W roku 1701 król pruski Fryderyk I, z bursztynu znajdowanego w Samland, nakazał zbudować w swoim zamku ogromny pokój. Dwaj mistrzowie z Gdańska Turan i Schaft rozpoczęli rzeźbienie w bursztynie, natomiast architekt Schluter wraz z majstrem Tusso z zabudowali pokój bursztynowymi płytami o powierzchni pięćdziesięciu pięciu metrów kwadratowych. Na bursztynowych płytach umieszczano płaskorzeźby przedstawiające życie rybaków nad morzem, pejzaże, herby królewskie i sceny alegoryczne, a niektóre szczegóły należało oglądać pod lupą.
W roku 1716 król Fryderyk I, darował komnatę carowi rosyjskiemu, Piotrowi I, jako królewski upominek za jego zwycięstwo nad Szwedami pod Połtawą. Zanim komnatę wystawiono na rosyjskim dworze, zatrudniono sześciu majstrów z Królewca, którzy przez kilka kolejnych lat pracowali nad jej dalszym upiększeniem.
Następnie w roku 1777 na rozkaz carycy Elżbiety przeszło siedemdziesięciu gwardzistów przez sześć dni, pokonując dwadzieścia jeden kilometrów, przeniosło wszystkie elementy bursztynowej komnaty z Petersburga, do letniej rezydencji w Carskim Siole. Od tej pory komnata stała się przedmiotem dumy i zachwytu rosyjskich carów przez niemalże dwieście lat.
Kiedy w roku 1942 wojska niemieckie otoczyły Leningrad, wcześniejszy Petersburg, niemieccy kulturträgerzy zaopiekowali się tym niesamowitym dziełem i umieścili w Królewcu, gdzie zajął się nią dyrektor królewskiego muzeum i wielbiciel bursztynu doktor Rhode. Podobno dr Rhode zamykał się na całe noce w pokoju, gdzie w skrzyniach złożono płyty bursztynowej komnaty i z zafascynowaniem przyglądał się niesamowitemu dziełu. Nie wszystkie źródła są tu zgodne, że komnatę zmontowano tylko raz w Królewcu i to na krótko, bo wciąż trwały naloty aliantów. Według niektórych źródeł komnata w skrzyniach spoczywała w Królewcu do piątego kwietnia 1945 roku.
Następnego dnia wojska radzieckie uderzyły na Niemców w Królewcu. Na kilka dni zniknął dr Rhode i nikt nie potrafi powiedzieć co się z nim w tym czasie działo. W tym czasie wojska radzieckie nie odnalazły bursztynowej komnaty w Królewcu. Piątego dnia pojawił się w muzeum dr Rhode, który pragnął dalej pracować w muzeum. Poinformował radzieckich muzealników, że bursztynowa komnata, podobnie jak wiele innych ukradzionych skarbów, została wywieziona w głąb Niemiec na długo przed wkroczeniem Armii Czerwonej. Sumienność w pracy dr Rhode przekonała Rosjan do wiary w jego słowa. W tym czasie opiekę nad zamkiem przejął prof. Barsow, który stwierdził, że Rhode jest godny zaufania. Jednak zaufanie zostało podważone, kiedy prof. Barsow zauważywszy dym z zamkowej wieży, natychmiast tam pobiegł i zastał dr Rhode palącego w ognisku jakieś dokumenty. Rozdrażniony prof. Barsow zamierzał aresztować dr Rhode, ale w końcu przyjął, że stary, zdziwaczały Niemiec palił jedynie prywatne listy.
Kolejne podejrzenia powstały w głowie Barsowa, kiedy piętnastego grudnia 1945 roku dr Rhode nie przyszedł do pracy, po trzech dniach dowiedział się, że dr Rhode i jego żona zmarli na dyzenterię (czerwonkę) dwa dni wcześniej. W czasie śledztwa ustalono, że akt zgonu wystawił lekarz, który nagle zniknął. Jedne źródła donoszą, że nie udało się ustalić miejsca spoczynku zwłok, zaś inne podają, że po ekshumacji okazało się, że nie dr Rhode leży w grobie.
Powstało kolejne zapytanie na temat powodu zniknięcia zwłok małżeństwa Rhode. Być może ktoś ich zamordował, aby tajemnica bursztynowej komnaty pozostała ukryta, a śledztwo ujawniłoby przyczynę zgonu.
Jeden z radzieckich dziennikarzy odnalazł prywatne listy dr Rhode, w których natknął się na informację o możliwości wywiezienia skarbów na terenie majątku rodziny pruskich junkrów Szwerinów w Dzikowie, nieopodal Górowa Iławieckiego. Gdzie — jak wynikało z listu jeździł dr Rhode. Po tych informacjach postanowiono przeszukać majątek w Dzikowie. Penetracja nie przyniosła żadnych rezultatów.
Wśród znalezionej niemieckiej korespondencji pomiędzy dwoma hitlerowskimi oficerami trafiono na notatkę podpisaną „akcja bursztynowa komnata”. Według tej notatki komnata miała zostać umieszczona w punkcie o kryptonimie B-3, a wykonanie potwierdzała inna notatka, w której można przeczytać, że akcję wykonano, a następnie wysadzono budynek.
Niektórzy podejrzewają, iż miejscem spoczynku Bursztynowej Komnaty jest zamek Książ, w którym kilkuset jeńców zacierało ślady istnienia podziemnych pomieszczeń. Dziś badania w zamku Książ są niemożliwe do wykonania, gdyż w nim mieści się instytut pomiarowy, używający niezwykle czułych urządzeń, co dla mnie jest już zieloną lampką. O ile Bursztynowa Komnata istnieje, to szukałbym jej właśnie tam. Sprawa wygląda na szytą grubymi nićmi, bowiem nie można stwierdzić, czy jakiś człowiek dobrze wiedzący o spoczywaniu niesamowitych skarbów nie zabezpieczył ich w taki właśnie sposób.