Poranek przyniósł bardzo złe wieści, bo Rumunka popełniła w nocy samobójstwo. Nikt z szefów rano się nie pojawił, dano nam wolny dzień.
Zadzwonił do mnie Olek z prośbą o spotkanie. Umówiliśmy się w innym mieście. Powiedział mi jak mam dojechać. Wzięłam prysznic i poszłam w kierunku przystanku autobusowego. Miałam jeszcze półgodziny, nie spieszyłam się. Patrzyłam na swoje buty, jak wtapiają się w rozgrzany asfalt. Tego dnia było niesamowicie gorąco. Termometry pokazywały czterdzieści trzy stopnie. Widziałam falujące powietrze nad szosą i kobietę, która chodziła tam i z powrotem, aż w końcu zatrzymała się, żeby na mnie spojrzeć. Odwróciłam się udając, że tego nie widzę, oddalając się w kierunku ławki na przystanku. Kobieta przyspieszyła i szła obok mnie. Nie była ani ładna, ani brzydka. Ani młoda, ani stara. Na jej opalonej twarzy widziałam zmarszczki i zmęczenie.
- Jesteś tą nową, co pracuje u Miquela? – zapytała po hiszpańsku.
Nie odpowiedziałam, szłam dalej.
- Nie bój się. Powiedz tylko tak, albo nie.
- A jeśli tak, to co?
- Ta Rumunka, która popełniła samobójstwo… Znałaś ją?
- Nie. Dlaczego mnie o to pytasz?
- Wczoraj w nocy ja, ona i Juanita piłyśmy do późna w dyskotece w Huelvie. Wierzysz w życie po śmierci?
- Nie.
- Ona wierzyła.
- Dlaczego mi o tym mówisz? Zajmuję się jak widzisz życiem, nie śmiercią.
- Ona wypowiedziała wczoraj twoje imię.
Rozejrzałam się dookoła, żeby zobaczyć w którą stronę najlepiej uciekać, bo nie ufałam tej kobiecie. Obserwowałam ją. Jej twarz nie wyrażała pewnościsiebie. Najbliższe domy były w odległości może dwustu metrów. Spojrzałam na zegarek. Zostało jeszcze piętnaście minut do przyjazdu autobusu.
- Streszczaj siękobieto i mów o co ci chodzi.
- Mieszkam tu od dziesięciu lat. Nigdy nie było żadnych samobójstw, ani dziwnych zniknięć.
- Kto zniknął? - udawałam, że nie wiem.
- Dokładnie wiesz kto. Podarowano ci drugie życie. Byłaś kiedyś szczęśliwą kobietą. Nauczysz siebie i kogoś tej sztuki od nowa.
- Skąd wiesz?
- Pewnej nocy śniło misię, że napisałam list do ciebie. Widziałam cię w swoim śnie.
- Jaki list?
- Masz autobus. Spotkamy się jeszcze – odeszła kawałek i odwróciła głowę. – Ta Rumunka powiedziała wczoraj „Malwina nauczy go pokochać, ale i tak będzie cierpiał”.
- Kogo do cholery nauczę kochać?! – krzyknęłam za nią. Ale się nie odwróciła.
Nie wiem nawet jaki to był dzień tygodnia. Straciłam rachubę. Wszystkie dni były podobne do siebie. Upał spowalniał moje myśli, nie mogłam się przyzwyczaić. Nie byłam ciekawa analizowania tego, co przed chwilą usłyszałam. Od samego początku uznałam, że te wszystkie kobiety w tym miejscu są ofiarami własnego systemu wartości. Nie oceniałam swojego pobytu tutaj. Zdałam się podobnie jak one na Los. Ludzie wierzą w cuda ze strachu przed tym, że nic się może w ich życiu nie wydarzyć.
coś mi się śniło
czyjeś życie
które wciąż myśli o ucieczce
i pokój kryjówka
most
przez który nie da się przebiec…
Powtarzałam w myślach jakiś wiersz, który kiedyś przeczytałam, a może czytała mi go ta Rumunka. Już sama nie wiem. Wszystko było tutaj przesycone słońcem, jakby faktycznie zachodziło tylko na chwilę. Ta cisza we mnie zmieniała mnie. Powtórzyłam w myślach jeszcze raz pokój kryjówka.