PRL kojarzy się z kilometrowymi kolejkami do sklepów, gdzie na półkach królował kurz i ocet, kartkami, które były jedyną pożądaną walutą, z barami mlecznymi, rodem z „Misia” Barei oraz oranżadą.

Data dodania: 2012-01-25

Wyświetleń: 2054

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 2

WIEDZA

-2 Ocena

Licencja: Creative Commons

 W czasach, które wspominają nasi dziadkowie, rodzice i starsze rodzeństwo nie zabrakło też wódki.

Polacy w Polskiej Republice Ludowej pili na potęgę. Mówiono, że to „przez Ruskich”, że czasy takie, że lepiej zatracić się w setce, dwóch, trzech, niż zderzyć z najbardziej szarą z szarych rzeczywistością. Nic dziwnego, że stereotyp Polaka-pijaka przetrwał do dziś. W Danii pojawiły się nawet etykiety, że 4 promile alkoholu we krwi to dawka śmiertelna, z dopiskiem pod spodem, że prawidłowość ta nie dotyczy Rosjan i Polaków właśnie. Jak więc było? Jak się piło w PRL-u? Co najczęściej? W jakich miejscach? I najważniejsze, kto pił? Albo lepiej, kto nie pił?

Nie trzeba się długo zastanawiać, żeby stwierdzić, że wódka była ulubionym alkoholem narodu polskiego. Pito ją na potęgę, nie z kieliszków, z literatek, z musztardówek, z gwinta! Kieliszek był luksusem, na który pozwalano sobie podczas rodzinnych uroczystości. Komunia Święta, Wesele, Święta wszelkie, Chrzciny, narodziny dziecka, urodziny kogokolwiek, bez okazji. Okazję zawsze można było wymyślić, choć nikomu nie było to potrzebne.

Pili wszyscy. Mężczyźni i kobiety, młodzi i starzy, bez wyjątku. Stanowisko, piastowany urząd, praca też nie grały roli. W knajpach otwartych do późnej nocy albo wczesnego poranka spotykali się artyści, pisarze, sportowcy, robotnicy, inteligenci, tajniacy. Przy wódce każdy był równy. Kto nie pił, wyglądał podejrzanie. Wódka musiała smakować każdemu.

Piło się w różnych miejscach. W domowym zaciszu, w gwarnych barach, pod sklepami monopolowymi, zawsze zatłoczonymi, zawsze pełnymi kolejek i ludzi, którzy tuż przed pracą tylko czekali, aż któryś zostanie otwarty.

Sposoby picia w PRL-u również przeszły do historii. Wcześniej wspomniane picie na szklanki czy z gwinta to jedno, a z teczki czy z ryjka to drugie. Szczególnie to pierwsze było bardzo popularne, bo teczki w czasie komuny nosili wszyscy – od inteligentów, przez urzędników, po robotników. Cała sztuka polegała na tym, żeby w barze zamówić oranżadę, a z teczki dolać do niej wódki, bo w lokalu było za drogo.

Czasy mamy teraz inne, bardziej spokojne. Dziś chętniej sięgamy po drinki z wódką, dobre, światowe wina, whisky. Okazuje się jednak, że alkoholu nie jest mniej. Zmieniają się przyzwyczajenia, sposób picia, dziś łatwiej jest odmówić alkoholu, ale poza tym zmieniło się chyba niewiele.

Licencja: Creative Commons
-2 Ocena