Kto nie był kiedyś dzieckiem i nie grał w gry? Nawet w dojrzałym wieku zdarza się być graczem. Każdy ma chyba jakiegoś swojego faworyta z przeszłości, w którego chętnie by zagrał.

Data dodania: 2013-04-30

Wyświetleń: 1605

Przedrukowań: 0

Głosy dodatnie: 0

Głosy ujemne: 0

WIEDZA

0 Ocena

Licencja: Creative Commons

Kultowe gry, czyli powrót do przeszłości

Jak to na studiach bywa…

Nie gram w gry, no może prawie w ogóle. Od czasu do czasu w coś tam jednak człowiek lubi zagrać. Jednak z braku czasu, obowiązków i pewnie jeszcze kilku innych czynników mogę powiedzieć, że jednak nie gram. Jeszcze kilka lat temu, jak się było młodszym i miało się zdecydowanie więcej wolnego czasu, to TAK. Bo w końcu co tam się miało do roboty – studia? Jakie studia? Na niektóre wykłady się nie chodziło w ogóle, więc miałem więcej czasu dla siebie. To jak spożytkować tyle wolnego? No tak jakieś piwko z kolegami, pójść pograć w piłkę, jakiś film obejrzeć, no i w ostateczności się pouczyć – kto był studentem lub jest, ten wie, jak to wygląda. Taki młody człowiek mieszkał w akademiku czyli w centrum downloadingu, które działało bez zarzutu. To czemu sobie w coś nie pograć? Postrzelać do terrorystów w Call of Duty, bo do wykładowców raczej nie można, mimo że czasem taka ochota przychodziła. A to zbudować swoje miasto, swoje armie i najeżdżać obce tereny, siekając i paląc. Ewentualnie usiąść za kółkiem jakiegoś pięknego, sportowego wózka i pościgać się ulicami wielkich aglomeracji w Need 4 Speed. Wyścig z czasem, z przeciwnikiem i nierzadko z policją ku wielkiej chwale i pieniądzom. Bo student to raczej nie ma ani jednego ani drugiego.

Wirtualny świat to nie rzeczywistość…

No świat wirtualny daje to, czego często w prawdziwym życiu człowiek nie zasmakuje. Ale trzeba pamiętać, że to jest tylko wymyślony świat. Każdy z pewnością miał taką jedną grę, której poświęcił niezliczone godziny. Jak się usiadło do grania na 30min, to się nagle okazało, że to już 5h minęło, a śmieci dalej w korytarzu stoją i czekają, żeby je wynieść. Gdzieś tam ten świat wirtualny bardzo wciągał i wciąga,  powodując utratę poczucia czasu. Ile przez to obowiązków się zaniedbało. Śmieci to jeszcze luz, ale jak się spóźniłeś na spotkanie z dziewczyną i jej rodzicami to trochę lipa. Egzamin? – dobra, nauczę się na poprawkę, przecież już tak daleko zaszedłem, że muszę to skończyć. Ile takich gier powodowało, że z zachwytem czekaliśmy na dalszy etap do przejścia. Ile to krwi i potu przelaliśmy, gdzie nieraz frustracja przerastała, gdy nie mogliśmy sobie z czymś poradzić i ten okrzyk – „to jest niemożliwe,  przecież to jest jakiś błąd gry!!” – kto tak nie miał? Ja w piłkarskim ISS 2 (obecnie Pro Evolution Soccer) kilka razy w jednym meczu tak krzyczałem. Uderzyć pięścią w stół czy opuścić pada na podłogę. A po chwili znowu sięgaliśmy do owego urządzenia i kolejne podejście – „no przecież tego bossa trzeba zabić”. Dobrze, że tylko jego, ale w jakiś sposób gry też pozwalały się wyładować i zgubić nadmiar energii.

Ku przyszłości…

Ach, co to były za czasy, gdzie szło się do przodu, a fabuła nie miała znaczenia, liczyło się tylko pokonanie hord wroga. No aż kiedyś tam kiedyś, w odległej galaktyce (dla fanów Star Wars ) pojawiła się gra, która jak na swój czas była istnym fenomenem nie tylko pod względem grafiki, ale przede wszystkim właśnie fabuły. Mowa oczywiście o grze z dwoma FF w tytule, czyli Final Fantasy 7 – coś niesamowitego. Czupryśny blond bohater Cloud i potężny przeciwnik Sephirot odcisnęli piętno na młodych graczach i do tego jeszcze scena śmierci jednego z członków zespołu – epickie. No i jeszcze jeden z moich ulubieńców Leon S. Kennedy, czyli dzielny policjant-żółtodziób w mieście opanowanym przez zombie. Granie po ciemku, z tą historią i podkładem muzycznym, powodowało ciarki na plecach, bo niewątpliwie Resident Evil jest grą kultową. Chyba właśnie od tego się zaczął modny łańcuszek na kolejne gry (choć niekoniecznie tak dobre) i filmy o nieumarłych żądnych krwi niewinnych istot ludzkich. Rynek gier obecnie się tak rozwija, że jak człowiek w tym nie siedzi, to nie nadąża. Kolejne tytuły pojawiają się jak grzyby po deszczu. Wymagania sprzętowe komputera rosną i powstają konsole nowych generacji. Lada moment nie będzie się odróżniać grafiki z gry od filmu. Tych także sporo powstaje na bazie gier i odwrotnie. Jednak nie każdy film jest tak dobry, jak jego poprzednik w postaci gry. Historia kina zna wiele porażek. Mam swoich faworytów, ale nie będę ich tutaj pokazywał, bo nie chcę nikogo urazić.

A tymczasem lecę zbudować armię i zdobyć kilka nieprzyjaźnie nastawionych zamków zza miedzy – Heroes of Might and Magic 3 Złota Edycja, o TAK!!

A Ty w co grałeś lub grasz???

Licencja: Creative Commons
0 Ocena