I znów Lwów – pełen tęsknych snów
Wciąż niepokoi
i sercem wciąż miota
wielka, potężna
za Lwowem tęsknota
O Miasto nasze, Miasto,
o Grodzie ukochany,
przeklętą wolą Jałty
podstępnie zrabowane.
Tam – na stepie
Zegarem było słońce,
godziny cień wskazywał,
a jeszcze na długo przed świtem
brygadier do pracy wzywał.
Sałdat w wagonie
Pytam cichutko – mamuś dlaczego
i jaka jest nasza wina,
że przy nas sołdat stoi na straży
karabin z bagnetem wciąż trzyma?
I przytuliła mnie mama do siebie,
a w oczach łzy się perliły,
módl się dziecinko do Pan w niebie
by przetrwać, dodał nam siły.