To panowie w garniturach mówią Ci każdego dnia rano: daj wszystko dla Twojej firmy, korporacji, zakładu pracy. A Ty ich słuchasz a może nawet zaczynasz im wierzyć. Gdy odmówisz szefowi wykonania jakiegoś nadprogramowego polecenia, widzisz jego groźny wzrok, koledzy z biura pukają się w czoła a w Twojej głowie rodzi się myśl: „cholera, mogłem się zgodzić!”. Teraz będę miał przerąbane” Jednostki słabsze psychicznie zaczynają w tym momencie odwiedzać portale internetowe poświęcone ofertom pracy, kupują też poniedziałkową „Wyborczą”. Wpadają w delirkę „zwolnią mnie”. No i co jeśli nawet zwolnią?
Pracowałem przez 10 lat jako dziennikarz prasowy i radiowy. Na początku pracy, gdy miałem 23 lata, dziennikarstwo traktowałem jako coś najpiękniejszego co mogło mi się wydarzyć w życiu. Prestiż, nowe wyzwania, jeden dzień niepodobny do drugiego, kontakt z VIPami. Nawet nie zauważyłem jak mnie to zaczęło pochłaniać. Zaczynałem pracę około 8-9 rano a kończyłem czasami o północy. Kolejnego dnia podobna orka. Byłem wtedy kawalerem więc mi to nawet nie przeszkadzało. To trwało ponad 6 lat. Potem trafiłem do największej na Pomorzu gazety regionalnej. Byłem szefem jednego z jej terenowych oddziałów. Tu był dopiero „sajgon”. Plany sprzedażowe nadzór nad dziennikarzami. Pracowałem często po 14 -16 godzin na dobę, włącznie z niedzielami (gazeta musi ukazać się przecież w poniedziałek).
W tym czasie ożeniłem się. Urodziły mi się dzieci i to bliźniaki! Przez 5 lat nie miałem dla nich czasu. Zawsze ważniejsza była gazeta. W pewnym momencie uświadomiłem sobie, że coś muszę zmienić. Jak tak dalej pójdzie, synowie będą do mnie mówić wujku. Korekty w systemie pracy nie wchodziły w grę z powodów, o których nie będę się rozpisywał. Pozostawała zmiana pracy.
Ostateczną decyzję o odejściu z gazety podjąłem po rozmowie z zastępcą naczelnego. Wtedy to, pan Janusz powiedział: „I co chłopie, ledwo się tu utrzymujesz”. Miał, krótko mówiąc, nieuzasadnione pretensje i zarzuty pod moim adresem. Dotyczyły one akurat okresu gdy byłem na urlopie, zabolało mnie to więc szczególnie. Jak mogę brać odpowiedzialność za to co robią moi ludzie gdy ja leżę na plaży w Juracie? To był jego jedyny pomysł na motywację – zagrozić zwolnieniem. Po wyjściu z jego gabinetu myślałem; „To ja tu haruję jak wół 70 godzin tygodniowo a on mnie straszy zwolnieniem?!”
Postanowiłem wtedy, że wykorzystam pierwszą okazję do odejścia! Nadarzyła się kilka miesięcy po rozmowie z panem Januszem. Wiesz co Ci powiem? To była najlepsza decyzja w moim życiu!
Od blisko 6 lat pracuję w jednym z wydawnictw oświatowych, w dziale promocji. Zajmuję się wystąpieniami publicznymi – organizuję konferencje dla nauczycieli. Wydawnictwo jest bardzo przyjazne dla swoich pracowników. Nie wyciska mnie jak cytryny, mam darmową opiekę lekarską, etat. Wolne w ferie, wakacje itp. W moim Wydawnictwie obowiązuje zakaz mówienia „FIRMA”!
Powiesz: ale mu się poszczęściło! A co będzie jeśli ja zostanę na lodzie? Nie mówię Ci abyś zmienił pracę na wariata, od jutra. Ale zmień sposób myślenia. Nie musisz spełniać wszystkich, w tym najgłupszych, poleceń szefa. Nie musisz brać udziału w wyścigu szczurów. Jak nie da się zmienić szefa, zmień pracę. Myślę, że po pewnym czasie trafisz w takie miejsce, gdzie będzie ci się dobrze pracować a przy tym znajdziesz czas dla najbliższych. To może być, jak ja to określam "przyjazna firma" a może rozpoczniesz pracę na własny rachunek. I tak, i tak dążysz do jednego:
Nie pozwalasz panom w garniturkach rządzić swoim życiem!
Zacząłem mówić o tym przed publicznością na moich konferencjach i ku mojemu zaskoczeniu ta opowieść spotyka się z zainteresowaniem i akceptacją publiczności. Na jednym ze spotkań, w Toruniu, po moim wystąpieniu podczas którego poruszałem ten temat, wstał mężczyzna, na oko około pięćdziesięcioletni i powiedział:” słuchajcie Państwo tego pana! Ma całkowitą rację”.
Zapomniałem go tylko zapytać czy sam zmienił coś w swoim życiu….
PS. Z racji wykonywanej pracy czyli występowaniu przed publicznością często sam chodzę w garniturze, lub marynarce. W ramach protestu przeciwko „panom w garniturach”, o których pisałem wyżej, nigdy nie wkładam krawata :)