Nie mówię o takim całodziennym olejnictwie, gdy po prostu nie chce się pracować.
Chodzi mi bardziej o stan powiedzmy wielowymiarowy, w którym ciężko się nie tylko zwlec z wyra ale i gdy masz chwilę dla siebie to nic z nią nie możesz zrobić – w pracy: zamiast zrobić coś sensownego czekasz na wrzutki byle tylko dać się zagonić do pracy, nie wpadają Ci do głowy fajne pomysły; a w domu: czytasz książkę i stwierdzasz że i tak nie dociera; ulubiona muzyka nie sprawia przyjemności i przyłapujesz się na tym że jesteś w stanie siedzieć przed badziewskimi programami w TV parę godzin itd. itp.
Nie sądzę żeby można to było nazwać deprechą czy wypaleniem zawodowym – ale na pewno coś jest nie tak.
Jeżeli już zdałeś sobię z tego sprawę to punkt dla Ciebie – świadomie możesz przynajmniej podejmować decyzje co dalej zamierzasz robić lub nie robić.
Wyginam śmiało ciało.
Według mnie najprościej zacząć zmieniać ten przygnębiający stan poprzez ruch, czyli aspekt fizyczny. Po prostu – jak zaczniesz się ruszać to Twój umysł sam dojdzie do starego porzekadła, że w zdrowym ciele – zdrowy duch.
Tylko bez ściemy – ruszanie się to nie jednorazowe 5 przysiadów czy stawianie samochodu na dalszym miejscu parkingowym by ‘spaceru’ było więcej.
Kiedyś, gdy w polskim TV były jedynie 2 słuszne kanały, to próbowano wypromować hasło: 3 razy 30 razy 130 – czyli 3 razy w tygodniu, ćwicz po 30 minut tak by Twoje tętno miało 130 uderzeń na minutę. Gdy nic Ci się nie chce to narzucenie sobie takiego reżimu będzie zbyt dużym wyzwaniem i prawdopodobnie go nie podejmiesz – więc zamiast 3x30x130 proponuję coś innego:
Zrób coś co nie tylko zafunduje Ci trochę ruchu – ale przede wszystkim choć odrobinę Cię zaskoczy.
Np:
Zagraj w squasha ze znajomym – znacznie to lepsze dla amatorów niż tenis, bo nie trzeba biegać po piłki 3 korty dalej. No i sport jak najbardziej zimowy (ktoś zna squasha odkrytego?).
Uderz na basen – najlepiej o mało uczęszczanej porze: 7 rano lub 21 – wtedy masz trochę miejsca dla siebie – a i wrażenia są inne. Rano przed pracą dostaniesz mentalnego kopa – bo z energetycznym to różnie może być – po jednym razie raczej będziesz zmęczony fizycznie ale mentalnie na pewno morale Ci się podniesie. Wieczorem za to na niektórych basenach wygaszają część świateł – wtedy ma się odrobinę wrażenia jakby pływało się w basenie hotelowym :)
Pójdź na lekcję tańca – to też tylko godzina – a jakie emocje! Jak Ci się spodoba to jeszcze się zarazisz pasją do np. salsy (fantastyczny taniec!-mnie już trafiło). Jeśli trafisz na fajnego instruktora to jeszcze będziesz mieć niezły ubaw.
Masz inne pomysły?