Co wyróżnia warszawską ulicę od innej europejskiej stolicy? Jak smagnięcie biczem uderza mnie codziennie jeden fakt : NIE UŚMIECHAMY SIĘ. Ani do siebie nawzajem, ani do siebie samych, ani do swoich myśli – tych przelotnych, czy też tych najskrytszych. Nie mamy powodów do radości – powie wielu. Ale czy ich potrzebujemy?

Data dodania: 2012-05-19

Wyświetleń: 1804

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

 

Widok uśmiechniętego człowieka idącego warszawską ulicą zwraca powszechną uwagę. Taki uśmiech jest wręcz podejrzany. No bo co... Z czego on jest taki zadowolony? Dlaczego taki uchachany i tak mu w życiu dobrze, czy jak? Najczęściej okazuje się wtedy, że to uśmiech importowany, ponieważ mamy do czynienia z zagranicznym turystą lub studentem na wymianie. Czasem zdarza jakiś nieostrożny, pełen radości życia młokos. Ale przejdzie mu niedługo – uspokajamy sami siebie.

Gdy się komuś zdarzy w miejscu publicznym przełamać rutynę standardowej, zachmurzonej miny, niekontrolowanym uśmiechu grymasem lub (co nie daj Boże!): kaskadą dźwięczącej, irytującej, perlistej radości, można zaobserwować szerzące się zgorszenie. Może nawet usłyszymy kąśliwą uwagę: co się tak śmieje jak głupi do sera? Mocne co? Z pewnością budujące radość życia w człowieku.

Oczywiście. Ktoś powie, że mamy mniej powodów do zadowolenia niż przeciętny mieszkaniec zachodniej stolicy. Nie zamierzam przeprowadzać teraz pogłębionych, ekonomiczno-socjologizujących analiz porównawczych. Widzę tu przede wszystkim różnicę mentalną.

Zadaj zwyczajowe pytanie przypadkowo spotkanemu znajomemu: Jak leci? Co u Ciebie? Co usłyszysz? - Aaaaa tak sobie. /Jakoś tam leci/ Stara bieda. / W krzyżu mnie strzyka, w zeszłym miesiący ściągali ni wodę z kolana.. lub coś w podobnym stylu.

Co usłyszałbyś w Berlinie, Paryżu, Londynie a nawet czeskiej Pradze? - In ordnung (w porządku) Alles gut! (wszystko dobrze), Great! (wspaniale!) i zostałbyś poczęstowany szerokim uśmiechem.

Nie są szczerzy? Mają wyższy poziom życia? Słońce świeci u nich jaśniej? A my? Naprawdę nie przydarza się nam nic, z czego moglibyśmy być po prostu zadowoleni? Małe codzienne radości. Zacznijmy zauważać dobre rzeczy. Drobne sukcesy, które przytrafiają każdego dnia. Dodajmy im więcej wagi. Podzielmy się uśmiechem z innymi –  a życie stanie się łatwiejsze. Przestańmy celebrować niezadowolenie – będziemy szczęśliwsi niezależnie od zasobności naszych portfeli.

Dla starszego pokolenia, ale i dla nas wszystkich, mam bardzo dobrą informację: komuna upadła dziesięciolecia temu, reżim smuty i podejrzliwości wobec przejawów zadowolenia czy, o zgrozo!, samozadowolenia, także przeminął. Możemy już się cieszyć! Radość nie jest przestępstwem! Za uśmiech nie karze się tu mandatem!

Ale tu dochodzimy do następnego punktu. Aby się do kogoś uśmiechnąć, trzeba go zauważyć. A to już problem współczesny, bo rodem z naszego dzisiejszego, młodego kapitalizmu.

W dużych miastach wszyscy gdzieś pędzą. Może nawet na siebie nie wpadają (no, z rzadka się zdarzy), ale się kompletnie nie widzą. Powoli przeobrażamy się w „Społeczność Zombi”. Przestajemy się nawzajem zauważać. Mieszkaniec miasta przemieszcza się w jego przestrzeni w konkretnym, bardzo ważnym (jeśli nie najważniejszym na świecie) celu, jest obligatoryjnie zatopiony w swoich myślach lub w brzęczących dźwiękach izolujących go od świata za pomocą sprytnych słuchawek. To zrozumiałe, że słuchając muzyki nie widzą innych. Przebywają wtedy we własnym świecie – otaczający ich ludzie są wyłącznie statystami w ich prywatnym teledysku. Trudno więc, aby się do statystów odnosić z uwagą, a z życzliwością - to już niemal nie do pomyślenia. To znaki czasu, ale: nie dajmy się zwariować! Nie musimy żyć w takim wyizolowanym świecie.

Zbliża się duże wydarzenie w życiu naszego miasta. Za parę tygodni rozpocznie się długo oczekiwane EURO. Może nie najlepszy to przykład, ale z powodu olimpiady chińczycy oduczyli mieszkańców Pekinu brzydkiego zwyczaju plucia na ulicy – kosztowało ich to kilkuletnią kampanię edukacyjną i prawdopodobnie parę zesłań do chińskiego gułagu. Z uśmiechem w Warszawie powinno nam pójść łatwiej.

Oczywiście nie jest moim celem porywanie się z przysłowiową motyką na słońce i zmiana mentalności całego narodu. Ale każdy z nas ma moc, by coś zmienić. Na początek zauważ innego człowieka, tego co stoi obok ciebie w autobusie, na przystanku, idzie w twoją stronę ulicą.

Gdy ktoś na ciebie spojrzy – uśmiechnij się życzliwie. To wszystko. Tak mało - a tak wiele.

Razem przebywamy w tej przestrzeni – to nasze miasto, my stanowimy o tym, jakie ono jest. My odpowiadamy za atmosferę na ulicach. Bądźmy dla siebie po prostu uprzejmi. Życzliwy uśmiech wzbudza uśmiech na twarzach innych ludzi. To genialnie proste!

Stańmy się stolicą życzliwości. Niech to wyróżnia nas spośród innych.

Zacznijmy od dziś! Niech zmotywuje nas przyjazd do naszego miasta gości na EURO. Taka zmiana jest zasadniczą zmianą jakościową, a nic nie kosztuje. Przemalujmy za darmo naszą stolicę. Pomalujmy ją naszymi uśmiechami i bezinteresowną życzliwością.

 

Zrób to teraz! - Uśmiechnij się!

Licencja: Creative Commons
0 Ocena