Nikt nie założył wydawnictwa dla ideologii, ale wszystkie wydawnictwa istnieją dla zysków. Ku wielkiemu rozczarowaniu należy stwierdzić, że większość wydawców zatrudnia ludzi niekompetentnych, oceniających list, który napisałeś! Nie tekst, nie powieść, ale list, a właściwie kilka zdań. I tekst nie trafia nawet do osoby kompetentnej.
Przed wielu laty istniały wyłącznie rękopisy. Ludzie pisali teksty, często nie znając zasad językowych. Wówczas redaktor siadał przed maszyną do pisania i przepisywał cały tekst, bo dostrzegał w tekście potencjał. Różnica jest taka, że w tym czasie pisało o wiele mniej osób niż obecnie.
Dziś natomiast możesz usłyszeć: "Wydawca nie może pisać książki od nowa!"
Autor dobrej książki nie musi znać się na promocji i wypromowaniu siebie. Autor ma skupiać się na tym, co tworzy, a nie na zachęcaniu wydawcy do czytania jego tekstu.
„Napisz kilka zdań o książce” — co znaczy taka uwaga? — debilizm wtórny?! Zawsze się zastanawiałem. Kilka zdań o książce nie ukazuje warsztatu pisarza, szczególnie dziś, gdy słownictwo staje się coraz bardziej ubogie. Od wielu lat nie spotkałem we współczesnych książkach opisu podobnego do poniższego:
„Wzniosłość, która cechuje widok rozległych przestrzeni, dobrze jest znana każdemu. Najgłębsze, najbardziej dalekosiężne, a może i najszlachetniejsze myśli przepełniają wyobraźnię poety, kiedy spogląda w otchłań bezkresnego pustkowia. Rzadko zdarza się, aby nowicjusz patrzał obojętnie na przestwór oceanu, a umysł, nawet wśród mroku nocy, odnajduje w sobie odpowiednik owej wielkości nieodłącznej od obrazów, których zmysłami objąć nie sposób” — początek powieści Jamesa F. Coopera „Tropiciel śladów”, wydawnictwo Iskry, Warszawa 1955 rok.
Dla porównania należałoby zacytować jakąś współczesną powieść, wydaną przez przodujące wydawnictwo, ale nie chcę psuć humoru sobie, ani osobom, które będą czytały ten tekst. O czym świadczy dziś współczesny tekst? O psuciu języka! O uczeniu ludzi przeciwieństwa wiedzy.
Pisanie kilku słów o książce może zepsuć mniemanie czytającego o jej treści. Jeżeli weźmiemy książkę napisaną tak pięknym językiem literackim, jak w powyższym cytacie, a książkę napisaną współcześnie: „nóż był na stole” (nóż powinien leżeć na stole, a nie na nim być), wówczas nie ukażemy różnicy pisanego tekstu. Kilka zdań nie określi poziomu wiedzy autora, ani jakości tekstu. Autor do tekstu powieści przywiązuje dużą wagę, czasem posiada adiustatora, a list jest czymś banalnym, a może właśnie wydawca w ten sposób chcę sprawdzić autora? Jeżeli taką samą wagę przywiązuje do listu, jak do powieści, wtedy jest godny zainteresowania?
Osoba w wydawnictwie, uchodząca za redaktora, ocenia list, bo jest nieomylna, wprost wszechwiedząca. A kim jest autor? Kimś zupełnie bez znaczenia, bo przychodzi do wydawnictwa, a że w życiu nic nie jest łatwe, wydawca nie może ukazać się uległy.
Jesteś debiutantem i psu na budę cała twoja wiedza, bo jesteś debiutantem zależnym od woli nieomylnego człowieczka, który nie posiada małego procentu twojej wiedzy, ale on właśnie czyta twój list, na podstawie którego, opiera decyzję o czytaniu tekstu lub nie czytaniu tekstu powieści. Jeżeli piszesz o temacie, którego owy człowieczek nie akceptuje, z miejsca odrzuci powieść.
Jeśli wydasz samodzielnie książkę, możesz tylko sam ją sprzedawać albo dać w komis bez gwarancji nie tylko sprzedaży, ale bez gwarancji wystawienia książki na półki w księgarni, bo ta opcja kosztuje. Nie tylko dajesz książkę, ale musisz zapłacić za to, aby książka znalazła się na półkach w księgarni lub innym punkcie dystrybucji książek, potem poczekać, aż książka się sprzeda, a następnie znowu poczekać na pieniądze. Natomiast jeżeli książka się nie sprzeda, wówczas dostajesz zniszczone egzemplarze, które możesz tylko wyrzucić, bo wielu ludzi przeglądało twoją książkę. Zapłata za wystawienie książki nazywa się w Polsce (i tylko w Polsce): promocją. I nie ma się, co dziwić, bo wiele nowych terminów powstało dla określenia nieuzasadnionych działań.
