... na serwis w Internecie dotyczący miasta, w którym mieszkam i przypadkowo kliknęłam na link pt. „podziękowania”. Zaciekawiło mnie kto, komu i za co dziękuje. Były tam przeróżne podziękowania za rozmaite rzeczy. Ale moją uwagę przykuło jedno ogłoszenie. Otóż pewna kobieta dziękowała, i to bardzo wylewnie, za to, że pewien pan kurtuazyjnie otworzył przed nią drzwi w jakimś sklepie i ją przepuścił. I tu podała dokładnie gdzie i kiedy to miało miejsce. Musiało to zrobić na niej duże wrażenie, skoro pamiętała o tym przez wiele godzin i pofatygowała się, aby o tym publicznie napisać. Kolejne ogłoszenia w tej rubryce zdziwiły mnie jeszcze bardziej. Jakaś inna pani dziękowała za to, że ktoś jej ustąpił miejsce w tramwaju, ktoś inny dziękował za jakąś tam uprzejmość w sklepie. Wszystkie te ogłoszenia zawierały dokładne informacje gdzie i kiedy dana sytuacja miała miejsce. I tego typu ogłoszeń było całkiem sporo.
I tak się zastanawiam, że pewnie ten dżentelmen, który otworzył drzwi przed tamtą młodą damą mógłby się mocno zdziwić jaki efekt wywołał jego, w końcu zwyczajny gest.
Albo ci wszyscy ludzie dobrej woli, którzy w jakiś sposób wzbogacili życie innych ludzi za pomocą jednego gestu, słowa czy uśmiechu. Czy im choć przez myśl przeszło, że tak bardzo przyczynili się do radości drugiego człowieka, że oni piszą o tym w Internecie? Podejrzewam, że nie mają o tym najmniejszego pojęcia. Jak ogromna musi być posucha we wzajemnej ludzkiej życzliwości skoro tego typu gesty odnoszą tak piorunujące skutki.
I jak wielkie jest zapotrzebowanie na życzliwość, która nic w końcu nie kosztuje i można ją rozdawać za darmo bez ograniczeń i bez obawy że samemu się na tym w jakiś sposób straci. W kontaktach międzyludzkich najczęściej nie mamy najmniejszego pojęcia jak duży wpływ wywieramy na innych ludzi.
A teraz wyobraź sobie taką sytuację. Zwykły deszczowy poranek. Jedzie sobie kierowca ogromną ciężarówką nie zwracając na nikogo większej uwagi bo jest królem szos i w pewnym momencie nie tylko że wymusza pierwszeństwo na drodze, ale równocześnie wjeżdża w ogromną błotnistą kałużę ochlapując od góry do dołu białego osobowego mercedesa, którego przed chwilą o mało nie staranował. I jedzie sobie beztrosko dalej zadowolony, że dokopał temu ważniakowi.
Kierowca mercedesa klnie na czym świat stoi, ale co może zrobić, jedzie dalej, stawia ten obraz nędzy i rozpaczy zwany samochodem na parkingu i idzie do swojego biura. Od progu krzyczy na swoją Bogu ducha winną sekretarkę, no w końcu trzeba przecież jakoś odreagować. Sekretarka się wścieka, bo czuje się pokrzywdzona i wyładowuje swoją złość na listonoszu, który właśnie przyniósł listy polecone. Ten z kolei zmiął w zębach przekleństwo i wyszedł jak bomba zegarowa. Chodził tak przez cały dzień pracy, a gdy wrócił do domu wyładował całą swoją złość na kompletnie zaskoczonej małżonce. Ta, jeszcze przed chwilą w całkiem dobrym nastroju, teraz wściekła krzyczy na swoje dziecko bez żadnego powodu. Dziecko jak dziecko, co może zrobić gdy dorosły na niego krzyczy? Na szczęście ma młodszego brata, który jeszcze nie umie mówić, więc szczypie go w pośladek. Ten drze się w niebogłosy, nie wiadomo dlaczego ;) i kopie ze złością psa, który akurat mu się napatoczył. A pies? Co może zrobić pies w takiej sytuacji? Żeby było sprawiedliwie, to powinien ugryźć kierowcę ciężarówki, który wywołał całe to zamieszanie. Ale ponieważ życie nie zawsze jest sprawiedliwe, więc podkula tylko ogon pod siebie i chowa się w kącie czekając na lepsze czasy.
A teraz wyobraźmy sobie inną wersję tej sytuacji.
