo nie zawsze) bardzo trudne, pośrednik pracy, twierdził że w tym mieście są wyrzucane (podał dzień) przedmioty na śmieci, a ci pracownicy mogą tam poszukać tego, czego potrzebują — w tym też wersalkę. A jeżeli pracownicy uznają, że to jest konieczne, to pośrednik kupi farbę, aby pracownice (kobiety) same pomalowały mieszkanie. Można tu tylko zadać pytanie, kiedy to zrobić?
Po tym, jak tej pracownicy ukradziono 500 złotych z wypłaty i nie dopłacono zaległych kwot w wysokości sto, czy dwieście złotych, sprawa trafiła do Państwowej Inspekcji Pracy. Ale żyjemy w Polsce, gdzie urzędnikom się wcale nie spieszy, a czy robią coś, czy nie, oni i tak wynagrodzenie otrzymają, minęło wiele miesięcy, bez efektownego działania. W sumie nawet na tym sprawa się zakończyła.
Pouczona o swoich prawach pracownica z Ukrainy, złożyła do PIP wniosek o ustalenie stosunku pracy. Inspektor PIP — nie mając już wyjścia i postawiony przed ścianą — wysłał pozew do Sądu Pracy o ustalenie stosunku pracy. Sekretarz Sądu Pracy przysłał na adres poszkodowanej kopię wszystkich akt sprawy. Pośród nich znalazł się wynik kontroli PIP, z którego wynikało, że pośrednik pracy zatrudnia na czarno około dwieście osób. Tu już z urzędu PIP powinna nałożyć karę na pośrednika, ale nie zrobiła tego do dziś.
W odpowiedzi na pozew, radca prawny pośrednika pracy, napisał aby pozew wycofano, a pracownicę z Ukrainy obciążono kosztami jego „pracy”, czyli napisaniem tego pisma.
Pracownica z Ukrainy została przesłuchana w czasie wideo rozmowy, ale przed tym napisała i wysłała na adres Sądu Pracy swoje oświadczenie, opisując tam wszystko, co miało miejsce. Czyli kiedy faktycznie rozpoczęła pracę, że mimo podpisania umowy na jej wniosek, nie uwzględniono pewnego okresu pracy. Oświadczenie wcale nie zostało wzięte pod uwagę, jakby nie istniało.
Minęło cztery miesiące.
Pracownica z Ukrainy wiele pism złożyła do PIP z zapytaniem o postęp sprawy. Nie była tu stroną w postępowaniu, więc Sąd Pracy nie miał obowiązku powiadomić jej o wyniku. Taki obowiązek miała PIP. Z powodu braku informacji, z powodu lekceważenia przez PIP, zwróciła się bezpośrednio do Sądu Pracy. Sąd Pracy odpowiedział natychmiast, że sprawa odbyła się wiele miesięcy temu i zapadł wyrok, a obecnie akta sprawy znajdują się w Sądzie Okręgowym, który odrzucił apelację pozwanego. Sąd Pracy ustalił, że pracownica z Ukrainy wykonywała pracę, a nie zlecenie. Pracownica nie była tu stroną postępowania, i Sąd Pracy nie miał obowiązku jej powiadomić o wyniku sprawy. Taki obowiązek miał inspektor pracy, który od początku lekceważył wszystko.
Do dziś PIP nie odpowiedziała w sposób rzeczowy, co to jest za kwota, podana przez PIP jako wartość sporu. Dlaczego PIP nie nałożyła kary na pośrednika, który zatrudnia około dwustu osób bez umowy, czyli na czarno, a tylko pracownica została pouczona, że teraz może dochodzić swoich roszczeń (zadośćuczynienia) w Sądzie Pracy, bo Sąd Pracy nawet złotówki jej nie przyznał. Za opłatą otrzymała odpis akt, gdzie o ile w samym wyroku nie ma błędów, to sentencja wyroku zawiera nie jej nazwisko i wiele innych błędów językowych. Oczywiście Sąd Pracy odpowiedział, że w takim przypadku należy złożyć formalny wniosek o sprostowanie akt — kolejna parodia. Zawsze sprawca czynu musi go naprawić.
Opisany tu przypadek nie jest jedyny. Takich spraw jest wiele tysięcy, a może nawet milionów. Pracownicy z zagranicy nie znają swoich praw, bo takie prawa nie istnieją na Wschodzie Europy. Ludzie ci, nawet nie mają świadomości o tym, co im się faktycznie należy. Jednak zachowanie inspektora PIP, a później przełożonych, do których wysłano liczne zapytania i w odpowiedzi używają okrężnej logiki, zaś odpowiedź nie ma związku z zadanym pytaniem. Zapytałbym tylko, za co pracownik PIP bierze pieniądze, skoro nie robi tego, co jest jego obowiązkiem lub jaki jest powód tego, że w pozwie nie napisano nic na temat zadośćuczynienia i ukarania pośrednika. Zadanie tego pytania zdaje się pozbawione sensu, bo odkąd Konstytucja w Polsce nie istnieje (jest traktowana jako akt nieistniejący), prawa obywateli także zniknęły, tak jak zniknęła odpowiedzialność funkcjonariuszy publicznych.