List, który stanowi o wartości książki — w oczach wydawcy stanowi o tobie. Jeżeli list się nie spodoba, nikt w wydawnictwie nie przeczyta tekstu.
Ocena książki na podstawie listu autora do wydawnictwa jest nie tylko obelgą dla autora, ale porażką dla wydawcy. W sumie to jego zasady, bo często nie mając pojęcia o pisaniu, zakłada wydawnictwo, aby ryzykując własnymi pieniędzmi, zarabiać na wysiłku innych ludzi.
A gdzie referencje? Referencje, rekomendacje, liczą się na całym świecie. Ale jeżeli twój list nie przekona wydawcy, nawet nie rzuci okiem na referencje, które dodajesz w załączniku.
Jako debiutant dostaniesz 7%. A ile czasu pisałeś powieść? Ile czasu straciłeś na poszukiwania wydawcy, który akurat nie musi mieć referencji i często pozwala sobie wydawać książki z błędami, nierzadko ze słabą redakcją, bo dobry redaktor dużo kosztuje.
Co znaczy dobry wydawca? Dobry wydawca zatrudnia redaktorów o odpowiedniej wiedzy, którzy potrafią dopracować tekst. Dobry wydawca przykłada się nie tylko do samego wydania, ale też do dystrybucji. Książka jest jak nieoszlifowany diament i tu od wydawcy zależy, czy zostanie oszlifowana, czy też nie. Redaktor może zasugerować autorowi, aby w danym momencie dodać głębię emocjonalną lub zostawić brak dosłowności, aby czytelnik mógł się domyślać. Zasugerować zmiany będą czytelnika wciągać do dalszego czytania, aby pragnąć poznać, co będzie dalej? Redaktor może pomóc zrobić rewelację z oklepanego tematu. Ale… nie zawsze tak jest. Najczęściej wydawca poprawi błędy językowe i gramatyczne, ale nie posunie się do sugerowania wprowadzenia czegoś lepszego.
Co znaczy dobra książka? Tego jeszcze nikt na świecie nie ustalił. Może pisać człowiek, który ma niesamowite pomysły, ale nie potrafi ich pięknie przedstawić, tak jak i może pisać człowiek, który pięknie pisze, ale nie potrafi budować wciągającej akcji.
Czytelnik czytając powieść, chce poczuć zapach otoczenia, zobaczyć oczyma wyobraźni, wszystko co widzi autor i poczuć emocje, które przeżywają bohaterowie. Jak zawrzeć to wszystko w liście do wydawcy? Jakby tego było mało, pisarz, autor książek musi też okazać się dobrym mówcą, mieć prezencję i dobrą gadkę. I sposobem, w jaki mówi, przyciągać uwagę na spotkaniach autorskich.
Podsumowując autor w Polsce nie musi tylko pisać w sposób przyciągający uwagę, ale umieć też sprzedawać swoje dzieło, a wydawca tylko zaciera ręce i liczy dochody. Możesz pisać jedynie do szuflady, bo jeżeli nie potrafisz zaprezentować książek, posiadając referencje nawet od znanych ludzi, a twoje książki czytają ludzie prowadząc samochód, bo nie mogą się oderwać, ale nie potrafisz przekonać wydawcy, aby zapoznał się z treścią. Natomiast jeżeli wydawca znajdzie w książce błędne skróty myślowe, czy słabo napisany tekst, ma pretekst do tego, aby wyjaśnić samemu sobie, dlaczego odrzucił powieść.
„Ocenię pańską książkę na podstawie dwóch stron” — tak też usłyszałem od wydawcy. Jak można na podstawie dwóch stron ocenić książkę? Powyżej o tym wspomniałem, że nie każdy autor potrafi pięknie pisać, w rzeczywistości obrócenie tekstu w diament, powinno należeć do działań wydawcy, dlatego wydawca powinien przeczytać całą powieść, żeby przekonać się o jej wartości artystycznej. Ale żeby zachęcić wydawcę do przeczytania tekstu, trzeba napisać list, który go do tego przekona…
Może jest tu jakaś ideologia, która wiąże się z tym, że jeżeli list wciągnie wydawcę i przekona go do czytania tekstu powieści, ukazuje wartość artystyczną autora? Nigdy wcześniej nie myślałem w ten sposób i może tutaj występuje błąd popełniany przez wielu pisarzy?