W szkole uczą nas pisać, czytać, liczyć; w szkołach zawodowych i na uczelniach wyższych zdobywamy wiedzę fachową – i to jest bardzo dobre. W końcu analfabetyzm to żadna chluba a i specjaliści nie mogą być laikami. To właśnie w szkole, dzięki nauczycielom, poznajemy narzędzia, z którymi możemy zdobyć świat. Tylko świata jakoś nie zdobywamy... no może nieliczni. Dlaczego tak się dzieje? Odpowiedź jest prosta, szkoda tylko, że zawsze to, co najprostsze, jest najtrudniejsze do zauważenia, że o zrozumieniu tego nie wspomnę.
Skoro w szkołach uczymy się, to dlaczego tak niewiele z tej nauki wynika? Świat poszedł do przodu, system oświaty i wychowania przechodzi samego siebie w rozszerzaniu programów nauczania, autorzy podręczników pojawiają się, jak grzyby po deszczu, nauczyciele z roku na rok zmieniają podręczniki z mniej barwnych na super kolorowe, wydawnictwa przeżywają bum i zarabiają krocie, rodzice włosy z głowy rwą, skąd wziąć pieniądze, więc biorą kolejny etat lub nadgodziny. Ciężkich książek coraz więcej, kręgosłupy bardziej krzywe, stres coraz większy, choroby się mnożą, uzależnienia też – cieszą się lekarze, którzy własne gabinety musieli otworzyć, bo tak reformy zdrowia jakoś na zdrowie nie wyszły. Czy coś zostało pominięte w tym schemacie? Biorąc pod uwagę poprawność językową, powinno być ktoś, patrząc jednak no to, co wyczyniają dorośli, to jednak coś... Dzieci. Jakże wyczekiwane przez rodziców, dziadków, tak bardzo kochane i tak bardzo zostawione same sobie, samotne...
Żyjemy zgodnie z normami i standardami, według przepisów, aby spełnić kryteria, aby zapewnić dziecku lepszą przyszłość. Przyszłość dziecka, zresztą tak, jak każdego człowieka, to jego i tylko jego sprawa. Nikt nie jest w stanie stworzyć innemu jego własną przyszłość. To, co możemy, to być z dzieckiem, rozmawiać z nim, pokazać wartości, wspierać w wydobywaniu talentów, rozbudzić pasję, pomóc mu zbudować najwspanialszy fundament, na którym wybuduje swoją przyszłość.
Nasze dzieci to diamenty, które należy oszlifować, żeby wydobyć z nich prawdziwą wartość i piękno. Do szlifowania diamentów potrzebna jest odpowiednia wiedza i precyzyjne narzędzia. Obróbką diamentów nie zajmują się ci, którzy pracują w kopalniach. A przeciętny dorosły uważa, że skoro zrobił i zrodził, to się zna – i diament szlifuje pilnikiem do metalu, często zbyt starym i zbyt zardzewiałym. Stąd tak wiele rys i uszczerbień. Wartość diamentu spada wraz z ilością rys. Zbyt porysowane kamienie kruszy się na maleńkie kawałeczki i umieszcza się w biżuterii z niższej próby złota. Po super krótkim kursie obróbki diamentów, powróćmy do dzieci, naszych dzieci.
Ile rys i jak głębokich mają te nasze diamenty? Każda rysa obniża samoocenę dziecka. Skoro czuje się mniej wartościowe, szuka czegoś, co podniesie tę ocenę. Dziecko wartościuje świat inaczej niż dorośli. To, co trudne zostawia i sięga po to, co łatwe i dostępne, szybko się do tego przyzwyczaja i uzależnia od tego. Gdy dzieci sięgają po łatwe rzeczy, dorośli są zajęci, często nawet sami podsuwają dzieciom niektóre z nich, aby mieć święty spokój i nie zaprzątać sobie głowy wychowaniem. Zresztą jest system oświaty i wychowania, który posiada swoje placówki w każdej, bez mała, miejscowości. I tak dzieci trafiają do szkoły, która ma je wychowywać i edukować. I tu mamy paradoks na miarę Nobla w kategorii skrajnej głupoty z pogranicza nieodpowiedzialności życiowej.
Definicji wychowania i edukacji jest przynajmniej kilka – mówią o celach i wymogach. H. Grabowski opisują edukację jako intencjonalny przekaz wzorów wartości i wzorów zachowań z pokolenia na pokolenie; kształcenie jako intencjonalny przekaz wiedzy i umiejętności z pokolenia na pokolenie, natomiast wychowanie jako intencjonalny przekaz ideałów i wzorów postępowania z pokolenia na pokolenie.
