Okazuje się, że topografia hipermarketów bardzo przypomina strukturę wyszukiwarki internetowej. Brzmi to irracjonalnie, ale to prawda. Powszechnie wiadomo, że najczęściej klikamy w linki, które znajdują się na początku listy rezultatów wyświetlanej przez Google, ale mało kto zdaje sobie sprawę, że równie często klikamy w ostatni link na liście! Internauci o wiele częściej decydują się na kliknięcie w pozycję 10, natomiast pozycję 9 skrzętnie pomijają. Z podobnym zjawiskiem mamy do czynienia w hipermarketach. Towar znika najszybciej z początku i z końca regału sklepowego, gdyż to właśnie w tych miejscach klienci spędzają najwięcej czasu – np. zakręcając wózkiem lub zastanawiając się, w którą stronę się udać. Towary ze środka regału nie cieszą się aż taką popularnością.
Kolejnym chwytem marketingowym jest optymalizowanie wzajemnego położenia produktów. I tak, obok półki z pieczywem, znajdziemy oczywiście masło, wędliny i dżemy. Obok jedzenia dla dzieci z pewnością zobaczymy inne dziecięce artykuły: zabawki, ubranka, buciki...Nie łudźmy się, że są to udogodnienia wprowadzone z myślą o klientach – nie chodzi tu o nasz komfort, lecz o jak największe zyski. Sprzedawcy sugerują nam, które produkty powinniśmy kupić. Czy nie przypomina to czasem podpowiedzi, które dostarcza nam Google przy każdym wpisywaniu hasła
w wyszukiwarce?
Powyższe przykłady chwytów marketingowych rodem ze świata Google to tylko wierzchołek góry lodowej. Tak naprawdę zarówno hipermarkety jak i Google dysponują nieskończonym arsenałem środków, dzięki którym manipulują swoimi klientami. Miejmy to na uwadze, gdy następnym razem wybierzemy się na świąteczne zakupy do hipermarketu lub będziemy poszukiwać prezentów w Sieci.