Nigdy go nie widziałam, nie byłam z nim na spacerze, nie przewijałam, nie przytuliłam pachnącego mlekiem miękkiego ciałka...Nie było mnie przy nim i znałam go tylko ze zdjęć. A on "znał" mnie z przysyłanych zabawek. Aż do dziś. Właśnie skończył 3 latka i leciał do swojej obcej babci. Jak to powtarzał za dorosłymi - do babci z Izraela.
Kiedy wróciłam z pracy, spał. Śliczny mały człowieczek o okrągłej buzi spał spokojnie w moim domu. Siedziałam i patrzyłam wzruszona, a niepewność i pytania kłębiły mi się w głowie. Jak zareaguje na mnie, kiedy się obudzi, czy te pierwsze lata nie zabrały jakiejś części uczuć do mnie, czy mnie pokocha...
Nagle otworzył oczy i spojrzał na mnie. Wyciągnęłam ręce.
- Chodż do mnie - powiedziałam - jestem twoją babcią Bożeną.
Wstał bez lęku, podszedł, a ja przytuliłam go, ucałowałam.
- Pozwólmy mamie pospać, pójdziesz ze mną na huśtawki do parku?
- zgoda - odpowiedział z poważną miną.
I tak zaczęła się nasza miłość od pierwszego spojrzenia. Po południu już wszyscy razem poszliśmy nad ciepłe ogromne Morze Śródziemne. Zbieraliśmy muszelki i kąpaliśmy się. Śmiech i słońce pomagały nam poznać się lepiej. Zapamiętałam jedno z jego pytań: babciu kto tu nalał tyle wody?
Wieczorem zastałam Pawełka siedzącego w wózku.
- Co się stało, co robisz w wózku?
- To ty nie wiesz? Obtarłem sobie nóżkę, o tu, a przecież jedna nóżka nie może chodzć, więc siedzę. I rozłożył w bezradnym geście rączki. Następnego dnia kupiliśmy klapki i biegał w nich już do końca pobytu.
Był ze mną przez miesiąc i poświęcałam mu cały wolny czas. Rano praca, a potem do północy (tam to jest normalne - na plaży czy promenadzie zawsze do póżna w nocy jest dużo dzieci i dorosłych) plaża, huśtawki, zjeżdzalnie, granie w piłkę, a grał świetnie i uwielbiał to, no i...długie rozmowy. Zaczynały się najczęściej od nieśmiertelnego "a dlaczego"?
Raz wracając z plaży zobaczyliśmy plac zabaw w parku. Ze względu na upał wszystkie place zabaw usytuowane są w cieniu. Pawluś pobiegł się bawić. po dłuższej chwili przybiegł z powrotem.
- Babciu, tak mi się chce pić!
- Chodż, poszukamy żródełka z wodą - powiedziałam.
Pił łapczywie ze swoich małych rączek, nagle przerwał.
- Babciu, och, jaka dobra jest ta woda. Dlaczego?
Roześmiałam się.
- Kochanie, masz rację, tu woda jest najlepszym napojem.
Jednak prawdziwe poważne rozmowy zawsze odbywały się wieczorami. Wtedy (tylko on i ja) chodziliśmy na plac zabaw obok których były też stoliki i ławki. W drodze powrotnej wybierał stolik, siadał i prosił - chodż usiądziemy i pogadamy.
- A o czym pogadamy? - pytałam.
I wtedy on opowiadał o ranku, kiedy mnie nie było lub wymyślał fantazyjne opowieści ze sobą w roli głównej. I zawsze bardzo dużo było słowa "dlaczego".
Lubiłam te nasze rozmowy. Zachwycałam się jego myśleniem, pamięcią, fantazją i logicznym tłumaczeniem zdarzeń. Mówił - jak mama nie przyjdzie, to będę płakał (nie płakał tylko uprzedzał) a gdy mu coś nie smakowało - to jedzenie jest dla dużych ludzi, nie dla dzieci...Patrzyłam na tego małego-dużego człowieczka i myślałam - on ma tylko, czy aż 3 latka?
Pewnego razu wybraliśmy się z wizytą do mojej znajomej. Weszliśmy i padło nie najmądrzejsze - jak to czasem bywa u dorosłych, którzy nie mają częstych kontaktów z małymi dziećmi - pytanie.
-A ty kto jesteś?
- Pawełek, mała dzidzia - odpowiedział rezolutnie.
Dostał w prezencie piękne pudełko z klockami, ktore natychmiast otworzył i po chwili cały był pochłonięty zabawą. Za chwilę znajoma przyniosła drugie pudełko bez przykrywki z samochodzikami.
- Możesz się nimi pobawić i jeden samochodzik zatrzymać.
- A dwa mogę? - odpowiedział pytaniem.
Po chwili włożył jednak wszystkie samochodziki do pojemnika i chwytając w rączkę pudełko ze swoimi już klockami zakręcił się wokół własnej osi i niezłomnie oświadczył.
- Wiesz, te klocki to zabiorę do swojej Warszawy, ale tych samochodzików to nie, bo nie mają przykrywki i by się mi rozsypały.
Przez cały pobyt filmowałam go i może dlatego najbardziej zapamiętałam jego śliczny uśmiech ukazujący opaloną buzię pełną białych ząbków i zawsze entuzjastyczne machanie rączką. Tak naprawdę to nigdy nie płakał, biegał doskonale po plaży, jadł pizze hut tak pięknie, że reklamę można było robić bez powtórki, uwielbiał pić colę w restauracji i nigdy nie był zmęczony. Rozmawiałam z nim jak z dorosłym i razem planowaliśmy czas. Czy był naprawdę wyjątkowy, czy to może dla mnie czas spędzony z nim wydaje się taki?
Nadszedł dzień rozstania. Ostatni dzień na plaży, lody i rozmowa.
- Wiesz babciu, muszę jechać, bo jutro idę do przedszkola, będę leciał ogromnym samolotem.
Wszystko było w porządku do chwili odprawy. Nagle zrozumiał, że mnie już nie zobaczy.
- Ja chcę do babci Bożeny - płakał.
- Pawluś, ty przecież najbardziej kochasz mamę?
- I ciebie - odpowiedział.
Po powrocie do domu kazał sobie bez przerwy na okrągło włączać kasetę, nie pozwalał, aby mama opowiadała o pobycie. Chciał sam.
- Tu jest armata, armata jest w Jaffo, a tu Pawełek, a tu babcia Bożena...
Czy nie mam nadzwyczajnego wnuka? Minęły lata Pawełek jest wyższy ode mnie o głowę i mówi głosem dorastającego mężczyzny, ale nadal odpowiedz na to pytanie brzmi - tak. Nawet jeśli to miłość maluje jego obraz. Czego i wam, drogie babcie, życzę