Te słowa wypowiedziane niegdyś przez Alberta Einsteina zapadły mi głęboko w pamięci, kiedy to w liceum ogólnokształcącym rozważaliśmy je na lekcji języka polskiego. Później, kiedy poznawałam twórczość wybitnego reportażysty, Ryszarda Kapuścińskiego, dotknęły mnie inne, które równie ochoczo udomowiłam i powtarzałam tym, na których najbardziej mi zależało. Czynię to zresztą nieustannie. Co mówił Kapuściński?
„Życzę ci, żebyś zawsze się dziwił. W dniu, w którym przestaniesz się dziwić – przestaniesz myśleć, a przede wszystkim – czuć”.
I tak wędruję przez życie, mając na uwadze i Einsteina, i Kapuścińskiego, starając się zachwycać otaczającym mnie światem.
Niełatwo – ktoś powie. Nic bardziej błędnego! Wystarczy tyko uruchomić w sobie… wdzięczność.
Świat zwariował, a my coraz tłumniej pędzimy na oślep. Za intratną posadą, karierą, wciąż wyższymi zarobkami, jakby to było celem samym w sobie. Niby deklarujemy, że nie potrzebujemy za wiele, ale nowym audi Q 7 nie pogardzimy. No przecież sąsiad nie może jeździć lepszym.
W pocie czoła odkładamy na wymarzony dom, nie widząc przysłowiowego, bożego świata. Nieustannie, wręcz chorobliwie, szukamy uznania u naszych pracodawców, sami nie dostrzegając wartości w sobie. Wciąż snujemy wizje tego, co chcemy osiągnąć - za rok, trzy, za dziesięć lat. Aż w pewnym momencie dociera do nas, że znaczna część życia minęła niepostrzeżenie a my dalej realizujemy szalony plan… posiadania.
Niby mamy nowy, piękny dom, ale wykończenie zajmie nam jeszcze sporo czasu. W najlepszym wypadku, kiedy ustawimy w nim ostatnią komodę, może jeszcze w pełni sił zdołamy się nim trochę nacieszyć zanim zamieszkają w nim wnuki.
Ze zdziwieniem odkrywamy, że mało o sobie wiemy, bo nie mamy dla siebie czasu – na wspólne wyjazdy, rozmowy, spacery. Przestaliśmy się rozumieć. Nie potrafimy porozumieć się z dziećmi. Nagle spostrzegamy, że tak dokładnie zaplanowany nasz mały, prywatny świat zaczyna się chwiać w posadach a my nie rozumiemy dlaczego.
Przyznam, że ze współczuciem przyglądam się tym, którzy tak żyją. Zmęczeni ciągłym realizowaniem planów, nie mają siły nawet na uśmiech. Niespełnieni, sfrustrowani, choć nie chcą się do tego przyznać, przepychają dzień za dniem, na siłę utwierdzając się w przekonaniu, że jednak są szczęśliwi.
Wdzięczna jestem mojej mamie, która nauczyła mnie cieszyć się drobiazgami. Wiła ze mną wianki ze stokrotek, siadała pod pobliską leszczyną i opowiadała bajki. Chodziła do leśniczówki karmić sarny, w potokach zbierała kamyki. Ilekroć o czymś opowiadała, mówiła z pasją, nie było jej to obojętne. Bo właśnie obojętność jest najgorsza. Pokazywała kwitnące jabłonie jakby były królowymi, a floksy u cioci Janki w ogródku podziwiała jak ósmy cud świata.
Z tatą było podobnie - zdjęcia wśród drzew i w karkonoskich strumieniach, wycieczki autostopem, krótkofalarstwo – wszystko było pasjonujące i prawdziwe. Więc miałam co chłonąć. Nie ważne czy radość, muzykę z winylowych płyt, wspólne zabawy, grzybobrania, czy czasem smutek, trudne sytuacje, żal, rozstania – wszystko było naturalne, prawdziwe, nietłumione. O wszystkim się rozmawiało, a nie chowało pod dywan.
Kiedy odwiedzam moją córkę w Krakowie, często słyszę:
- Zachowujesz się jakbyś pierwszy raz tutaj była. Tyle, że ona uśmiecha się przy tym, bo wie, że setny raz widziana Wisła w Tyńcu, kościół na Skałce, spacer Bracką, czy obraz Heleny Modrzejewskiej z Muzeum Malarstwa Polskiego w Sukiennicach zachwycają mnie za każdym razem na nowo, w innej odsłonie. Rozumie, że złote pnie sosen potrafią mnie wzruszyć tak samo jak poza przybrana we śnie przez jednego z moich kotów, misternie utkana pajęczyna, czy osłuchana przez lata piosenka Bajora.
Idę więc przez życie z zachwytem, zbierając pióra sójek, uśmiechając się do gwiazd, ludzi, których mijam w parku. Przytulam się do drzew i zachwycam szumem górskich strumieni albo podziwiam morskie fale – wdzięczna za piękno świata i ludzi, których spotykam na swojej drodze.
Anna Wyszkoni w jednej z piosenek śpiewa: „Czasu nie zatrzymasz, dzień wstaje za dniem, kiedyś i tobie przyjdzie wybrać: być czy mieć (…)” – ja już wybrałam. Jestem. I cieszę się każdym dniem, doskonale rozumiejąc, że bez zachwytu życie jest szare i nijakie.
Tak sobie myślę, że może uda mi się nakłonić Państwa do tego, by z początkiem Nowego Roku nie czynić, jak to zazwyczaj robimy, dalekosiężnych, poważnych planów, tylko docenić to, co mamy, i ruszyć w przygodę z 2022 rokiem nieco inaczej niż zazwyczaj. Z otwartym sercem, chłonnym umysłem, ze świadomością, że to co ma się wydarzyć, i tak zdarzy się na pewno. Bez oczekiwań. Z pełną wdzięcznością za wszystko, czego doświadczamy, co nas spotyka.
Gwarantuję Państwu, że kiedy tę wdzięczność, uśmiech, na który naprawdę każdego stać, dobre serce, empatię i wrażliwość zechcecie państwo połączyć ze sobą i dorzucicie do tego wspomniany przeze mnie zachwyt, bez którego życie potrafi stracić sens - perspektywa postrzegania otaczającej Państwa rzeczywistości ulegnie diametralnej zmianie, kolorując rozpoczęty kolejny rok paletą barw innych, niż dotychczas - radosnych, dźwięcznych, słonecznych, wiodących ku szczęściu.