Podwodne ściany kontynentów porozcinane są olbrzymimi rozpadlinami w kształcie litery V – nieomal pionowe ściany opadają w dół kończąc się przy wąskim dnie i zwane są podmorskimi kanionami. Żeby to sobie uzmysłowić proszę wyobrazić sobie Wielki Kanion Kolorado, ale zatopiony kilka kilometrów pod powierzchnią wody. Skalna surowość zanurzona w wiecznej, mokrej ciemności. Jest dość prawdopodobnym, że zjawisko to jest powszechne na Ziemi. Lecz „na pewno” nadal tego nie wiemy. Jak powstały kaniony na powierzchni lądów – wiemy: rzeźbiły je płynące strumienie przez miliony lat wcinające się w skały oraz wiatr i warunki atmosferyczne. Ale jak powstały pod powierzchnią oceanów? Badania geologów wskazują, że zaczęły powstawać w kenozoiku, czyli najmłodszym okresie geologicznym naszej planety. Większość zaś uformowała się około miliona lat temu. W plejstocenie. No to znaczy, że wiemy mniej więcej kiedy.
Ale jak? I to jest ta dotąd nie zbadana tajemnica.
Nie będę tu próbował omawiać wszystkich teorii na ten temat. Większość z nich wydaje się – nawet dla mnie, laika w tej dziedzinie, jakby nie było - być tak przedziwna i fantastyczna, że zakrawa na „wyssaną z brudnego palucha” lub urojoną chorym umysłem. Oprę się więc na wynikach prac jednego z największych badaczy dna morskiego, oceanografa i geologa morskiego profesora Francisa S. Sheparda. Zauważył on, bowiem, związek pomiędzy usytuowaniem podmorskich kanionów, a dawniejszym położeniem wielkich rzek dnia dzisiejszego. I tak kaniony takie są w okolicach ujść takich dużych rzek jak np. Adour (dotyczy ujścia z XV wieku), Ganges, Indus, Kolumbia, Kongo, Missisipi, Salinas (też dawniejsze ujście) czy Sao Francisco. Ale żeby rzeki mogły kształtować pomorski kanion, to powierzchnia wody powinna być znacznie niżej, niż jest teraz. Tymczasem naukowcy zgadzają się, że największy spadek głębokości oceanów miał miejsce podczas, gdy na świecie nastąpiło zlodowacenie i zapanowały wielkie lodowce. Ale do kształtowania kanionów powierzchnia powinna obniżyć się co najmniej o 1500-2000 m, podczas gdy w epoce lodowcowej opadła zaledwie o kilkaset metrów. W taki razie to nie rzeki? A może podczas topnienia lodowców rzekami zaczęły spływać potężne strumienie błota i mułu i ich siła dokonała tych wyżłobień w dnie morskim? Stąd kaniony w pobliżu ujść rzek… A może to tylko przypadek? Bo swoją teorię o początkowym powstaniu kanionów na lądzie, a następnie ich zatopieniu i zalaniu przez wody oceanu w wyniku ruchów tektonicznych, Shepard odrzucił. Same pytania. Zebrało ich się tyle, że oceanografowie z różnych krajów rozpoczęli, zakrojone na ogromną skalę, wspólne badania. Pobierano wiertłami głębinowymi, sondami i specjalnymi czerpakami próbki gruntu z różnych głębokości. Na podstawie danych uzyskiwanych z tzw. wykreślaczy głębokości rysowano kształty poszczególnych fragmentów ścian kanionów, by łączyć je w pełny obraz tego, co istniało od prawie zawsze, a myśmy to ujrzeli po raz pierwszy. Nurkowie docierali do wstępnych partii niektórych kanionów wynosząc na powierzchnię próbki pobrane ze ścian oraz zdjęcia fotograficzne – obrazy nieznane dotąd ludzkiemu oku. Efektem tych zmasowanych badań było odkrycie, że podwodne kaniony można podzielić na pięć rodzajów, a pochodzenie każdego z nich jest na pewno różne od pozostałych. Jedne mogły – podkreślam słowo mogły jako przypuszczenie, a nie pewnik – uformować się podczas powstania uskoku w skorupie ziemskiej z powodu miejscowych jej naprężeń. Inne mogły zostać wyrzeźbione przez nieprawdopodobnie dynamiczne podwodne strumienie osadów głębinowych, czyli przez tzw. prądy zawiesinowe. Dno morskie, będąc także częścią skorupy ziemskiej, nie pozostaje niezmienne. W wyniku ruchu płyt tektonicznych ulega ono takim zmianom, jak zapadanie się, wypiętrzanie, zalewanie lawą z podmorskich wulkanów oraz fałdowanie i marszczenie. Te dwa ostatnie zjawiska mogły także formować wielkie, podmorskie kaniony. A jak było naprawdę – to jeszcze ciągle wielka niewiadoma.
Nauka pokonuje coraz to nowe bariery. Odsłania tajemne tajemnice otaczającego nas świata. Technika w galopadzie tworzy takie możliwości, o jakich nie śmieliśmy, jeszcze kilka lat temu, marzyć. Sięgamy hen, do gwiazd. Sięgniemy też w głąb, pod nasze stopy. To tylko kwestia czasu i naszej cierpliwości.
Polecam też mój artykuł "Morze Sargassowe"