Wg innej definicji, wychowanie polega na ciągłym wysiłku narzucania dziecku sposobów widzenia, myślenia i działania, do których nie doszłoby ono spontanicznie, a efektywne wychowanie to wiedza, którą należy przekazać wychowankowi. Bardzo mądrze, naukowo i bardzo systemowo... Pozwolę sobie na dygresję, że o efektywności wychowania nie decyduje ilość i nawet nie jakość wiedzy, tylko stopień jej przyswojenia przez dziecko – nie wychowanka! – ale dziecko! Janusz Korczak bardzo sprzeciwiał się takiemu uprzedmiotawianiu dzieci słowem "wychowanek". Sposób wychowywania dziecka musi być dostosowany do jego wieku. Rozwój każdego dziecka jest pewnym procesem, który odbywa się stopniowo. Dziecko na każdym etapie swojego życia powinno być uczone coraz bardziej skomplikowanych rzeczy. Umysł dziecka wraz z wiekiem jest przygotowywany do radzenia sobie z rozwiązaniem coraz trudniejszych problemów. Czy to poprzez umiejętność logicznego myślenia czy też panowania nad emocjami, to jedno jest pewne - dziecko musi być gotowe emocjonalnie i umysłowo do przyswojenia nowych dla siebie rzeczy. Dorośli zbyt często zakładają, że dziecko będzie rozumowało i postępowało jak dorosły. I skazują dziecko na problemy słowami ‘zajmij się sobą’ i wpadają w furię, gdy dziecko zastosuje się do tego, zgodnie ze swoim tokiem myślenia. Często przechodzą samych siebie w wymyślaniu zamienników siebie samych. A żadne dobra materialne nie zastąpią tak pożądanych cech rodziców, jak partnerstwo i powaga w poważnym traktowaniu problemów nawet tych najmłodszych dzieci. Są cechy, które każdy człowiek powinien wynieść z własnego domu, takie jak: odpowiedzialność, lojalność, kultura osobista, wiarygodność w każdej, nawet błahej sprawie. Przykre jest to, że nie każde dziecko ma warunki do ich wykształcenia. Przyczyn tego stanu rzeczy jest wiele, np.: nie tylko istniejące bezrobocie czy strach rodziców przed utratą pracy i związane z tym, ubożenie rodzin z jednej strony, ale również powstawanie „warstwy ludzi nowobogackich”. W każdej z tej sytuacji jesteśmy zbyt zajęci sobą. A dziecko? - W szkole nauczy się wszystkiego! Czy aby na pewno wszystkiego? Przecież wiedza podręcznikowa to nie wszystko. Czy nauczy się miłości, szacunku czy może zostanie okradzione z wrażliwości, kreatywności, pewności siebie, wysokiej samooceny? Czy to przypadkiem nie w szkole nauczy się, że skoro czegoś nie wie to należy się ‘niedostateczny’? A jak zbyt dużo razy nie wie, to jest nieukiem i nie dla niego dobre życie.
Jeżeli taki ‘nieuk’ ma szczęście bycia dzieckiem, zaangażowanych w prawdziwe rodzicielstwo, rodziców, którzy w pierwszych latach jego życia wpoili w niego wartości, dające mu niezłomną wiarę w siebie, to odnajdzie on swoją drogę w życiu – nawet, jeśli ci rodzice nie będą zachwyceni niskimi ocenami. To czego nie znajdzie w szkole, znajdzie w życiu. Ale co pocznie rozdarte wewnętrznie dziecko, u którego potrzeba miłości i akceptacji została stłamszona, a w szkole nauczyło się tylko, jak zdobywać wiedzę? Ono będzie znało tylko szkołę... – Ale za to będzie wyedukowane i też sobie poradzi – powie ktoś. Tylko czy wyedukowane dziecko, to szczęśliwe dziecko, szczęśliwy dorosły?
W kwestii dziecko – dorosły – szkoła inspiruje mnie postawa i zaangażowanie w sprawę Janusza Korczaka. Obym nigdy nie musiała stanąć przed takim wyborem, przed jakim on stanął, lecz jeżeli by tak się musiało zdarzyć, obym miała tyle odwagi i żadnych wątpliwości, tak jak on. Z zawodu był lekarzem, pisarzem z talentu, natomiast opiekunem i wychowawcą z prawdziwego powołania. Wszystko, co robił, służyło jednej naczelnej sprawie: dziecku. Domagał się uznania dziecka za pełnowartościowego człowieka od chwili narodzin i na każdym etapie swego istnienia. Uważał, że dziecko ma prawo być sobą, być takim, jakim jest. Jeżeli dziecko jest „pełnym człowiekiem” to ma prawo do szacunku, ma prawo do tego , aby nie było lekceważone i ma prawo tego wymagać od dorosłych. Szacunek ten jest potrzebny i dla jego niewiedzy i dla jego wysiłku poznawczego.
Czy poświęcenie, najwyższe poświęcenie, tego człowieka nic w dzisiejszych czasach nie znaczy? On walczył o to, aby dzieci nie były traktowane przedmiotowo, aby otoczyć ich tym, czego potrzebują najbardziej, miłością i zrozumieniem, aby mogły nam odpłacić tym samym – miłością i zrozumieniem. A my traktujemy dzieci jak zło konieczne – ‘no przecież haruję jak wół a tobie się nawet uczyć nie chce!’ Albo jeszcze lepiej: ‘jak będziesz tak się uczyć, to nawet do sprzątania ulic cię nie wezmą!’ Pogratulować dorosłości, no nie ma co! Ewolucja nie ogranicza się do zejścia z drzewa i chodzenia na dwóch nogach. Dlaczego robimy tak wiele, żeby nie cieszyć się miłością i zrozumieniem naszych dzieci i tak nie wiele, aby dać dzieciom to, na co na pewno zasługują. Czy zamiast uprawiać spychologię rodzice na szkołę, szkoła na rodziców, nie lepiej połączyć siły i zafundować im pełną edukację w atmosferze miłości i zrozumienia, tak aby nie było powodów do narzekań, w stylu ‘ta dzisiejsza młodzież’ czy ‘te dzieci coraz gorsze’.
"Młodzi mają różne własne sprawy, własne zmartwienia, własne łzy i uśmiechy, własne młode poglądy i młodą poezję. Często ukrywają przed dorosłymi, bo się wstydzą, nie ufają, bo boją się, żeby się z nich nie śmieli." Janusz Korczak