W Saragossie
ktoś na dworcu przesypiał strach.
Nie miał oczu ani do czego wracać.
Leżałam obok niego skulona na walizkach.
Odwaga - powiedział nie podnosząc głowy.
Odwaga – powtórzył.
Gdybym ją w sobie wtedy miał
odpoczywałbym dopiero za sto lat,
bo nie traciłbym go z oczu – człowieka.
Żadnej najpiękniejszej chwili
nie dałbym skraść i nie kradłbym.
Nie pozwoliłbym okłamywać się własnemu sercu.
Zawiodło panienko - patrzył na mnie i płakał
skulony cień, obrażony na świat wojownik,
któremu wstyd nie pozwolił podnieść głowy.
Nie chciał żebym go znała ale powiedział
wtedy wszystko. Był w tym sens tylko człowieka
tam nie było. Walizka miała kolor złotych marzeń.
A noc nie chciała zniknąć. A dzień nie mógł nadejść.