Zwykły deszczowy poranek. Jedzie sobie kierowca ogromną ciężarówką i ma świadomość, że deszcz ogranicza widoczność, więc jedzie bardzo ostrożnie. Widzi z daleka wielką kałużę z błota, więc przyhamowuje i przepuszcza białego osobowego mercedesa. Kierowca mercedesa też zauważył tą wielką błotną kałużę i aż mu ulżyło, że tamten kierowca zdecydował się jednak poczekać. W dobrym nastroju wszedł do biura i, a co mu tam, uśmiechnął się do swojej sekretarki. Ta z kolei, poczuła się lepiej i z uśmiechem zagadnęła do listonosza który właśnie przyniósł listy polecone. Listonosz poczuł się doceniony i cały swój dzień pracy chodzi z podniesioną głową. Wraca do domu kupując ciasteczka na deser dla całej rodziny. Żona, ucieszona, z radością podaje mu obiad i przytula do siebie starsze dziecko. A dziecko? Właśnie dostało coś czego najbardziej potrzebowało, więc aż podskakuje z radości. I bawi się ze swoim młodszym bratem w największej zgodzie. Młodszy brat cieszy się z tego bardzo, bo rzadko starszy brat chce się z nim bawić i gdy ich pies do nich podchodzi to bawią się wszyscy razem. A pies? No cóż, merda ogonem zupełnie nie zdając sobie sprawy że zawdzięcza tę zabawę kierowcy ciężarówki. ;)
Te scenariusze mogą na pierwszy rzut oka wydawać się przesadzone. Ale czy aby na pewno?
Myślę, że każdy z nas miał okazję przekonać się jak jedno niewinne słowo może urazić kogoś kto je pamięta przez następne 20 lat. To samo działa w drugą stronę.
Byłam kiedyś w takiej sytuacji, że pewna mało znajoma mi osoba wyświadczyła mi drobną przysługę, choć nie musiała. Podziękowałam jej bardzo zwyczajnie, choć w duchu byłam bardzo wzruszona tym aktem życzliwości. Byłam wtedy w dołku i zareagowałam pewnie bardziej niż zwyczajowo się reaguje w takich sytuacjach. Ale oprócz zwykłego dziękuję nie okazałam jej w żaden sposób jak bardzo to było dla mnie ważne. Co więcej, postarałam się o to, aby nie zauważyła mojego wzruszenia! Dlaczego? Bo okazywanie uczuć to ryzykowna sprawa, po co się narażać na ośmieszenie…
Innym razem z kolei, pewien znajomy wychodził od nas z domu. Byliśmy wszyscy na zewnątrz gdy wsiadał do swojego samochodu, a mnie właśnie się przypomniało że będąc u nas wyświadczył nam pewną drobną przysługę. Więc już z daleka, bez większego entuzjazmu, krzyknęłam za nim: dziękuję za naprawienie (tam czegoś). A jego jakby piorun trzasnął, odwrócił się cały poruszony i zaczął coś w stylu „nie ma za co”. I jeszcze dobrą chwilę ze mną rozmawiał, zapraszając do siebie itd. Gdybym wiedziała, że tak zareaguje to mogłabym mu podziękować za to nawet ze cztery razy.
Gdy okazuje się komuś jakiś przyjazny gest to nigdy nie wiadomo jaki to będzie miało efekt. Być może ta osoba czuje się w tym momencie bardzo samotna, zrezygnowana i potrzebuje, żeby ktokolwiek okazał jej sympatię?
A może to być osoba, która uznała, że dalsze życie nie ma sensu i właśnie obmyśla skuteczny plan pozbycia się wszelkich problemów? Skąd to można wiedzieć…
Gdy ktoś uratuje człowieka, który się topi, albo wyniesie dziecko z pożaru staje się bohaterem. Ale gdy ktoś odwiedzie niedoszłego samobójcę od jego pomysłu, to nie patrzy się na to w ten sam sposób. A to przecież to samo. A czasem nawet więcej.
Pomyśl, jakbyś się czuł, gdybyś wiedział, że z powodu jakiegoś małego sympatycznego gestu uratowałeś komuś życie? Dziwnie, prawda? Trudno byłoby ci w to uwierzyć. Podejrzewam, że tak samo jak ten pan, który przepuścił obcą kobietę w drzwiach mógłby się zdziwić, że ona mu za to dziękuje w Internecie.
Każde słowo, gest lub czyn wywiera mniejszy lub większy wpływ na otoczenie. I mimo, że tego dalej nie widzimy, to za każdym razem uruchamiamy reakcję łańcuchową, która zawsze gdzieś prowadzi. I tylko od nas zależy według jakiego scenariusza akcja potoczy się dalej.
I pomyśleć, że to kwestia tylko jednego małego gestu…
P.S.
A Ty, przystojny młodzieńcze, pamiętaj, że jak spoglądasz ukradkiem na tą piękną dziewczynę stojącą przy drzwiach w tramwaju to nie myśl, że ona tego nie widzi. :)
I mimo, że nie reaguje, nie znaczy to jednak, że jej się to nie podoba :)