Nareszcie: Start. Podobno w Wigilię się nie pije i nadal obowiązuje post, ale bez przesady! No to wszystkiego najlepszego! Bęc! Matka, daj no tu ten opłatek. Życzenia, całusy, łamania, życzenia, cmokania, życzenia, łamania, objęcia, a prezenty leżą, życzenia, łamania, uściski, a gorzała się grzeje, życzenia, ojciec mrugnął, matka polewa, całusy, nie ma co łamać, no to wasze zdrowie! radość ogólna, dzieci zawiedzione, bo prezenty leżą i nic, mama już można? to co? niech rozpakują, a ty polej i siadamy, siadamy!, kochani siadamy, no to w żłobie leży! No i w dziób leje żłób. Stół zastawiony – stąd się wzięło „zastaw się, a postaw się”. Jemy, więc jemy i pijemy, jemy, jemy, pijemy, jemy, jemy, pijemy, pijemy, jemy, pijemy, pijemy, pijemy, podjadamy, pijemy, przegryzamy, pijemy. Nakrywa się na koniec stół prześcieradłem, żeby nie obeschło i kot się nie dobrał i toczymy się na Pasterkę. Stary przezornie ma w kieszeni flaszkę i kieliszek, a stara drugą w torebce. Na zimnie nieco nam przechodzi, więc śpiewamy fałszywie ale od serca, na tacę dopiero po szybkim sprawdzeniu ile tam rzucili inni, bo nie można być gorszym. Na zewnątrz, chyłkiem, walimy z sąsiadem i jego szwagrem lufę naszą i waszą – to ten socjalizm tak nas, cholerka, nauczył. Po drodze do domu rodzinnie i towarzysko z innymi kończymy butlę naszą i butle ich. Z poczuciem dobrze spełnionego katolickiego obowiązku, zwalamy się do wyrka. Z tekstem na ustach – Stara, to może mały numere… zasypiamy. Śpimy szybko, bo zaraz będzie rano i trzeba zrobić śniadanko – wszystko gotowe, a reszta się chłodzi! I nareszcie:
W pierwszy dzień świąt rano:
O, na podłodze siano
I pudełka kolorowe.
Od wczoraj nie sprzątnął nikt.
Oj! Trzymajcie moją głowę!
Na stole flacha - to cyk łyk,
Bo jeszcze nie widzi nikt.
Albo jeszcze łyki dwa –
Muszę przez chwilę zostać sam.
Do łazienki: będę… - ale mnie kręci!
Taki ciężki ranek mam
Ale stół nas znowu nęci.
A czas cyka i nie pędzi,
Żona znowu coś tam mędzi.
Pod śledzika cyk lufeczkę,
Potem z szynką kanapeczkę
I walimy lufy cztery.
- Gdzie ta ryba, do cholery?!
Święta, święta! Nasze święta!
Już początku nie pamiętasz.
Leżą flaszki przewrócone,
Anioł zasnął gdzieś po stołem.
Nachlane inne anioły,
A jeden z nich całkiem goły
Ciągnie za pień pod choinkę
Z papieru zabawkę-świnkę -
Będą świąteczne igraszki!...
Wesołych świąt! Zabrakło flaszki!
Wesołych świąt? Cholera - świąt?
No, zabrakło i niech to prąd!!
Rodzina w smutku pogrążona:
Mąż, dzieci, teściowa i żona.
Wtedy córka – Proszę Tatki!
Ja pożyczę od sąsiadki!!!
- Masz pieniążki, rady ni ma,
Leć w imię Ojca i Syna!
25.12.2011 r.
0353