Słuchałam go zachwycona, za każdym razem uważniej, a jego słowa - wypowiadane spokojnie - docierały coraz głębiej i głębiej. Miałam wtedy niespełna 17 lat i uczyłam się świata. Jak pokazało życie – często od najlepszych. Taki dostałam prezent od losu. I za to jestem niezmiernie wdzięczna.
Podróżując, odkrywałam więc siłę poranków w różnych zakątkach świata. I choć mogłabym rzec na przykład – czerpiąc z obserwacji - że bursztynowy uśmiech poranka barwi weneckie dachy lub też, że krakowskie, poranne słońce spływa leniwie z dachów kamieniczek na brukowane uliczki, czyniąc je na wskroś tajemniczymi,to jednak najważniejsze co wyniosłam z tych obserwacji zamyka się w jednym zdaniu: Ranek mądrzejszy jest od wieczora.
I to fakt jest niezbity. Jednak, by takim ów ranek mógł być dla nas, jasność i zrozumienie wnosząc w nasze życie, winniśmy umieć go witać - nieśpiesznie, spokojnie, otwarci na podpowiedzi, które – jeśli tylko włączymy uważność, w istotne dla nas przesłania się przyobleką.
Od dawna obserwuję to, o czym Milan Kundera pisze w „Walcu pożegnalnym” i zgadzam się z nim co do joty:
„(...) ludzie nie cenią sobie poranka. Budzą się gwałtownie na dzwonek budzika, który druzgoce ich sen jak cios siekiery, i od razu stają się niewolnikami żałosnego pośpiechu. Niech mi pan powie, cóż może być wart dzień, który zaczyna się od takiego aktu przemocy? Co musi się dziać z ludźmi, którzy co dzień za pośrednictwem budzika doznają miniaturowego elektrowstrząsu? Każdego dnia przyzwyczaja się ich do przemocy, każdego dnia oducza się ich rozkoszy. Proszę mi wierzyć, że o charakterze ludzi decydują ich poranki (...)”
No właśnie. Trudno się z tymi słowami nie zgodzić, prawda? To zaś, jakie będą te nasze poranki, zależy wyłącznie od nas. Od tego, w jaki sposób przywitamy kolejny podarowany nam przez Boga dzień. Na ile będziemy potrafili celebrować ofiarowany nam wraz ze świtem czas.
„Stanąłem i patrzyłem na wschód, bo oczy o tej godzinie są po to, żeby patrzeć na słońce wstające” – pisał Edward Stachura.
Kiedy tylko mogę, czynię tak samo, starając się zatrzymać choćby na chwilę, pozwolić płynąć myślom. Uwolnić ich kawalkadę, zajmującą przestrzeń mojej głowy, od stanu której tak wiele przecież zależy. W poranku bowiem, Drodzy Państwo, znajduje się ukojenie. To tak jakby przesunąć kartkę i znaleźć się w nowym dniu, ze świadomością, że czas ten jest szansą na inne niż dotychczas historie. Jest nową przestrzenią, w której nie trzeba niczego kontynuować.
Świt jest jak darmowy bilet wstępu w nową, lepszą, bardziej świadomą rzeczywistość. Wczesnym rankiem zmienia się percepcja. Wyostrza postrzeganie. W ciszy świtu człowiek jest do końca sobą. Rzeczywistość niczego nie wymaga i nie trzeba się jeszcze bronić. Czyż nie tak?
Przyznam się Państwu, że ogromnie lubię poranki – takie, gdy wiatr otwiera zaspane oczy a mróz osiada lepiej niż tusz na rzęsach. Poranki, gdzie nawet chłód rozgrzanego serca jest wystarczająco ciepły, by móc się uśmiechnąć. Czasem nawet gorącymi łzami. Poranki nowych postanowień, w których nie muszę bać się wyimaginowanego zła. Poranki, z których każdy może być nowym początkiem, gdzie można zapomnieć o wczoraj i nie myśleć o jutrze, za to żyć tym, co dzieje się obecnie.
By takimi były, wystarczy nauczyć się wsłuchiwać się w siebie, otworzyć serce i wzmóc uważność.
Niech więc zmierzch Państwa inspiruje a poranki zdumiewają najpiękniej jak potrafią, niosąc Państwu wszystko, co najpiękniejsze i prowadząc do samopoznania, bo tego nigdy za wiele.