Przerwany przemocą sen
o tym, że zaćmienie słońca zabija konie
których obecność czułam wyraźnie, strach
który unosił mnie na wodzie, a bicie serc
dobiegało z dziwnych miejsc, jak pukanie
do drzwi, za którymi nie ma świateł
Tajemnice za wszelką cenę przekazywane
pod dziwnymi postaciami coś mówią
Gdyby stopniały teraz sny
i zamarznięte od chłodu dłonie
wyciągnęłyby się spokojnie z nadzieją w jakaś stronę
Ale wracam do snu, zamykam oczy a one są
plamy na słońcu, bo nie zadzwonił żaden dzwonek
nabieram powietrze i znowu się unoszę
strach minął równie szybko, jak się pojawił
Śniło mi się, że nikogo za drzwiami nie było
że spadły gwiazdy i konie, to one boją się
zaćmienia, tych dziwnych cyklów rzucania cienia
na wszystko, nawet wtedy kiedy powinno być jasno
Unoszą mnie i cicho chłepcą wodę spragnione
opowieści o trwodze a potem o jej przemijaniu
dziwnie niespokojne konie i wszystko co pełza
pytając mnie o sens chyba istnienia i
przemieszczania się do szczęśliwych miejsc
za pomocą jakiejś Arki Noego